API

kw. 212019
 

mgr. Feliks Kaczyński z klasą B 1983 – 1986 w Zasadniczej Szkole Zawodowej W Zespole Szkół Zawodowych.
fot. NK.pl

Rząd Kaczyńskiego nakazał dekomunizację. Zniknęły w Lidzbarku Warmińskim m.in. ulice Kalinowskiego czy Góreckiego. W wielkich bólach zburzono pomnik tzw. wdzięczności żołnierzom radzieckim. Ogólnie rzecz biorąc Prezes Kaczyński uznał, że historię należy pokazywać taką jaka była w istocie, a nie tę kreowaną propagandowo. Teraz przyszedł czas na odwet. Zarządzono dekaczyzację. Burmistrz postanowił  zlikwidować alejkę Kaczyńskiego w Lidzbarku Warmińskim. Dodajmy Feliksa Kaczyńskiego. Oczywiście nie będzie to likwidacja fizyczna, a tylko zmiana nazwy. Alejka znana wszystkim od lat pod nazwą Feliksa Kaczyńskiego, nazywać się ma „Groblą Filozofów”.

Feliks Kaczyński, znany starszemu pokoleniu nauczyciel, wybitny językoznawca, osoba zasłużona społeczności naszego miasta. Mało jest takich osób, których zasługi doceniono poprzez choćby symboliczne nadanie jej imienia obiektowi miejskiemu. Niewątpliwie był nim Feliks Kaczyński. Niestety pan Feliks ma nazwisko niezawodnie kojarzące się z inną postacią, niezbyt lubianą w kręgach lidzbarskiej „elyty samorządowej” – czytaj jednego z ostatnich bastionów umierającego PO.

Projekt uchwały, zmieniającej nazwę alejki,  Burmistrz Wiśniowski ma przedstawić Radzie Miasta 30 kwietnia. Oczywiście, nie jest to jego pomysł. Z Inicjatywą zmiany nazwy, zwróciły się stowarzyszenia – Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Lidzbarskiej, Stowarzyszenie Biały Kruk oraz samo zamkowe muzeum. Burmistrz wyraził zgodę i projekt uchwały będzie procedowany.

Kilkadziesiąt lat temu Rada Miasta zmieniła nazwę jeszcze przedwojenną (więc niemiecką) tejże alejce z „Grobli Filozofów” na Feliksa Kaczyńskiego. Teraz ma wrócić jej poprzednia nazwa. Czymże pan Feliks Kaczyński sobie zasłużył na takie traktowanie? Czyży niestrudzony we wnikanie w nieswoje sprawy rodzinne prawnik miejski doszukał się skazy w życiorysie pana Feliksa? Może źle zaparkował, albo podpisał się nie w tym miejscu co trzeba? Mamy Stadion im. Wobalisa, czy więc nie należy zmienić mu nazwy na „das Fußballstadion”. Ul. Wyszyńskiego także wydaje się podejrzana wobec wybuchu afer pedofilskich. Z ostrożności może wrócić do jej przedwojennej nazwy „  Adolf Hitler Strasse”?

 „Feliks Kaczyński urodził się 18 marca 1916 roku w Płocku. Wyższe studia z filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim ukończył w 1945 roku. Był znakomitym znawcą języka ojczystego i historii Polski. Pisał teksty, komponował do nich własne melodie, wspaniale grał na fortepianie i organach, często reżyserował spektakle. W latach 1950-1976 związał się z Lidzbarkiem. Pracował jako nauczyciel języka polskiego w Liceum Pedagogicznym oraz Zespole Szkół Zawodowych na stanowisku zastępcy Inspektora Szkolnego. Sprawował też funkcję kierownika wydziału kultury, czasowo kierował Miejskim Domem Kultury. Podczas organizowania Wojewódzkiego Konkursu Krasomówczego Młodzieży zasiadał w jury jako jej przewodniczący. W 1976 roku przeszedł na emeryturę, nie stracił jednak kontaktu ze szkołą i młodzieżą. Zmarł 14 października 1993 roku.

Miasto dla wyrażenia hołdu wspaniałemu pedagogowi nazwało jedną z alejek spacerowych jego imieniem. Trakt ten znajduje się nad rzeką Symsarną, tuż obok amfiteatru; przed nadaniem mu imienia Feliksa Kaczyńskiego nazywał się Groblą Filozofów. Alejka jest dobrze zagospodarowania, kilka lat temu dokonano jej kapitalnego remontu. Posiada jeszcze jeden ciekawy element; w roku 2009 otworzono na niej „Aleję Gwiazd Kabaretu”. Na umieszczonych tablicach upamiętniono wszystkich, którzy od 1977 roku zdobyli „Złotą Szpilkę”, czyli główną nagrodę w Ogólnopolskim Przeglądzie Kabaretów.”

Powyższy cytat www.polskaniezwykla.pl

 Posted by at 10:12 pm
kw. 152019
 

fot. A.Socha

Wyrok w sprawie karnej Andrzeja Pieślaka, wydawcy i redaktora naczelnego portalu naszlidzbark.pl, oskarżonego z art. 212 par. 2, poznamy 16 kwietnia „z uwagi na złożoność sprawy” – powiedziała sędzia Sądu Rejonowego w Olsztynie Joanna Sienicka. 

Dziennikarz z Lidzbarka Warmińskiego został oskarżony o zniesławienie poprzez zamieszczenie w październiku 2018 r. na portalu www.naszlidzbark.pl, na forum dyskusyjnym komentarzy określających Gazetę Olsztyńską jako „gadzinówkę niemieckiej propagandy” a tygodnik „Gazeta Lidzbarska” – „szmatę lidzbarską” (oba tytuły prasowe wydawane są przez Grupę WM sp. z o.o., której głównym udziałowcem jest obywatel RFN F.X. Hirtreiter, właściciel F.X. Hirtreiter GMBH). Oskarżenie prywatne wniosła Grupa WM sp. z.o.o. Sąd będzie musiał ocenić, czy użyte przez Andrzeja Pieślaka zwroty mieszczą się w granicach dopuszczalnej krytyki.

Oskarżony dziennikarz wydaje od 2011 roku portal obywatelski, niekomercyjny zajmujący się głównie sprawowaniem funkcji kontrolnej wobec władzy samorządowej Lidzbarka Warmińskiego.

Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wydelegowało do tej sprawy swojego obserwatora red. Adama Sochę z Olsztyna.

