Lidzbarska spółdzielnia socjalna „Światełko” zakończyła działalność. Mówiąc wprost – splajtowała. Głównym profilem jej działalności było prowadzenie jedynej w naszym mieście sali zabaw dla dzieci „Fiku Miku”. Otwierana z wielką pompą sala zabaw przy ul. Wodnej miała być ikoną skutecznej walki z bezrobociem, sukcesem PUP i rzeszy urzędników tam zatrudnionych. Niestety spółdzielnię „Światełko” pozostawiono samą sobie. Bez wyraźnego wsparcia ze strony samorządu, nie miała szans na przetrwanie. Jej zamknięcie odbyło bez najmniejszego zainteresowania lokalnej prasy czy samorządu. Naprawiamy to.
Oto historia spółdzielni „Światełko” widziana oczami pani prezes Barbary Baranowskiej spisana w luźnej formule wywiadu przez redakcję NaszLidzbark. Ze względu na obszerność, tekst podzielono na 2 części. Dzisiaj część pierwsza.
Pomysł na spółdzielnię
Po 28 latach nauczania w szkole stałam się osobą bezrobotną. No, ale takie jest życie. Jak troszeczkę odpoczęłam i psychicznie się wzmocniłam to zaczęłam szukać pracy. Trafiłam na ogłoszenie w internecie, ktoś poszukiwał osób mających doświadczenie w pracy z dziećmi. Nie wiedziałam o co chodzi, poszłam na spotkanie. Spotkanie zorganizował pan Piotr (nazwisko do wiadomości redakcji). Było nas ponad 20 osób. Tam dowiedziałam się o spółdzielni. Pan Piotr chciał założyć spółdzielnię, wziąć po 14 tys zł od osoby z funduszy unijnych. Niestety to nie wypaliło, a z 20 osób zostało nas 5. Ja jako jedyna miałam wykształcenie pedagogiczne, druga posiadała wykształcenie w kierunku opieki nad dziećmi. Z trzech pozostałych osób, jedna z uzależnieniem alkoholowym, dwie pozostałe z problemami narkotykowymi, no i pan Piotr. Przy organizowaniu spółdzielni dwie panie zrezygnowały, zaczęliśmy więc szukać chętnych. Jak się okazało pan Piotr chciał wziąć pieniądze z dofinansowania, a nas zatrudniać wtedy kiedy będziemy mu potrzebne. W praktyce oznaczało to, iż nadal pozostaniemy bez środków do życia. Podziękowałyśmy temu panu za współpracę. Dotację przyznano nam z lidzbarskiego urzędu pracy, na nas pięcioro wyszło w sumie 70 tys zł. Jednak aby otrzymać środki, najpierw musiałyśmy za swoje pieniądz wynająć lokal. Więc już na starcie spółdzielni 3 miesiące byłyśmy w „plecy”. Problemem okazała się rejestracja w KRS, gdzie podobno zginęły nasze dokumenty, wszystko się przedłużało, a płacić za lokal i media trzeba było na bieżąco.
Wielkie otwarcie sali zabaw Fiku-Miku
Było to w 2013r., otwarcie specjalnie zorganizowane dla władz miasta, powiatu i wszelkich instytucji samorządowych. Osobiście roznosiłam wszystkim zaproszenia. Z władz gminy Wójt wysłał delegację z pięknym listem gratulacyjnym, byli panowie z jednostki wojskowej, delegacja ze „Społem”, z MDK i LDK i to wszystko. Z Urzędu Miasta spóźniony przyszedł pan Burmistrz(Wajs – przyp. red.) i już na wejściu przywitał nas słowami „no i kolejne przedszkole, na co wam to potrzebne”. Mnie zamurowało. Zanim się otworzyłyśmy, chodziłyśmy do niego (Burmistrza przyp. red.) z prośbą o lokal, bo spółdzielnia socjalna zgodnie z ustawą ma prawo mieć taką pomoc w zakresie udostępnienia lokalu. W Ornecie są 3 spółdzielnie, które otrzymały pomoc od miasta, jedna z nich dostała lokal za 1zł miesięcznie. Przecież to się w głowie nie mieści, żebyśmy my nie dostały żadnego wsparcia, a pan Burmistrz ze śmiechem mówi tak – no przecież chciałem wam dać, ale nie chciałyście. Chodzi o lokal po byłej kotłowni przy ul Lipowej, jest on częściowo pod ziemią, a ja miałam tam przyjmować małe dzieci? Tam trzeba by było wsadzić ogromne pieniądze, my tego nie miałyśmy. My miałyśmy tylko 70 tys na wszystko. Jak tę kotłownię zobaczył budowlaniec to powiedział, że bez 100 tys to nie macie co podchodzić.
