lut 072015
 
Posłowie naszej ziemi, od lewej Cieśliński Piotr, Sycz Miron

Posłowie naszej ziemi, od lewej Cieśliński Piotr, Sycz Miron

Wczoraj w sejmie odbyło się 36[1] głosowań, jednak media zajęły się tylko sprawą przyjętej konwencji dotyczącej przemocy wobec kobiet. To dobry medialny temat dla „odmóżdżonej” części społeczeństwa. Wzbudza emocje, jest kontrowersyjny, więc może zająć sporo czasu antenowego, tak aby zabrakło miejsca na sprawy naprawdę ważne jakie działy się przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Jedną z nich było podniesienie kwoty wolnej od podatku – projekt zgłoszony przez Twój Ruch. Posłowie zaproponowali aby kwota wolna od podatku zależała od dochodów potrzebnych do zapewnienia minimum egzystencji, a nie tak jak jest obecnie – 3091[2] zł (dochodu rocznie). Niestety projekt nie spodobał się posłom z koalicji PO-PSL i został odrzucony (232 przeciw, 200 za, 3 wstrzymujące się).

W zamyśle ustawodawcy tzw. kwota wolna od podatku jest ukłonem w stronę osób które osiągają minimalny dochód, pozwalający tylko na egzystencję[3]. Państwo nie może pobierać daniny publicznej od swych obywateli, jeśli starcza im pieniędzy tylko na żywność i opłaty. Ustanowiony ponad 5 lat temu próg 3091 zł dochodu rocznie odstaje od rzeczywistości i w obecnych realiach w żaden sposób nie pomaga najbiedniejszym. Jest zapisem pustym, wręcz kpiną z najuboższej części naszego społeczeństwa. Wg. raportu GUS „U b ó s t w o ekonomiczne w Polsce w 2013 r.” w naszym kraju zagrożonych skrajnym ubóstwem pozostaje 7,4% osób, czyli ponad 2,6mln obywateli. Za skrajne ubóstwo uznaje się dochód w wysokości nie przekraczającej 542 zł. Procentowo najliczniejsza grupa obywateli o dochodzie poniżej minimum egzystencji zamieszkuje województwo Warmińsko-Mazurskie, bo aż 13,2%, czyli ok. 200 000 jego mieszkańców. Na poselskim projekcie ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, zaproponowany przez Twój Ruch, najwięcej zyskaliby więc mieszkańcy naszego najbiedniejszego regionu. Jednak posłowie Cieśliński Piotr i Sycz Miron byli przeciwni takiemu rozwiązaniu, bowiem głosowali na „nie”. Być może uważają, że słusznym i sprawiedliwym społecznie rozwiązaniem jest pobieranie podatku od osób, którym nie starcza nawet na jedzenie. W nadchodzącej kampanii wyborczej do parlamentu, warto więc zapytać się naszych przedstawicieli, jakimi motywami kierowali się, blokując pozytywne zmiany dla najbiedniejszych.

Kwota wolna od podatku w innych krajach europejskich naprawdę daje ulgę najmniej zarabiającym. Przekonują się o tym Polacy pracujący np. w Anglii, gdzie otrzymują co roku zwrot zapłaconego podatku jeśli zarobili mniej niż 10 tys funtów rocznie. W Austrii kwota wolna wynosi 11 tys E, Hiszpanii ponad 17 tys E, Grecji 5 tys E, Polsce 730 E.

Niestety obraz świata jaki postrzega większość naszego społeczeństwa, kreowany jest przez telewizję. To znakomite medium służące do ukrywania rzeczywistości i spraw ważnych dla nas – obywateli tego kraju. Rząd bezwzględnie wykorzystuje to, manipuluje przekazem w taki sposób abyśmy mieli wrażenie, iż dyskutujemy nad sprawami ważnymi i istotnymi jak choćby osławiona „konwencja przemocy wobec kobiet”, która w rzeczywistości jest kolejną przykrywką poczynań rządu i posłów. Miejmy własne zdanie, nie oglądajmy głupich dyskusji o tzw. „gender”, nie wkręcajmy się w nie, bo one nie mają większego znaczenia w naszym życiu. Rozliczajmy naszych posłów z konkretnych głosowań, patrzmy im na ręce i pytajmy.

[1] Nie jest to jakaś szczególnie duża liczba, bowiem zdarzały się dni, kiedy posłowie musieli wciskać swój magiczny przycisk aż 292 razy (12 grudnia 2012 r. podczas 30 posiedzenia sejmu).

[2] Kwota nie zmieniana od 2009 r.