Rozprawa odbyła się w środę 3 kwietnia i trwała 3 godziny. Andrzej Pieślak bronił się sam. Przed rozprawą zaapelował do oskarżyciela o wyrażenie zgody na odtajnienie rozprawy z uwagi na to, że dotyczy ona dziennikarza, który jest osobą publiczną i jego działalności dziennikarskiej a oskarżyciel też działa na rynku mediów. Oskarżyciel wyraził zgodę i sąd odtajnił rozprawę oraz zezwolił na jej rejestrację.

Zamieszczamy relację z rozprawy spisaną przez Adama Sochę.

Andrzej Pieślak: W akcie oskarżenia napisano, że działałem z góry powziętym zamiarem. Nie mogę się z tym zgodzić, gdyż oznacza to działanie z premedytacją, że przygotowałem się do popełnienia przestępstwa. Chwilę przed napisaniem komentarza, nie wiedziałem co napiszę. Użyte zwroty napisałem ad hoc, spontanicznie. Ten zarzut jest chybiony.

Odnosząc się do zarzutów. Strona oskarżająca nie przedstawiła żadnego dowodu na to, że nastąpiło poniżenie w oczach opinii publicznej tudzież utrata zaufania potrzebna do prowadzenia działalności wydawniczej. Akt oskarżenia opiera się na subiektywnej ocenie sytuacji przedstawionej przez panią Bernadettę Małachowską, pracownicę biura reklamy „Gazety Lidzbarskiej”. Strona wskazuje, że jej zdaniem zniesławiające wpisy mogły skutkować spadkiem obrotów i przychodów z działalności reklamowej i odpływ reklamodawców. Oskarżyciel nie przedstawił żadnego dowodu, nie wiemy jaka była sprzedaż przed i po. Ten argument należy odrzucić.

Co do samych komentarzy. One pozostają w przestrzeni publicznej, ale tylko ograniczają się do strony nasz Lidzbark. Wszystkich komentarzy jest 500 tys. i nie są indeksowane przez żadne wyszukiwarki. Ich odnalezienie jest niemożliwe bez dokładnego wskazania toteż ich oddziaływanie jest bardzo ograniczone, to tak jakby wywiesić obraźliwy tekst w gęstym lesie oraz w szczycie sezonu na Krupówkach. Oba miejsca są publiczne jednakże prawdopodobieństwa natrafienia dużej liczby czytelników na kartkę na drzewie jest nikłe.

Opinia wskazująca na moja wrogość do Grupy WM nie jest prawdziwa. Jeszcze 5-6 lat temu prowadziłem ścisłą współpracę z GL i GO, byłem ich dziennikarzem, otrzymałem ich legitymację prasową, jedno moje zdjęcia było publikowane nawet na głównej okładce GO, raz nawet złożyłem CV, gdy poszukiwali redaktora. Nie jestem nastawiony wrogo do spółki tylko sceptycznie do treści publikowanych w jej gazetach. Do poziomu dziennikarskiego, do tego odnosząc się moje zastrzeżenia.

Od 7 lat prowadzę stronę całkowicie społecznie i bezinteresownie. Koszty funkcjonowania portalu pokrywam z własnej kieszeni. Strona nie zawiera reklam, nie czerpie żadnych korzyści finansowych z racji prowadzenia strony.

Oskarżyciel wskazuje, że mój portal stanowi konkurencje dla ich serwisu. Portal prowadzę od 7 lat. Tematyką poruszanych problemów oraz zamieszczanych informacji różnię się całkowicie od profilu działalności GL i GO. Koncentruję się na jawności życia publicznego, na lokalnym samorządzie, staram się kontrolować jego działanie oraz być blisko problemów mieszkańców miasta, bez ogródek piszę o patologiach władzy, podejmuję się tematów niewygodnych dla władzy samorządowej, w mojej ocenie działam w interesie mieszkańców. Na drugim biegunie znajduje się GL hojnie finansowana przez burmistrza miasta, w mojej ocenie, za trzymanie jedynie słusznej linii władzy. Toteż rzekome zniesławienie poprzez realizację własnych interesów gospodarczych jest nieprawdziwe.

Co do poziomu wydawnictw Grup WM. Wydawca będąc monopolistą na rynku lokalnym, w mojej ocenie, sztucznie zaniża ich poziom dziennikarski przez zatrudnianie miałkich dziennikarzy i publikowanie niewiele znaczących informacji dla lokalnej społeczności.

Poprosiłem o opinię zawodowego literata, pisarza, poetę, autora sztuk teatralnych Andrzeja Ballo o sporządzenie własnej opinii na temat GL i chcę zgłosić ją jako dowód w sprawie (czytaj pod tekstem).

„Szmata lidzbarska” nie jest określeniem wymyślonym przeze mnie. To sformułowanie funkcjonuje w lokalnej społeczności lidzbarskiej. Pytałem kilku mieszkańców, z czym kojarzy im się wyrażenie „szmata lidzbarska” i odpowiedzieli mi na fb, że z GL. Dołączam wydruk z fb do protokołu. GL taką sobie wyrobiła opinię wśród mieszkańców.

Sędzia: Dlaczego użył pan słowo „szmata”?

Andrzej Pieślak: To słowo pokrewne określeniu „szmatławiec” a więc gazeta o bardzo niskim poziomie dziennikarskim, nie zawiera felietonów, publicystyki, reportaży.

Sędzia: Nie kwestionuje pan użycia tych sformułowań?

Andrzej Pieślak: Nie, to wyraz mojej opinii i nie tylko mojej, ale także mieszkańców LW. Słowo „gadzinówka” nosi znamiona uprawnionej analizy poziomu i nie zostało użyte w intencji obrażania kogokolwiek. Nie odnosi się do wydawcy personalnie a do jego strategii informacyjnej. Jest to opinia podzielana przez wiele środowisk, przez różne grupy społeczne.

Sędzia: Jak pan rozumie słowo „gadzinówka”?

Andrzej Pieślak: W słowniku wyrazów bliskoznacznych znajdziemy określenia „gadzinówka”, „szmatławiec”, „szmata” jako określenia brukowców, które nie niosą żadnych wartości dziennikarskich .Jak wpiszemy w Google „gadzinówka” znajdziemy cały szereg określeń na różne rodzaju gazety wydawane w Polsce, stacje telewizje, nie jest to wyjątkowe określenie a powszechnie używane.

Sędzia: Czy w pana odczuciu jest to słowo obraźliwe?

Andrzej Pieślak: Nie. Jest to słowo pełne ekspresji, używane przez dziennikarzy. Aczkolwiek „Goniec Bartoszycki” też wydawany przez Grupę WM prezentuje całkiem przyzwoity poziom i do niego by to określenie nie pasowało. Chodziło mi o dwa tytuły GO i GL a wydawnictwo wydaje kilkadziesiąt tytułów.