Pełne pomysłów
Jednak były marzenia i pomysły. Wynajęłyśmy lokal przy ul. Wodnej. Otworzyłyśmy, ruszyłyśmy jako tako. Ja z racji wykształcenia miałam zająć się małymi dziećmi i to tak ruszyło. W przedszkolach nie było miejsca więc rodzice przyprowadzali dzieci na bajkowe poranki, było fajnie. Inna pani ze spółdzielni miała pomysł pomagania osobom starszym w zakupach, sprzątaniu itp. Jeszcze inna miała się zająć szyciem, więc kupiliśmy maszynę do szycia. Niestety skończyło się na dobrych chęciach. Pani o szyciu nie miała pojęcia, a druga zamiast wyjść do ludzi wolała siedzieć na miejscu. Wszystko skupiło się na mnie i na jeszcze jednej osobie. Od samego początku brakowało pieniędzy. Zgodnie z wymaganiami Urzędu Pracy musiałyśmy być zatrudnione w spółdzielni, co jak się później okazało było niezgodnie z prawem. Ktoś kto podejmował decyzje, popełnił błąd. My zatrudnione byłyśmy w jednej sali zabaw na 80m2 gdzie miesięczny obrót wynosił ok. 7 tys zł. 5 pełnych etatów i do tego jeszcze czynsz, to tak się nie da. Było jeszcze teoretyczne wsparcie z ramienia Starostwa w postaci refundacji składek ZUS. Jednak Starostwo udzieli wsparcia raz na kwartał jak my opłacimy wszystko to oni nam oddadzą składki. A skąd my weźmiemy pieniądze aby to opłacić? Siedziałyśmy bez wynagrodzeń, bez opłacanych zusów, od samego początku mieliśmy pod górkę. Dzieci troszkę przychodziło, robiliśmy wiele imprez w terenie. Pozornie wszystko wyglądało pięknie.
Życie….
Przez rok czasu musiałyśmy działać wszystkie razem. W tym czasie doszło do różnic zdań w kwestii podziału i tak znikomych przychodów. Jedna z pań przywłaszczyła sobie kilkaset złotych, było to zgłaszane na policję, ale uznali za znikomą szkodliwość społeczną. Innej pani zdarzało się przychodzić do pracy naćpaną, a przecież to praca z dziećmi. Tym paniom nie przedłużyliśmy umów o pracę. W zemście nasłali na nas inspekcję pracy. Pan inspektor wlepił nam 1000 zł mandatu za niewypłacanie wynagrodzenia za pracę. Żadna z nas nie miała wynagrodzeń wypłacanych w pełni. Nie było przychodu, więc nie było na wypłaty. My miałyśmy przez cały rok pracy wypłaconych 5 pełnych wynagrodzeń (pełne wynagrodzenie = najniższa krajowa – przyp. red.). Zostałyśmy we dwie więc trzeba było pozyskać nowych członków. Na jednego z nich udało nam się uzyskać 20 tys dotacji z UP. Pieniądze te poszły na przeprowadzkę do nowego lokalu przy ul Szwoleżerów. W zasadzie pracowałam na 3 etaty, prowadziłam zajęcia z dziećmi, księgowość, zaopatrzenie, kadry, sprzątanie.