[3] minimum egzystencji wyznacza poziom zaspokojenia potrzeb konsumpcyjnych, poniżej którego występuje biologiczne zagrożenie życia i rozwoju psychofizycznego człowieka

 Posted by at 6:24 pm
sty 162015
 
fot. Adam Golec / Agencja Gazeta

fot. Adam Golec / Agencja Gazeta

Fragment ciekawego wywiadu z Ryszardem Florkiem, właścicielem „Fakro”, jednym z najbogatszych Polaków. Tekst ukazał się na portalu natemat.pl Wstawiam fragment wywiadu, tak, aby bezkrytyczni orędownicy UE i dopłat trochę pomyśleli.

„Jeden z najbogatszych przedsiębiorców chwali Polaków za pracowitość i gani rząd za sprzyjanie zagranicznym koncernom. W efekcie Polska to nie jest kraj rodzimych innowacyjnych firm, ale siedlisko montowni zagranicznych koncernów. A gdy jedynym obszarem konkurencji pozostają koszty pracy, trudno się dziwić, że Polacy wciąż zarabiają mało.

Ryszard Florek, prezes i założyciel spółki Fakro, uważa, że nasz kraj potrzebuje dużych polskich firm i uznanych marek, a wzorem do budowy innowacyjnej gospodarki powinna być dla nas Korea Południowa. – Do innowacji potrzebne są duże rodzime firmy, a takich brakuje. Polska stała się montownią, poddostawcą elementów, części, półproduktów dla zachodnich koncernów – mówi Ryszard Florek, prezes spółki Fakro, producenta okien dachowych.

Według niego polskie firmy mają gorsze warunki do rozwoju, niż dofinansowywani rządowymi grantami inwestorzy zagraniczni. Fiat w Tychach po 20 latach niepłacenia podatków ponownie uzyskał status rezydenta strefy ekonomicznej. Olsztyński Michelin dostał 40 mln zł rządowej dopłaty (10 proc. wartości inwestycji) do budowy zakładu produkcji opon.

Ponieważ kraj stał się wielką montownią dla zachodnich koncernów trudno o innowacje. – Nie mamy własnej gospodarki, nie mamy własnych marek, nie tworzymy know-how w Polsce. Żeby mówić o innowacyjności, najpierw musimy zastanowić się, co zrobić, żeby mieć duże rodzime firmy zdolne do tworzenia innowacji – komentuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Ryszard Florek.

Wolno się bogacimy
Najlepszym przykładem, jak tworzyć innowacje, jest Korea Południowa. Widać to na przykładzie branży motoryzacyjnej. Choć w Polsce produkuje się wszytko z czego składa się nowoczesne auto (hamulce Brembo, fotele Porsche, felgi, opony, wycieraczki, szyby itd.) sami nie mamy własnej marki motoryzacyjnej. Koreańczycy mają za to Hyundaia i Kia.

Czy Polacy wykorzystali swoją szansę i staliśmy się bogatsi? Biznesmen podaje dwa o przykłady. W Polsce w porównaniu z Ukrainą średnie zarobki są dwukrotnie wyższe, a oba kraje około 25 lat temu startowały z podobnego pułapu. Również Korea Południowa zaczynała rozwój z podobnych pozycji, ale dziś jest znacznie dalej niż Polska, a średnie wynagrodzenie ma dwa razy wyższe.

– Wydaje się, że droga koreańska była lepsza, choć trudno o jednoznaczną ocenę. Być może u nas nie dało się inaczej, a być może istniały lepsze scenariusze – mówi prezes Fakro. – Staliśmy się krajem średniego wzrostu. Rozwijamy się i to cieszy, ale pozostaje niedosyt, ponieważ inni rozwijają się szybciej.

Biznesmen filozof
Skąd taka szczerość i słodko-gorzkie słowa przedsiębiorcy? Założyciel Fakro to jeden z najbogatszych Polaków z majątkiem szacowanym na miliard złotych. W wolnych chwilach pisze teksty o tym od czego zależy bogacenie się Polaków. – Coś jest nie tak, skoro jesteśmy w tej samej Unii Europejskiej już 10 lat, kapitalizm w Polsce mamy już od 25 lat, wciąż zarabiamy 4 razy mniej, niż w bogatych krajach Europy Zachodniej – zastanawia się i wylicza bariery

Zasady, jakie stworzono w UE bardziej służą takim krajom jak Niemcy, Francja czy Dania, aniżeli takim jak Polska, Grecja czy Portugalia. Wielkie korporacje były największymi beneficjentami integracji europejskiej. Dzięki ich przewadze ekonomicznej mogły one bez problemu odpierać ataki konkurencyjnych firm z nowej Unii. W całej wspólnocie nie stworzono jakichkolwiek mechanizmów dających szansę na konkurowanie z globalnymi firmami z Niemiec, Danii lub Francji.