Podsumowując. Skorzystałem z szeroko rozumianej wolności wypowiedzi. Moje określenia padały w komentarzach pod artykułem a nie w artykule. To są odpowiedzi na czyjeś komentarze. Wolność wypowiedzi, w tym komentarze internautów, znajdują zastosowanie nie tylko do informacji i poglądów, które są dobrze przyjmowane czy postrzegane, jako nieszkodliwe lub obojętne, ale także do wypowiedzi, które szokują, obrażają, przeszkadzają. Ale takie są wymogi pluralizmu, tolerancji i otwartości. Wolność słowa wyrażana przez dziennikarza może zawierać dawkę przesady a nawet prowokacji, to jest dopuszczalne.

Sędzia: Czy to była prowokacja?

Andrzej Pieślak: Nie. To była moja opinia, ale nie tylko moja, o poziomie wydawniczym GL i GO. Nikogo nie chciałem urazić. Spółka Grupa WM jest osobą publiczną, jeśli wydaje gazety musi się liczyć z krytyką, z niepochlebnymi recenzjami swojej działalności, muszą być bardziej odporni na krytykę tak jak politycy.

Sędzia: Czy nie dostrzega pan w użytych określeniach czegoś niewłaściwego?

Andrzej Pieślak: Określenia są mocne, dosadne, posiadają pewne zabarwienie emocjonalne, ale takie środki wyrazu są dopuszczalne. Dziękuję stronie skarżącej pani Bernadecie Małachowskiej za wnikliwą lekturę moich komentarzy, bo trudno je odnaleźć.

Pełnomocnik oskarżyciela Maciej Osowicki: Dlaczego pan połączył słowo „gadzinówka” z „niemiecką propagandą?” Słownikowa definicja „gadzinówki” jest trochę inna niż pan podał.

Andrzej Pieślak: W dokumentach dołączonych do aktu oskarżenia, również rejestr sądowy to podaje, że właścicielami spółki Grupa WM, mającymi wpływ na to co się ukazuje i kto jest zatrudniany, są podmioty niepolskie. Pan prezes Jarosław Tokarczyk ma zaledwie 10 % udziałów, 90% ma podmiot niemiecki, to on kontroluje tytuły wydawane w woj. warmińsko-mazurskim. A że jest monopolistą na rynku lokalnym, więc nie jest dalekie od prawdy stwierdzenie, że podmiot niemiecki ma wpływ na publikowane treści, jako właściciel. Przykro mi, że w moim mieście i w Olsztynie oraz w innych miastach województwach nie są w stanie utrzymać się na rynku wydawnictwa oparte o polski kapitał – mówiąc językiem prawicowym – polskie gazety. Rynek został zmonopolizowany, skolonizowany przez właściciela niemieckiego. I to miałem na myśli pisząc o niemieckiej propagandzie. Nikt nie wydaje gazety o takim nakładzie charytatywnie,

Pełnomocnik Maciej Osowicki: Na czym polega sterowanie czy wpływ wspólników spółki na treści?

Andrzej Pieślak: Nie wyobrażam sobie, żebym nie miał, jako właściciel, wpływu na treści, na linię pisma. Właścicielski kieruje firmą, zatrudnia redaktorów naczelnych i w ten sposób kieruje profilem pism. Jeśli ktoś wyłożył grube pieniądze na zakup tytułów, to nie zostawi je sobie samym. Zysk płynie do Niemiec. To nie jest działalność charytatywna.

Wystąpienie oskarżyciela

Prezes Grupy WM Jarosław Tokarczyk: Chciałbym się odnieść do kwestii wolności słowa, którą tu oskarżony poruszył. Pracuję w branży medialnej 25 lat i temat wolności wyrażania swoich opinii jest jednym z fundamentów naszej pracy. Zdaję sobie sprawę z czym byłoby związane ograniczanie wolności wypowiedzi w mediach i jestem za taka wolnością Zdaję sobie sprawę jakim problemem było ograniczanie wolności wypowiedzi dla dziennikarzy. W mojej ocenie nie mówimy tutaj o ograniczeniu wolności tylko o pewnej manipulacji. Jest istotna różnica między wyrażaniem swoich opinii, krytykowaniem a obrażaniem, co nastąpiło przez oskarżonego, do czego się de facto przyznał, że takie wyrażenia zostały przez niego zamieszczone. Nie jest prawdą, w mojej ocenie, że to co zostało opublikowane, nie działa na szkodę kogoś konkretnego. Z jednej strony jestem wydawcą, przedsiębiorcą i współudziałowcem spółki. Na wartość firmy składają się nie tylko aktywa twarde, ale również marka, w tym przypadku GO i GL, które maja swoją określoną wartość. Na tę wartość, na reputację pracuje się latami. Nie chodzi tu o to, że nie zostały przedstawione twarde dowody czy wpływy reklamowe spadły. Chodzi o to, że taki fakt może mieć miejsce i jeśli spółka działa zgodnie z prawem, to dla mnie niedopuszczalne jest, by jakakolwiek konkurencja czy ktokolwiek inny obrażał nas jako spółkę. Pracujemy nie tylko na rynku Warmii i Mazur, ale działamy na rynku UE, mamy klientów z Litwy, Ukrainy, Luksemburga, Skandynawii. I te trendy. które reprezentuje oskarżony są co najmniej nie na miejscu. Jestem również pracodawcą. Zatrudniam około 200 pracowników na umowę o pracę. Kilkadziesiąt innych osób na innych umowach. Te osoby są zaangażowane, oddają swoje serce i spotykają się z tego typu opiniami i to nie jest akceptowane. To nie jest dopuszczalne, nie może pozostać bez reakcji.

Ważny do podkreślenia jest fakt, że przed rozprawą była próba kontaktu z oskarżonym poprzez kancelarię prawną, żeby oskarżony zaprzestał tego typu działań, usunął wpisy i nas przeprosił. Była informacja zwrotna, że nie ma zgody. Oczekujemy usunięcia komentarzy, zamieszczenia pisemnego przeproszenie na serwisie oskarżonego oraz na łamach GO i GL. Wnoszę też o drobną grzywnę na cele charytatywne. Grupa WM prowadzi Fundację „Przyszłość dla dzieci”, finansujemy operacje dla ponad 360 podopiecznych, mógłbym wskazać konkretnego podopiecznego i możnaby wspomóc jego operację symboliczna kwotą 2.500 złotych.