Przeprowadzka
Na Wodnej był za mały lokal, nie było dojazdu, parkingu i w dodatku na piętrze. Nie było gdzie wózków zostawić. W nowej siedzibie było o wiele więcej miejsca dla dzieci, rodziców, było gdzie samochód zostawić. W przeprowadzce upatrywałyśmy rozwój naszej spółdzielni oraz obniżenie kosztów działalności, głównie na czynszu, który po obniżce wyniósł 1772 zł brutto miesięcznie. Jak się okazało nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak nie było z czego płacić. Do czerwca 2015r. było w miarę dobrze. Miesięczny obrót wynosił ok. 7 tys zł, więc było na opłaty a nawet trochę wynagrodzeń. W czerwcu jak ręką odjął, normalnie nie wiem co się stało. Lipiec, sierpień – miesiące wakacyjne też mało dzieci, a we wrześniu wszystkie maluchy poszły do przedszkoli. I te maluszki, 2-3 latki, które przychodziły w ciągu dnia z rodzicami, nianiami, babciami znikły. Wrzesień, październik, listopad, grudzień, proszę bardzo … (pusto – przyp. red.). Obniżyliśmy opłatę do 8 zł za godzinę. Nigdzie nie ma tak tanio, żadna sala zabaw w Polsce nie oferuje tańszego pobytu. Rozumiem, społeczeństwo ubogie, ale ja także muszę wyjść, opłacić czynsz. Pisałam oferty na realizację zadań publicznych. Dostałam 2 tys z komisji do spraw alkoholowych. Organizowałam zajęcia dla dzieci od kwietnia do grudnia raz w tygodniu po 1,5 godziny. Ile przyjdzie dzieci tyle będzie, ale rodzicom nie chce się. Napisałam im piękne sprawozdanie, ze zdjęciami, fakturami. Wyszło, że dołożyłam do tego drugie tyle. Kolejne zadanie publiczne zlecił mi Burmistrz (Wiśniowski – przyp. red.) bo inaczej nie może mi dać pieniędzy bo blokuje go Rada Miasta. Bo Rada Miasta w życiu nie wyrazi zgody na przyznanie mi lokalu. Za zorganizowanie tygodnia ferii dostałam 2 tys zł. To jednak za mało aby utrzymać salę zabaw. Podjęliśmy niestety decyzję o likwidacji spółdzielni i sali zabaw. Mamy już 4 miesiące nieopłacony czynsz i jesteśmy zadłużeni. Jeszcze za olej nie zapłaciłam wszystkiego, moje wynagrodzenie za dwa miesiące no i nasze pożyczki – moje i koleżanki bo własne pieniądze w to włożyłyśmy. To jest jeszcze 6 tys zł naszych prywatnych pieniędzy. Liczę, że po sprzedaży konstrukcji przestrzennej będziemy w stanie uregulować wszystkie zobowiązania i wyjść przynajmniej na zero. Powiem szczerze – ja już jestem zrezygnowana. Niedługo stanę się ponownie osobą bezrobotną.
Rozmawiam z rodzicami dzieci. Wszyscy twierdzą, że jest super, pytają gdzie my teraz będziemy organizować urodzinki? Rozdałam 40 karnetów na bezpłatny pobyt w sali zabaw. Wróciły 3. Dlaczego? Bo się nie chce…bo lepiej dać tablet, komputer i mieć święty spokój.
Zakładając spółdzielnię trzeba mieć biznesplan, zatwierdzony przez specjalistów z PUP. Jak było w waszym przypadku, czy wasza spółdzielnia skazana była na sukces ale tylko na papierze?
Papier wszystko przyjmie, niestety papier nie potrafi analizować. W urzędzie pracy są fachowcy i to oni powinni analizować. W urzędzie pracy mówię do pani, że tak pięknie było przy zakładaniu spółdzielni, a teraz jest problem ze zlikwidowaniem. Pani urzędniczka odpowiedziała – sama bym się na spółdzielnię socjalną nie porwała. To po co pani nas namawiała? Dlatego żeby zmniejszyć bezrobocie, żeby mieć wyniki? Bezrobocie się zmniejszyło o 5 osób, ale tylko na chwilę. Dlaczego my starając się o stażystę aby obniżyć koszty, nie dostałyśmy go z PUP, a Termy ilu dostało stażystów? (25 – przyp. red.).
Niedługo powstanie część druga – „polityczna”, czyli jak wszyscy obiecywali wszystko.
A kiedy będzie część 2?
czekamy z zapartym tchem, powinno być ciekawie!!! Zwłaszcza ciekawe komentrze….
Tak sobie czytam i dochodzę do wniosku :
to narkomani i alkoholicy zajmują się dziećmi ?
To gratulacje , i jeszcze jacyś kombinatorzy ,poziom Lidzbarka jest niepokojąco niski .
Ta kobieta w ogóle nie interesowała sie dziećmi tylko kasą ! Ja za zabawę z prezentem dla córci zapłaciłam coś koło 40 zł , zabawa trwała około 1 godziny a prezent to było chrupki i zawieszka ( za 1,99zł z pepco) , oczywiście na poczęstunek dla dzieci tylko kilka paczek ciasteczek porażka! Również jeżeli jakieś dzieci miały organizowane urodziny to nie było o tym w ogóle napisane ani na sali ani na stronie internetowej , kilka razy musiałam wyjść z dzieckiem bo dzieci sobie jadły tort i bawiły się razem tuż obok mojego dziecka bo urodziny było robione w dużej sali i mojej córce było po prostu przykro.
