Wielkimi krokami zbliża się przedwyborcza gorączką. Rządząca partia już zmieniła kodeks wyborczy tak, aby obsadzić swoimi ludźmi komisarzy wyborczych. To oni wyznaczą okręgi wyborcze, zapewne w sposób tylko sobie znany. Oczywiście wszystkie działania władzy centralnej, oficjalnie podyktowane są zwiększeniem transparentności i praworządności przy wyborach samorządowych. Także likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych w gminach powyżej 20 tys służyć ma interesowni społecznemu, jak twierdzą pomysłodawcy tejże zmiany. Tzw. „odmieńcy”, czyli sensowna opozycja (jak Kukiz’15) wyraża zdanie, iż likwidacja JOW stanowi chęć głębszego upartyjnienia i tak już partyjnych samorządów. W niedługim czasie nastąpi wysyp „niezależnych” komitetów wyborczych, osób twierdzących, iż należy przeprowadzić kolejny „czas zmian”. Będą to ludzie obiecujący wszystko wszystkim, po za sprawami naprawdę istotnymi z punktu widzenia mieszkańca małej gminy. Naprzeciw nim staną obecni włodarze, przekonywujący o swej doskonałości, realizacji planów – ich planów, nie mieszkańców. Pozornie wydawać by się mogło, iż zasady demokratycznych wyborów będą zachowane. Także Mieszkańcy Lidzbarka Warmińskiego i powiatu w tym roku staną przed wyborem radnych z pośród dziesiątków chętnych.
Czy jednak wybory samorządowe są potrzebne?
Te przewrotne twierdzenie w szczególności dotyczy małych gmin, takich do 20 tys. Ustawodawca pozostawił w nich system JOW, doskonale wiedząc, iż jakakolwiek zmiana w ordynacji wyborczej po prostu nie ma znaczenia praktycznego. Na szczeblu małej gminy, wypracowane latami zależności, układy rodzinno – towarzyskie są ponad partyjne przykazania. Często występuje ścisła współpraca między członkami teoretycznie „wrogich” partii. Układ jest bardzo rozległy, przypomina w swym działaniu włoskie struktury mafijne. Są przedsiębiorcy finansujący kampanie wyborczą, dbający o tzw. zaplecze logistyczne, w zamian rozpościera się nad nimi parasol ochronny, tudzież przetargi w dziwny sposób przypadają właśnie im. Siatka zależności obejmuje praktycznie wszystkie instytucje włącznie z sądem, policją i innymi służbami. Taki układ musi mieć przecież „ramię zbrojne”, aby móc zniszczyć dowolnego krnąbrnego obywatela, kiedy tylko podniesie głowę. Zwykły „Kowalski” nawet nie zdaje sobie sprawy, iż jego los ściśle związany jest z „układem” a nie literą prawa. Człowiek z „układu” może spokojnie po pijanemu rozbić auto w centrum miasta, pod okiem kamer i liczyć na umorzenie postępowania.
Czy wobec powyższego, nowi niezależni ludzie, wybrani do władz miasta lub powiatu są w stanie rozbić „układ”?
Analizując kilkanaście ostatnich lat pracy samorządu lokalnego, a w szczególności bieżącą kadencję, odpowiedź brzmi „NIE”. Nowi świeży radni, pełni pomysłów, po kilku miesiącach zaczynają wątpić. Nie tak wyobrażali sobie demokrację. Szybko przekonują się, że ich los, a także los ich rodzin zależy całkowicie od „układu”. To on, niszczy karierę zawodową każdego, kto sprzeciwi się woli „szefa układu” – przeciwnie – posłusznym awans zawodowy nagle strzela pod niebiosa. Oczywiście wpierw nowi radni są „kupowani”, to łatwiejsze od niszczenia. Radny otrzymuje jakiś etat w placówce samorządowej i tyle. Z osoby zadającej trudne pytania na sesji, nagle staje się piewcą polityki władzy wykonawczej w gminie (czytaj Burmistrza, Starosty itp.) Co innego radni powiązani rodzinnie z kimś ważnym np. Marszałkiem lub posłem. Im może przypaść o wiele lepsza synekura np. mogą w sposób magiczny zostać dyrektorem szkoły. Po roku Rada Miasta, Powiatu, praktycznie jest już podporządkowana „układowi” i to niezależnie od początkowych dobrych chęci radnych. Wrogie obozy, fakcje, komitety już pod koniec kadencji opracowują wspólną kampanię wyborczą, co byłoby nie do pomyślenia w chwili zaprzysięgania. Nowa kadencja jest szczególnie ważna, bowiem trwać będzie nie 4 lata jak dotychczas, ale 5. Jednak fakt ten nie ma znaczenia w małych gminach- wybory samorządowe to fikcja, a ich wyniki nie mają żadnego praktycznego znaczenia.
Czy wobec tego nie mamy szansy na dobrą zmianę?
Niekoniecznie. Biorąc pod uwagę specyfikę życia w małej gminie, rządzące w niej układy, szanse na dobrą zmianę przynieść mogą kandydaci niezależni finansowo. Tak aby mogli w początkowej fazie pracy samorządu oprzeć się pokusie „kupienia”. Druga kategoria przedstawicieli samorządu to „ideowcy”, których po prostu nie da się kupić ani zastraszyć. Droga do osiągnięcia normalności w samorządzie jest jeszcze bardzo długa i wymaga wielu wyrzeczeń. Miejmy nadzieję, że nastąpi to jeszcze na naszego życia;).