Działanie oskarżenie nie jest dla mnie dziełem przypadku, gdyż to nie był jeden wpis ale szereg działań w określonym odstępie czasu. Nie zgodzę, że oskarżony nie miał planu, to było działanie długofalowe. Celem było zdyskredytowania nas i pozyskanie budżetów od firm komercyjnych, urzędów, od samorządów. To nie jest prawda, jak oskarżony powiedział, że nie działamy na rynku konkurencyjnym, bo działamy. Nie chodzi tu o profil od strony treściowej, tylko o aspekt ekonomiczny, szeroko pojęty reklamowy. Oskarżony wydawał również jakiś czas temu gazetę i oficjalnie informował, że chce do tego powrócić. Na zasadzie takiej, że budżety, które obecnie są lokowane w GL dobrze by było, by przeszły do jego gazety. Z jednej strony trochę mi żal oskarżonego z racji tego, że w moim odczuciu doszedł do pewnej ściany, że nie może konkurować w jasno określonych ramach, przyjętych zgodnie z brandem, tylko musi sięgać po takie narzędzia, by zdyskredytować konkurencję, bo tak jest prościej i łatwiej. Z braku argumentów mowa jest o niemieckim kapitale. I znowu to jest pewnego rodzaju manipulacja, bo jest faktycznie niemiecki kapitał w spółce, ale oskarżony nie dopowiedział, że pozostała część, to austriacki kapitał i polski*.

Sędzia: Co według pana te określenia oznaczają?

Jarosław Tokarczyk: Szmata tj. dół, poniżenie, najniższy poziom, bardzo negatywnie odbieram. Nie rozumiem dlaczego cały czas jest wątek kapitału niemieckiego, słowo wytrych w tym wszystkim, to jest jakiś absurd odnośnie ręcznego sterowania poprzez udziałowców, chyba oskarżony kompletnie nie rozumie działania spółek kapitałowych. Jest zarząd, zarząd jest jednoosobowy i ja jestem prezesem i to ja decyduję wraz z zespołem kogo my zatrudniamy na jakich zasadach i czego oczekujemy Nie ma żadnych dyrektyw z zewnątrz, Jest to przedsiębiorstwo komercyjne, biznesowe i nie dorabiajmy tu teorii propagandowych, których tutaj nie ma, bo nie ma na to żadnych dowodów. Oskarżony używał tylko frazesów po innych mediach, którym też brakuje argumentów i bazują na emocjach i niskich pobudkach.

Sędzia: Jak pan odbiera określenie „gadzinówka”?

Jarosław Tokarczyk: W mojej opinii i pracowników, to sformułowanie bije w nasze uczucia. To oskarżony występuje w roli cenzura mówiąc, że gazeta nie powinna pisać tego a pisać to. Wspominam o tym, bo jest pewna grupa czytelników, nie taka mała, mamy około 70 tys. nakładu w skali tygodnia, w internecie z naszych serwisów korzysta 1,700 tys. użytkownik, to obraża również czytelników serwisów GO i tygodnika GL. Zostaliśmy obrzuceni błotem, trzeba mieć świadomość, że mogą być z tego tytułu konsekwencje.

Jest mi przykro, bo reprezentujemy obustronnie media. W Polsce się mówi o tzw. mowie nienawiści i dla mnie to my, media, powinniśmy dawać dobry przykład opinii publicznej. Możemy się różnic poglądami, ale z drugiej strony powinniśmy się szanować. Konkurujmy zgodnie z określonymi normami i zasadami.

Andrzej Pieślak: Czy świadek wie, jaki pogląd wyrażają czytelnicy, mieszkańcy Lidzbarka na temat GL, czy były robione na ten temat badania?

Jarosław Tokarczyk: Gdyby mieli negatywną opinię, to by nie sięgali po GL czy do serwisu. Nie ma takiego medium, z którego wszyscy byliby zadowoleni. Takich badań z perspektywy Lidzbarka nie prowadzimy. Oskarżony zrobił badanie na niskiej próbie. Gdyby to było profesjonalne badanie, na dużej grupie, to chętnie bym z wyników skorzystał. Jednakże nie ma to znaczenia, czy 50% społeczeństwa wypowiada się pozytywnie a drugie 50% negatywnie, bo to jest nasza decyzja biznesowa, zgodna z prawem. Niezależnie od proporcji, nikt nie ma prawa nas obrażać.

Andrzej Pieślak: Jest pan prezesem. Kto wybiera prezesa?

Jarosław Tokarczyk: Wspólnicy.

Andrzej Pieślak: Który ze wspólników ma pakiet większościowy?

Jarosław Tokarczyk: Spółka Hertreiter GMBH.

Andrzej Pieślak: Gdzie ma siedzibę?

Jarosław Tokarczyk: W Austrii. Jest to w KRS. Spółka córka Raiffeisen Banku z siedzibą w Austrii. Ale jaki to ma związek ze sprawą?

Andrzej Pieślak: Czy świadek wie, czy mój portal naszlidzbark.pl zamieszcza reklamy?

Jarosław Tokarczyk: Nie mam takiej wiedzy szczegółowej, więcej będzie wiedziała świadek, która pracuje w reklamie GL.

Sędzia proponuje zawarcie ugody

W jej ramach Andrzej Pieślak wyraził zgodę na usunięcie komentarzy z portalu, przeproszenie wydawcy i pracowników Grupy WM na sali rozpraw, natomiast odrzucił wpłatę 2,5 tys. złotych na cel społeczny. Wyjaśnił, że dla niego, to nie jest kwota symboliczna, tyle zarabia miesięcznie, do tego w naprawie auto, które się rozsypało. Odmówił także, gdy oskarżyciel na wniosek sądu zszedł do wysokości 600 złotych. Wyjaśnił, że wpłatę jakiejkolwiek kwoty w ramach tej sprawy odbierze jako karę za skorzystanie z wolności słowa i prawa do krytyki a dla debaty publicznej w Lidzbarku Warmińskim będzie miało to efekt mrożący.

W tej sytuacji sąd kontynuował rozprawę i dopuścił zeznanie świadka oskarżyciela, pracownicy biura reklamy „Gazety Lidzbarskiej” Bernadetty Małachowskiej. Świadek Bernadetta Małachowska: Oskarżony obraził nas nazywając GL „szmatą”. Od 2005 roku pracuję w GL. Czasami zaglądam na portal oskarżonego i w październiku 2018 roku zobaczyłem te wpisy. Wcześniej nie było tam takich sformułowań. Dla mnie te określenia są krzywdzące i poniżające. Identyfikuję się z tym tytułem GL. Myślę, że niedopuszczalne jest używanie takich określeń i niepotrzebne. Słowo „szmata” jest poniżające w kontekście człowieka, a w kontekście tytułu chodzi o poniżenie w oczach czytelników obecnych i przyszłych Sędzia: Czy wiedza o wpisach była powszechna?