Piskać każdy może, lepiej jeden drugi gorzej. Tylko czy rzeczywistość Lidzbarka powinien kształtować Pan redaktor API, sami oceńcie jakie miasto taki dziennikarz czy może jednak w tym mieście są ludzie myślący racjonalnie i mający dość pisania pod emocje i show. Państwo ze spółdzielni socjalnej wiedzieli co robią jak brali kasę a teraz jak w biznesie raz wychodzi a raz nie (rozumiem, że wszystkie spółdzielnie socjalne nie mają takich problemów). Redaktor powinien zastanowić się czy o tym pisać i jak !!!, bo zwalanie winy na innych to nasza duma narodowa a w tym przypadku jak zwykle dodatkowo pojawiło się słowo samorząd, starosto i oczywiście Termy dla podtrzymania oglądalności portalu NL 🙂
P.S. Gdzie był redaktor API i portal NL w czasie kiedy spółdzielnia powstała i kiedy się rozwijała i w końcu kiedy miała problemy – pomógł jakoś, pisał – czy umie tylko krytykować i szukać winnych za własne i innych problemy. Pozdrawiam ludzi ze zdrowym rozsądkiem
Jakby to powiedzieć ,żebyś zrozumiał .
Dziennikarz nie jest od tego , żeby pomagać komukolwiek ,a już na pewno nie , żeby kogoś wyręczać .
Podejście samorządu widać wyraźnie .
A to chyba samorząd ma wspierać takie inicjatywy .
A nie swoich kolesiów i inwestycje ,nie do końca pewne ,ale „nasze ” …
Rozumiem Panie API, że weryfikował Pan prawdziwość zarzutów a nie pisał pod ustawioną tezę?
Wychodzi na to że każdy na każdego może powiedzieć co mu się żywnie podoba, a pan API to umieści. Super każdy wariat ma tu pole do popisu. Gratuluję!
Po 28 latach pracy w szkole kobieta pani b straciła prawo wykonywania zawodu ponieważ złośliwie porysowała samochody w ramach zemsty.Niech ludzie wiedzą że to zła kobieta jest i będzie jeszcze jedno, pamiętacie państwo jak jakiś pijak urwał głowę łabędziowi na kłębowie to syn tej pani b . a jednocześnie zastępca w fiku miku pozdrawiam
Dziwne, że rodzice dzwonili i pytali, kto pracuje obecnie, bo dzieci do Pani B.I tej drugiej nie chciały…tylko do ,,degeneratek”…Dobra kadra zrezygnowała po roku gehenny. A specjalistka i jej dobrani z d… ludzie zostali…Z wiadomym skutkiem. Nauczyciel czy opiekun to przede wszystkim ROZPOZNANIE.Chyba w przypadku Pani B.,,papier wszystko przyjal”,czyli wykształcenie.Co to za opiekunka, która demonstruje fochy, bo dziecko zrobiło pipi do kulek? Pani B.Boga i ludzi Pani się nie boi?Bo o wstydzie nie wspomnę…
Dziękuję Azgard! Coś tu śmierdziało ale nie o wszystkim da się usłyszeć albo połączyć fakty. Na zdjęciach tej pani na fb wszystko jest takie ładne (jak prawie wszystko u wszystkich na fb).
A co do samego wydźwięku artykułu to właśnie brak dobrego rozeznania i informatorów zabrakło redaktorowi w tym momencie.
Kłamliwe i żałosne zeznania pani, która na inaugurację upiekła tort nasycony po brzegi spirytusem, wiedząc, że jednym z gości będzie dziecko.Pomijając inne rzeczy, których poruszać nie będę, bo to szambo.Uczciwości też nie można jej zarzucić,gdy już przed otwarciem działalności zachachmecila pieniądze należące do spółdzielni…itd…itp…Blaga i dwulicowosc…
Wykluczone osoby , między innymi np. Gosia, mają o wiele wyższy intelekt jak „prezeska i jej zastępca” , zresztą czego się można spodziewać po opiekunce, która ukończyła TWP i to zaocznie, …W pracy z dziećmi, z moim dzieckiem, ważna jest EMPATIA = do ludzi każdego kalibru!