Świadek Bernadetta Małachowska: Tak, w moim oddziale pracuję ja i redaktor naczelna i też odebrała, że jest to niedopuszczalne. To się może odbić na naszej pracy.

Pełnomocnik Maciej Osowicki: Co dla pani potocznie znaczy słowo „szmata”?

Świadek Bernadetta Małachowska: Dla mnie to osoba wulgarna, zachowująca się niegodnie, same negatywne skojarzenia.

Pełnomocnik Maciej Osowicki: A określenia „gadzinówka”?

Świadek Bernadetta Małachowska: Jako pismo niemieckiej propagandy, w sensie negatywnym.

Pełnomocnik Maciej Osowicki: Mówiła pani, że o wpisał dowiedziała się od osoby przypadkowej? Czy naszlidzbark.pl jest czytany?

Świadek Bernadetta Małachowska: Przez nas nie jest, ale czasami ktoś wspomina, że coś jest na nasz temat tam napisane, dlatego zaglądam.

Andrzej Pieślak: Ile się sprzedaje GL i czy publikacja wpłynęła na spadek sprzedaży czy zmniejszenie się obrotów reklamowych?

Świadek Bernadetta Małachowska: Sprzedaje się 1300-1400 egzemplarzy tygodnika. Nie wiem czy wpisy miały wpływ na sprzedaż, myślę w przyszłości mogą mieć wpływ, jeśliby takie wpisy będą się powtarzały.

Andrzej Pieślak: Czy świadek słyszał jak postrzegana jest wśród mieszkańców GL, jak ją nazywają?

Świadek Bernadetta Małachowska: Nigdy nikt nie nazwał tygodnika inaczej a już określenia „szmata lidzbarska” nigdy nie słyszałam.

Prezes Jarosław Tokarczyk: Czy wiadomo pani o wpisie oskarżonego, że chętnie wydawałby tytuł drukowany?

Świadek Bernadetta Małachowska: Widziałam taką informację w 2016 roku. Andrzej Pieślak sugerował, że lepiej byłoby, gdyby burmistrz Lidzbarka Jacek Wiśniowski, który jest związany umową z nami, ponieważ publikuje u nas informacje, przeznaczał te środki na wydawanie bezpłatnej polskiej gazety Nasz Lidzbark i że to byłaby korzystniejsza sytuacja (przedkłada sądowi screen tego tekstu).

Mowy końcowe stron

Pełnomocnik Maciej Osowicki: Podtrzymujemy zarzuty i żądania. Oskarżony tłumaczy się, że nie miał zamiaru nas zniesławić, że to są określenie krytyczne, odnoszące się do poziomu tych gazet, do bezwartościowych treści. Oskarżony nie rozumie, że zniesławienia jest formalne i nie musi dojść do skutków w formie spadku sprzedażny czy reklam, wystarczy dopuszczenie się samego zniesławienia. Świadek Bernadetta Małachowska unikał odpowiedzi co tak naprawdę kryje się pod słowem „szmata”, bo to jest osoba, która niemoralnie się prowadzi. Gdyby oskarżony użył słowa „szmatławiec” można by się zastanawiać, czy to jest krytyka. „Gadzinówka” w odniesieniu do GO również nie ma wątpliwości, że jest to określenie obraźliwe. To była prasa kolaborująca w okresie zaborów czy okupacji hitlerowskiej, więc nie ma nic wspólnego z określeniem poziomu merytorycznego gazet. Nie ma dowodu prawdy, że GO jest narzędziem niemieckiej propagandy. Wpisy miały charakter zniesławiający. Żądamy kary, żeby oskarżony przemyślał swoje postępowanie, nikt nie chce ograniczać wolności słowa oskarżonemu, oskarżyciel prywatnie ceni i szanuje, że oskarżony stara się krytycznie patrzeć władzy na ręce. Chodzi o formę jaką się posłużył wobec konkurencyjnych tytułów. Będziemy obserwować czy nadal uprawia mowę nienawiści. Szkoda, że po obu stronach stoją przedstawiciele mediów. Jeśli chcemy powiedzieć, że coś nam się nie podoba, nie możemy użyć słów uważanych za obelżywe.

Andrzej Pieślak: Nie zgadzam się z zarzutami i wnoszę o oddalenie oskarżenia. Dziękuję za ojcowskie rady ze strony pełnomocnika. Jeśli słowo”szmata” kierujemy do osoby, ma inne znaczenie, a zupełnie inne, gdy jest kierowane do gazety, wówczas nie kojarzy nam się z osobą niemoralną a ze szmatławcem, to określenia synonimiczne. Podobnie z określeniem „gadzinówka”. To, że państwo poczuli się obrażeni, ja to rozumiem, ale poprzez poziom GL daliście mi państwo asumpt do takiego określenia, Jeszcze kilka-kilkanaście lat temu były tam jakieś treści, w tej chwili sięga ten tytuł dna a utrzymuje się głównie z umów z urzędem miasta, coraz mniej jest tam innych reklamodawców, tytuł ten znika też ze sklepów, gazeta się zwija. Te 1300 odbiorców, jeśli tyle ich jest, to są urzędy i instytucje. Moje opinie, co do poziomu GL, są jak najbardziej słuszne jak i wielu lidzbarczan, którzy mówią o tym tytule „szmata lidzbarska”.

Relacja i zdjęcia: Adam Socha

Opinia zawodowego literata, mieszkańca Lidzbarka Warmińskiego pana Andrzej Ballo na temat Gazety Lidzbarskiej

Precyzyjnej definicji gazety nie ma. Jednakże są jakieś wzorce w postaci prasy, która zawiera oprócz aktualnych informacji pewne formy literackie takie jak: reportaż, esej, dysertacja, analiza, tekst krytyczny, recenzja. Takie artykuły świadczą o wysokim poziomie dziennikarstwa i zaangażowaniu w aktualne problemy (na obszarze działania owej gazety).

Gazeta Lidzbarska niestety takich artykułów jest pozbawiona, co sprowadza ją do poziomu biuletynu informacyjnego czy też gazetki szkolnej. Kiedyś takowe gazety (zwyczajowo i całkiem słusznie) nazywano szmatławcami lub brukowcami. Podobnie jak Gazeta Lidzbarska drukowane były na dość kiepskiej jakości, cienkim papierze, często z niewyraźnymi fotografiami, a nawet drukiem. Okazuje się, że teraz, w dobie wolności słowa podobne negatywne opinie o takich gazetach uznaje się za obraźliwe.

Prasa w Polsce jest w większości w „rękach” wydawców niemieckich. Z zasady więc, bardziej nastawiona jest na zysk niż na wysokiej jakości intelektualnej (oprócz kilku tygodników o ustalonej od lat renomie). Prasa taka zazwyczaj jest kolorową repliką prasy niemieckiej, o podobnych lub tożsamych tytułach. Zapewne to miał na myśli Andrzej Pieślak odwołując się w komentarzach do powyższych faktów.

Tak na marginesie, to dziwi mnie swoista i dość wybiórcza wrażliwość (a może i drażliwość) dziennikarzy czy decydentów Gazety Lidzbarskiej i Olsztyńskiej, którzy zamiast skupić się na podniesieniu poziomu swoich pism, skupiają się na niepochlebnych komentarzach w odległych zakamarkach wirtualnego świata. Przecież opiniotwórczość takich komentarzy jest znikoma. Jestem pewien, że wydawcy Corriere delle Serra czy Paris Matcha’a tego by nie zrobili.

Andrzej Ballo- literat.

*Franz Xavier Hirtreiter po wykupieniu praw do tytułu „Gazeta Olsztyńska”, by spacyfikować wzburzenie części środowisk w Olsztynie, powołał Radę Programową i zaprosił do niej znane w Olsztynie osoby: rektora UWM, dyrektora Muzeum Warmii i Mazur Janusza Cygańskiego, dyrektor Teatru im. Jaracza Zbignieda Marka Hasa, Komendanta Wojewódzkiego Policji Janusza Tkaczyka. Został też zaproszony ówczesny Metropolita Warmiński abp. Edmund Piszcz, ale odmówił i na swoje miejsce zaproponował swojego rzecznika, ks. red. Jana Rosłana.

Hirtreiter zaprosił po powołaniu Rady Programowej, jej członków do swojego domu. Z tego co pamięta ks. red. Jan Rosłan prywatnym samolotem Hirtreitera polecieli wtedy, oprócz niego, Janusz Cygański, Zbigniew Marek Has i prezes Jarosław Tokarczyk. Jak mi powiedział ks. red. Jan Rosłan, dom właściciela „GO” faktycznie stoi po stronie austriackiej, za rzeką Passau w miejscowości Freinberg i tam jest też zarejestrowana firma F.X. Hirtreiter GMBH, gdyż, jak im powiedział Hirtreiter, w Austrii były niższe podatki. Natomiast w Passau (RFN, Bawaria) Hirtreiter był właścicielem 2 salonów samochodowych.

Rada spotykała się następnie w Olsztynie raz na kwartał, członkowie odmówili przyjmowania diet. Czy Rada nadal istnieje, nie wiadomo. Ks. red. Jan Rosłan został w pewnym momencie przez prezesa Tokarczyka z niej skreślony, jako „konkurent” „Gazety Olsztyńskiej” (redagował dwutygodnik katolicki kolportowany w kościołach diecezji „Posłaniec Warmiński”).

F.X. Hirtreiter GMBH ma 9.961 udziałów w Grupie WM o łącznej wysokości 4.980.500 zł, BHG Beteiligungsmanagement und Holding GMBH – 4.981 udziałów o łącznej wysokości 2.490.500 zł i Jarosław Tokarczyk – 1.660 udz. o łącznej wysokości 830 tys. zł.

 Posted by at 8:56 pm
kw. 072019
 

Strajk  nauczycieli stał się faktem. Brak porozumienia z rządem spowodował że od jutra, do odwołania rozpocznie się walka nauczycieli i pracowników oświaty o lepsze zarobki.

Strajkują niemal wszyscy. W naszym powiecie za strajkiem opowiedziało się 91,7 % placówek oświatowych należących do ZNP. Z informacji uzyskanych od przedstawiciela ZNP, szkoły w Wilczkowie i Rogóżu pracować będą normalnie. Jest to niewątpliwie ogromny problem dla rodziców młodszych dzieci by zapewnić im opiekę. Nauczyciele jednogłośnie mówią, że  lepszej pory nie będzie. Minął już czas strajkowania w wakacje i weekendy. Zbliżające się egzaminy są najlepszym momentem by wywalczyć podwyżki i sprzeciwić się kolejnym niezbyt udanym reformom oświaty.

W środowisku nauczycieli zdania są podzielone. Niewielki odsetek nie strajkuje z obawy o zarobki. Wszak za każdy dzień strajku będą mieli potrącenia z wypłaty, choć włodarze niektórych miast w  Polsce zapewnili swych nauczycieli że wypłaty otrzymają w tej samej wysokości. Nauczyciele placówek niepublicznych nie przystąpili do strajku. Mają oni nieco inne warunki pracy i  nie podlegają bezpośrednio administracji publicznej. Mimo wszystko jednak wspierają swych kolegów którzy wzięli na siebie ciężar walki o lepsze zarobki i warunki pracy. W Lidzbarku Warmińskim rysuje się więc kolejny konflikt, kiedy to mimo wszystko nauczyciele z tzw. „budżetówki” otrzymają podwyżki, a ci zatrudnieni w placówkach niepublicznych już nie. Nauczyciele zatrudnieni w przedszkolu  „Piąteczka” przy u. Wodnej oraz w zespole szkół przy ul. Polnej mogą zarabiać znacznie więcej niż w pozostałych, mimo, że ich praca jest identyczna. Do strajku przystąpiło tylko przedszkole przy ul. Polnej, te na wodnej pracować będzie normalnie. W Lidzbarku Warmińskim wszystkie szkoły przystąpiły do strajku, prócz szkoły specjalnej.

Uwaga wszystkich skupia się wyłącznie na nauczycielach, a przecież nie tylko oni odpowiadają za sprawną edukację. W szkołach prócz nich, pracuje wiele więcej osób. Począwszy od pani lub pana sprzątającego, poprzez konserwatora, kończywszy na sekretarce lub sekretarzu, oni wszyscy tworzą niezbędną infrastrukturę, aby nauczyciele mogli wykonywać zawód.  O nich się nie mówi, jest ich zdecydowanie mniej, a strajk tej grupy zawodowej nie będzie aż tak medialny. Miejmy nadzieję, że rządzący nie pominą tej grupy zawodowej przy ustaleniu wzrostu płac.

Sytuacja jest trudna zarówno dla nauczycieli, pracowników  oświaty jak i rodziców, którzy muszą zapewnić opiekę dzieciom. Samorządy starają się wspomagać rodziców w tych trudnych dniach otwierając muzea i inne placówki oświatowe by bezpłatnie zająć czas dzieciom. Niestety, większość takich przybytków dzieci mogą odwiedzić pod opieką rodziców a co za tym idzie, rodzic tak czy inaczej musi w tym dniu zostać w domu.