Nie Pani B.zatrudniła pozostałych członków i nikogo nie wykluczyła,wiec nie ona kogokolwiek zwolnila,choć jej postępowanie i drugiej osoby,która na poczatku była prezesem,wiodło ku rozlamowi.Po prostu po uplywie wymaganego roku dotacyjnego pozostałe członkinie,czyli trzy osoby,postanowiły same odejść,ponieważ żadne próby porozumienia nie odniosły skutku.Trudno pracować dla dzieci z kimś, kto żałuje im balonów, innych gadżetów w ramach zachęty i np.wynosi złośliwie sprzęt grający tuż przed urodzinami…Tego typu zagrywkom nie było końca …Normalnie nic,tylko w mordę lać…nie alkohol,Pani B,tylko Was ! Wylewajac brudy z kotła, w którym obie mieszalyscie,otworzylyscie puszkę Pandory.Więc może lepiej wstrzymać się z drugą częścią swoich klamliwych wywodów na łamach Naszego Lidzbarka…Rodzice widzieli, towarzyszący im goście również, jak to bywało. Jak tak można? ?
wszystkie te Panie były „dobre”. Ciągłe fochy, mało sympatii itd. Wieczny problem z butami> Otwierają się drzwi i słyszę: PROSZĘ ZDJĄĆ BUTY! nawet u raczkującego dziecka, branie pieniędzy za rodzica, który na chwilę wszedł do kulek, aby pomóc dziecku. Ale prawda jest taka, że takie „Fiku Miku” powinno istnieć w Lidzbarku i powinno być jakoś wspierane przez naszą władzę. Mimo tego, że mi pewne rzeczy przeszkadzały, moje dziecko uwielbiało tam chodzić, a teraz pozostało jeżdżenie do Bartoszyc, bądź Olsztyna. Moim zdaniem Pani B. jako jedyna potrafiła pracować z dziećmi, miała pomysły, a to jaką miała przeszłość… każdy ma jakąś, jedni lepszą drudzy gorszą. Pani Gosia z „wysokim intelektem” też ma jakąś przeszłość, a nikt nie pisze, że jest złym człowiekiem! Uważam, że na podejście do dzieci i umiejętność współpracy z nimi nie wpływa tylko ukończenie Uniwersytetu. Znam mnóstwo Pań, które po ukończeniu TWP są świetnymi pedagogami, odnoszącymi sukces w życiu zawodowym. Poza tym zastępcą prezesa jest Pani Justyna, a nie Pan B.
Wychodzą kolejne wspaniałe rządy i szacunek do mieszkańców POprzedniego burmistrza ! żal mi
Narkomaki, alkoholiczki? To co ta kobieta wypisuje świadczy o niej. Za grosz moralności wewnętrznej.Wykluczała pokolei wszystkich podstępnie i los ją wykluczył. Jak to się mówi „Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”. Wcale się nie dziwię, że dzieci nie chciały do niej przychodzić. One wyczuwają ludzi najlepiej.
A może mają moralność zewnętrzną?
a może problem nowej lokalizacji było przeraźliwe zimno na sali, dzieci bez butów musiały marznąć, nawet podwójne skarpetki nic nie dawały wracały zmarznięte, a byliśmy tam w sierpniu i wrześniu… osobną kwestią było podejście Pani obsługującej… zero sympatii… tu bym upatrywał przyczyn niskiej frekwencji, a nie wszyscy winni łącznie z rodzicami bo dają tablety…
Na dodatek brudno, a łazienka to jakaś masakra a Panie nie miłe wręcz wredne. Byłam tam raz i i powiedziałam że nigdy więcej. Właścicielka biegała w tą i z powrotem krzycząc na dzieci że mają tego nie robić i tamtego. To jakaś masakra. Bardzo dobrze że splajtowała. Dlaczego moje podatki miały by iść na dotację dla tej placówki jak tam po za tą konstrukcją nic ciekawego nie było. A teraz wielkie żale. Jakby była miła do dzieci i rodziców to by dalej funkcjonowała. Sama sobie winna. Główna zasada ..nie bierz się za coś co nie potrafisz. A pedagog z niej taki jak z kozie d…y trąbka. I tyle w temacie. A że jest bezrobotna to na swoje życzenie…nie trzeba było dewastować sąsiadom samochodów po pijaku.
a czego sie spodziewaliscie <Lidzbark jest miastem tylko dla zwiedzających pokazówki to u nas norma zastanawiam sie na kogo głosować przy następnych wyborach
Zabrakło ważnej informacji o spółdzielniach socjalnych. Tworzyć je mogą osoby wykluczone społecznie w rozumieniu ustawy: osoby długo bezrobotne, z problemami alkoholowymi, narkotykowymi itp. itd. W zamyśle ustawodawcy, praca w spółdzielni miała być szansą na powrót do aktywności zawodowej i wyjście z dołka. Stąd nie można porównywać spółdzielni socjalnej z działającym przedsiębiorstwem. Samorządy powinny pomagać spółdzielniom socjalnym w sposób szczególny, bo tam ludzie mogą wrócić do społeczeństwa, stać się czynnymi zawodowo itp. Choć biorąc pod uwagę skalę pomocy dla pewnej firmy na ul. Kąpielowej, można odnieść wrażenie, że działa tam jedna wielka spółdzielnia socjalna.