Zastanówmy się na temat samego strajku. Strona społeczna ogłosiła, że jest bezterminowy. Jasnym dla wszystkich jest, iż strajk nie będzie trwał w nieskończoność. W poniedziałek edukacja w Polsce zostanie zatrzymana na jakiś czas. Co wtedy się stanie? Będą kolejne negocjacje, kolejne ustalenia, kompromisy, aż zostanie osiągnięte porozumienie. Można zadać sobie pytanie, czy wobec tego nie było można tego wszystkiego osiągnąć bez wywracania do góry nogami życia miliona Polaków? Z jednej strony zatrzymanie pracy nauczycieli, jest próbą sił strony społecznej oraz rządu. Jutro okaże się ile rzeczywiście szkół przestało funkcjonować, a w ilu przypadkach stronie rządowej udało się „rozmiękczyć” stronę społeczną i w ilu przypadkach szkoły podejmą pracę. Rząd odniósł mały sukces, bowiem podpisano porozumienie z nauczycielami skupionymi w „Solidarności”, oni pójdą do pracy. To wielki postęp w sprawie przeprowadzenia egzaminów gimnazjalnych. Rysuje się dziwna sytuacja, kiedy w szkole jedni nauczyciele będą strajkować, a inni ci z „Solidarności” normalnie przystąpią do pracy. Jak wobec tego pogodzić zapowiedź niektórych Burmistrzów czy Prezydentów miast, że strajkujący nauczyciele otrzymają wynagrodzenie za pracę wobec tych którzy pracować będą?

Tak czy inaczej, rodzice dzieci, szczególnie przedszkolaków, mogą mieć problemy zawodowe. Nikt nie wie jak długo lidzbarskie przedszkole przy ul. Polnej będzie nieczynne. Czy Burmistrz Miasta zwróci się do pozostałych przedszkoli niepublicznych o przyjęcie dzieci z „polnej” na czas strajku, okaże się już jutro.

 

 Posted by at 9:54 pm
mar 242019
 

fot. wyborcza.pl

Droga redakcjo

Jestem nauczycielką w jednej z lidzbarskich szkół. Pisze ten list ponieważ jestem oburzona tym jak można manipulować faktami. Szykujemy się do strajku. Nie jest to decyzja podjęta pochopnie, jest to efekt wielu lat przemyśleń, niskich zarobków, coraz mniejszego szacunku do zawodu nauczyciela. W telewizji, w zależności od stacji, strajk jest popierany, bądź jesteśmy stawiani pod ściana, bo ośmielamy się w końcu głośno powiedzieć, że nasze zarobki są śmiesznie niskie. Tak, śmiesznie niskie bo więcej zarabia kasjerka w markecie. Po cóż mi 5 lat studiów magisterskich, niezliczonych kursów, podyplomówek, szkoleń skoro po 8 latach pracy zarabiam 2 450 zł „na rękę”.

Nasza praca jest nieco bardziej odpowiedzialna niż przesuwanie towaru nad czytnikiem – nie obrażając kasjerek na kasach w marketach. My nauczyciele stanowimy najlepiej wykształconą grupę zawodowa. Nasza edukacja nie kończy się nigdy. Po studiach, koniecznie magisterskich są podyplomówki, kursy, szkolenia. By móc się piąć po szczeblach awansu musimy udowadniać, że się szkolimy, że zdobywamy nowe umiejętności. Zmiany w podstawie programowej wymuszają na nas dokształcanie. Do każdej lekcji trzeba się przygotować. Przejrzeć materiał, stworzyć nowe pomoce, wyszukać ciekawostki, by uczniowie zainteresowali się tematem. Robimy to od lat, mógłby ktoś powiedzieć…. Niby tak, ze każda lekcja jest inna, bo inni uczniowie siedzą w ławkach. A my musimy dotrzeć do każdego. Wytłumaczyć temat tak, by za kilka lat uczeń zdał egzamin na możliwie najwyższym poziomie. Do tego rady pedagogiczne, zebrania z rodzicami, zajęcia dodatkowe, wycieczki, zielone szkoły….. tym co najgłośniej krzyczą proponuję zamienić się miejscami na jakiś tydzień.  W przedszkolu wystarczyłyby pewnie dwa dni. Hałas, krzyk, odwieczny problem kto komu zabrał i kto uderzył pierwszy….

Nasza praca nie kończy się w momencie gdy zabrzmi dzwonek na przerwę. Mam wrażenie ze nasza praca nie kończy się nigdy bo wieczorem wciąż myślimy o naszych wychowankach. Amelka z pierwszej klasy nie nosi kanapek na drugie śniadanie,  trzeba się tym zająć….. Janek z czwartej klasy ma dwie jedynki, trzeba porozmawiać z rodzicami, bo szkoda, żeby zmarnował potencjał, przecież to zdolny dzieciak…. Dwaj chłopcy z ósmej pobili się na przerwie, trzeba pamiętać, by z nimi porozmawiać…..

Do pracy chodzimy niejednokrotnie objuczeni jak osły. Kilogramy papieru, bo klasówki, bo testy, bo dodatkowy materiał źródłowy. Dobrze jeśli w szkole jest ksero, które działa, i papier którzy przecież kupują rodzice. Dodatkowe pomoce, książki, by się doszkolić,

Dziś w wieczornych wiadomościach wypowiadała się młodzież, że martwią się o testy które już niebawem… młodzież rozumie o co toczy się walka. Sądzę, że są  w stanie poczekać na egzaminy.  Wylicza się ile godzin pracujemy przy tablicy, ile dodatków mamy z tytułu bycia nauczycielem… zniżki pkp, darmowy wstęp do muzeów… o pkp w naszym mieście można tylko pomarzyć, muzea zwiedzamy zazwyczaj na wycieczkach z klasą. Dwa miesiące wakacji i dwa tygodni wolnego w ferie? Dobry żart…. W tym czasie jest rada pedagogiczna, nawet dwie, trzeba przygotować się do nowego roku szkolnego, zakończyć stary….  Jeśli już stać nas na to, by wyjechać z rodziną na wczasy (czytaj mąż zarabia więcej, bo my to nawet na rachunki nie dajemy rady) to wszędzie jest tłok. Nie możemy wyjechać na wczasy w październiku, by skorzystać ze zniżek w biurach podróży, nasz urlop jest sztywny. Obóz dla dzieci? Remont? To wszystko jest długoterminowym planem, nie da się tego zrobić z dnia na dzień….

W przedszkolach nie jest lepiej. Nauczyciele zostali sprowadzeni do roli opiekunów. Musza sprostać wymaganiom rodziców, wymaganiom podstawy programowej, i dzieciom. Dwudziestopięcioosobowa gromadka dzieci jest bardziej wyczerpująca niż trojka własnego potomstwa. Należy je nauczyć nie tylko tego, czego wymaga wspominana już podstawa. Dochodzi nauka samodzielności, kulturalnego jedzenia, współdziałania w grupie.

Tak, jesteśmy przygotowani do takiej pracy. Umiemy wychowywać i uczyć dzieci i młodzież. Tak, wiedzieliśmy jak ta praca wygląda decydując się na studia. chcemy walczyć o nasze godziwe zarobki, o lepsze jutro naszych dzieci, które również musimy wykształcić i wesprzeć na starcie w dorosłość. Chcemy walczyć o zarobki tak samo jak przed nami walczyli policjanci, lekarze, pielęgniarki, górnicy, rolnicy. Wygląda na to, ze inaczej się nie da. Rząd ma pieniądze na pomniki, przekopywanie Mierzei Wiślanej, a nie ma ich dla tych, którzy maja największy wpływ na młodych ludzi? To my, nauczyciele dbamy o to by nasza młodzież zdobywała sukcesy na gruncie międzynarodowym. Każda osoba w tym kraju zanim odniosła sukces, chodziła do szkoły. Musiała trafić pod nasze skrzydła, by rozwijać swoją pasję, by kiedyś stać się najlepszym. Umniejszanie naszej roli w telewizji, wskazywanie jakimi nierobami jesteśmy jest kalaniem własnego gniazda. To wstyd dla państwa, gdy nauczyciele muszą walczyć o godziwe zarobki. Tak, będziemy strajkować. Po to by nie wybierać między tańszym a lepszym produktem w markecie. Po to by móc żyć jak przystało na osoby z naszym wykształceniem. Po to w końcu, by móc lepiej uczyć wasze dzieci.

 

 Posted by at 9:32 pm
mar 172019
 

Kilka lat temu byłem przekonany, iż społeczna kontrola władzy samorządowej powinna przynieść wymierne korzyści naszej lokalnej społeczności, iż swobodny dostęp do informacji publicznej, przełoży się na większą świadomość mieszkańców, a co za tym idzie na lepsze działanie samorządu. Po latach batalii sądowych, dostęp do informacji publicznej stał się czymś oczywistym (przynajmniej dla samorządowców). Udzielenie informacji jest bezproblemowe i uzyskuje się ją w ustawowym terminie do 14 dni. Wydawać by się mogło, że jeśli wszystko jest jawne i transparentne to dzięki temu kontrolujemy poczynania władzy. Nic bardziej mylnego. Lokalny samorząd wytworzył swój „świat”, swoistego rodzaju ekosystem oparty na poklepywaniu się po pleckach i mówieniu tylko o sukcesach. Nawet błędna decyzja, głupia i szkodliwa w ustach nowo-mowy urzędniczej przekuwana jest w sukces. Informacja publiczna? Nie robi już na nikim wrażenia. O wiele korzystniej jej udzielić i nie mieć problemów w sądach przegrywając procesy opisywane jako porażki. Pies z kulawą nogą nie zainteresuje się zakupem przez Burmistrza taniego garnituru za publiczne pieniądze w sytuacji, kiedy głowę mieszkańców zajmują przekręty za grube miliony osób na warszawskim  „świeczniku”.

W tym wszystkim, nie należy zapominać o roli mediów lokalnych w przekazywaniu informacji o działaniach władzy lokalnej. To „czwarta” władza, której zadaniem jest bliski kontakt z mieszkańcami, chronienie ich interesów, a co najważniejsze patrzenie władzy „na ręce”, informowanie o jej działaniach. To zadanie niełatwe, biorąc pod uwagę lokalną rzeczywistość. O wiele łatwiej i wygodniej „prostytuować” się dziennikarsko na rzecz samorządu, otrzymując w zmian zlecenia, czyli inaczej ujmując – kasę. Pieniądze w zamian za przedstawianie władzy w pozytywnym świetle – wydawać by się mogło, że to relikt słusznie minionej epoki, a jednak ten stan trwa w najlepsze. Kosztem zaufania co do wiarygodności przedstawianych treści, poziomu dziennikarstwa, lokalne media tworzą symbiozę z włodarzami miasta tudzież powiatu, stając się w istocie nadzwyczaj niewiarygodną tubą propagandową. W zamian jest spokój i pozyskanie publicznej kasy.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja wydawnictwa bezkompromisowego, piszącego uczciwie i nazywającego rzeczy po imieniu. Takiego, które nie boi się poruszać najbardziej drażliwych i niewygodnych dla władzy lokalnej tematów. Osoba prowadząca taki tytuł musi liczyć tylko na siebie. Jest zastraszana, nasyła się na nią wszelakie służby, poczynając od policji, a na nadzorze budowlanym kończąc. Co chwilę wytacza się takiej osobie sprawy sądowe, jest zasypywana aktami oskarżenia. Osoba taka, musi więc płacić ogromne myto w zamian za uczciwość wobec czytelników, musi wytrzymywać psychicznie liczne przesłuchania na policji (w tym np. w niedzielę o 18.00), swój czas poświęcać na jeżdżenie do sądów i liczenie się ze skazującym wyrokiem za wolność słowa.

Czy wobec powyższego, ma sens istnienie mediów niezależnych?
Wierzę, że ma. Warto walczyć i żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami i sumieniem. Warto być wiarygodnym i uczciwym wobec czytelników choćby miałoby to być udowadnianie na sądowej sali.
 

Jedna z ostatnich spraw sądowych rozstrzygnięta 11 lutego przed Sądem Okręgowym w Olsztynie. Redakcję NaszLidzbark pozwał do sądu Starostwa Jan Harhaj. Chodzi o artykuł „Termy Warmińskie stan faktyczny na dzień 10.09.2018 r.”. Starosta zażądał sprostowania artykułu, twierdząc iż pkt. 18 nie jest zgodny z prawdą i Starostwo nie dofinansowało Term Warmińskich na kwotę  162 601,62 zł. Wykaz publikowany na stronie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jasno wskazuje na udzielenie pomocy publicznej termom przez Starostę. Dodajmy, iż w 2018r. suma pomocy publicznej na rzecz spółki Termy Warmińskie, udzielone przez samorząd wynosi ok. 1 mln zł. Sąd Okręgowy w Olsztynie po rozpoznaniu sprawy z powództwa Starosty, sprawę oddala, to znaczy, że Redakcja NL ją wygrała. W kolejce czeka jeszcze kilka spraw karnych, głównie z art. 212 kk, czyli głoszenie wolności słowa zagrożone jest rokiem pozbawienia wolności.

 

 

 Posted by at 10:16 pm