Z wielkim szacunkiem dla osób wykluczonych, ale oni nie nadają się do prowadzenia biznesu, w biznesie trzeba mieć mocny kręgosłup,
a oni wymagają oparcia, jak bluszcz, za nimi używki chodzą krok w krok, jak cień.
Pomysł wprowadzania ich do zarządu, był, jest i będzie poroniony.
W prowadzeniu firmy, nie ma określonego czasu pracy, ani zagwarantowanych poborów.
Czy ty rozumiesz czym jest spółdzielnia socjalna i czym różni się od przedsiębiorstwa?
Nie chodzi o lidzbarski PUP, ale o przepisy spółdzielczości socjalnej i naciski z WPS i ROPS na jej tworzenie. Inicjatywa była piękna. Panie dawały z siebie 150% , ale to byłoby dobre na działalność jednoosobową, a nie spółdzielnie. Zawiodły na całej linii samorządy. Mogły wesprzeć projektami unijnymi. Mamy referaty promocji ds. miasta, powiatu.
Popatrzmy, kto zakładał „Spółdzielnię”, między innymi: „cwaniaczek”, narkomanki, alkoholiczki, złodziejka a do tego dziwne nastawienie
urzędników, traktujący na równi z innymi firmami. W takim otoczeniu, każda firma splajtuje, robiąc konkurencję dla UM.
Na każdą usługę, czy produkt, musi być zapotrzebowanie a z tym wiąże się badanie i rozeznanie rynku,reklama.
Założyć firmę jest prosto, utrzymać się na rynku, bez samozaparcia i wiary w sukces, wprost niemożliwe, marzenia nie wystarczą.
Czasami trzeba zatrudnić się na 1/2, 1/4, lub 1/8 etatu by przezwyciężyć trudności firmy, coraz częściej jest to stosowane.
Pomysł w otoczeniu takich ludzi, był skazany na niepowodzenie, od samego początku. Nie wszyscy nadają się do zakładania
i prowadzenia firmy.
Masz rację A.B. ale dlaczego mam wrażenie że gdyby to przedszkole zakładała osoba ze śmietanki towarzysko, biznesowo, urzędniczej sprawy potoczyłyby się całkiem inaczej? Ja nieraz pisałem o wszechobecnych znajomościach, które w Lidzbarku są „wszystkim”. U nas na tak głębokiej prowincji liczy się nazwisko właściciela, jeżeli go nie masz to marne szanse na udany start i kontynuację. Zauważ że większość biznesów które trwają zakładały osoby znane, niekoniecznie ze swojej żyłki do interesów. Często się słyszy u nas ”Idę do ( ksywka)”
Nic dodać i nic ująć – masz 100% rację.
Te osoby, które w płaski sposób podsumowala Pani B. były najbardziej aktywne, dbaly o kontakt z rodzicami i z dziećmi. Wystarczy spytać innych odbiorców usług. Kreatywność ich jednak stale musiała mierzyć się że złośliwym utrudnianiem i malkontenctwem chcących ciepłego grosza, jednocześnie chętnie spędzających czas w domu dwóch cudownych pań, które uwazaly się za filar spółdzielni. Mistrzynie markowania pracy,jak i prawdy w powyższym artykule.Jeszcze raz – wstyd i żenada!
Trzeba też zauważyć, że z oświadczenia w internecie wynika, że prezesem była p.Branowska, a jej zastępcą- Patryk Baranowski, jej syn. Kobiety „działające” w spółdzielni już właściwie na samym początku działalności pokłóciły się..jak można winą za działalność bez sukcesów obciążać winą „narkomankę” i „alkoholiczkę”- jechałyście na tym samym wózku, trzeba było się szanować, wspierać, a nie pokazywać „klasę” z wykształceniem i doświadczeniem. Widziały przecież gały co brały…