W międzynarodowym podziale pracy w Polsce tworzy się tańsze miejsca zatrudnienia w porównaniu z krajami Europy Zachodniej. Zatrudnia Polaków do zajęć wymagających niskich kwalifikacji, przy liniach montażowych albo kasach. Specjaliści i menadżerowie tworzący największą wartość dodatnią produktu pracują w centrali, siedzibie firmy zlokalizowanej poza granicami Polski. W ten sposób średnie wynagrodzenie w tamtych krajach wzrasta, a w Polsce maleje.

Za mało nas, do pieczenia chleba
Tyle możemy zwalić na innych, bo często sami sobie budujemy przeszkody. To zawiłe prawo uchwalane pod dyktando grup interesów, wysokie zadłużenie, którego koszty niejako muszą odpracować zatrudnieni i firmy, a także szara strefa. W Polsce na 38 mln mieszkańców zaledwie 14 mln pracuje w gospodarce, czyli wytwarza PKB. Co to oznacza? Wynika z tego, że jeden pracownik zatrudniony w gospodarce zarabia na trzy osoby. W Niemczech zatrudnionych jest 40 mln osób, czyli połowa wszystkich obywateli. Zbyt dużo osób pracuje w instytucjach, urzędach i organizacjach, które oprócz tego, że nie wytwarzają PKB, to na dodatek odbierają innym możliwości rozwoju – twierdzi biznesmen.[…]”

 Posted by at 9:15 am
sty 132015
 

demotywatoryTemat drogiego polskiego węgla nie jest obcy mieszkańcom naszego miasta. Zdecydowanej większości służy jako źródło ogrzewania domów poprzez jego spalanie we własnych piecach, inni otrzymują ciepło z miejskiej kotłowni. Koszt dostarczenia ciepła zależy w dużej mierze od ceny węgla, więc nam – jego konsumentom zależy na jego jak najtańszym zakupie. Paradoksalnie tańsze paliwo do ogrzewania mieszkań kupimy za granicą, a nie z polskich kopalń. Jak to możliwe, aby w kraju gdzie energetyka oparta jest na spalaniu węgla i posiadającego własne kopalnie, opłacało się kupować węgiel za granicą, bo jest tańszy? Odpowiedzi na ten dziw ekonomiczny należy szukać nie w kopalniach ale w Sejmie RP. Media posłuszne obecnemu reżimowi zręcznie manipulują informacjami, podając ile to straty przynoszą likwidowane kopalnie i jakie to obciążenie dla podatników. Ta polityka dezinformacji ma za zadanie „zmiękczyć” opinię publiczną i usprawiedliwić działanie reżimu, tak aby „ciemny lud” nie zorientował się gdzie leży prawda.

Sejm RP tak naprawdę wcale nie składa się z partii politycznych, bowiem sam w sobie stanowi jedną wielką partię o nazwie „Koryto RP”. Ostatnie kilkadziesiąt lat rządów post-komunistów to kontynuacja polityki gospodarki rabunkowej, znanej dobrze czasom PRL-u. Socjalizmu głęboko zakorzenionego w ludzkiej świadomości nie da się tak nagle wyłączyć czy zmienić, a cały aparat partyjny PRL-u przecież nie zapadł się pod ziemie. Ludzi ci w różny sposób nadal sprawują rządy, likwidując wszelkie zagrożenia płynące ze strony szeroko pojętego społeczeństwa. Największym problemem dla post-komunistów były wielkie zakłady pracy, bowiem tam właśnie mogło dojść do „przebudzenia” i powtórki Solidarności. Na pierwszy ogień poszły więc stocznie, których dzisiaj już po prostu nie ma. To nic, że odbyło się to wielkim kosztem społecznym i marginalizacją naszego kraju jako producenta statków. Ważne, że „Koryto RP” miało się dobrze i szansa na ruch społeczny zdolny obalić władzę – minimalny. Kopalnie jakiś czas pozostawały nietykalne, bo brać górnicza jest wyjątkowo solidarna i zorganizowana. Jakikolwiek ruch ze strony górników powodował panikę w Warszawie i ustępstwa. Było dobrze dopóty, bilans jakoś wychodził na zero. Drogi polski węgiel to wynik złego zarządzania kopalniami, które przecież nadal są państwowe. Rozrost biurokracji, ogromne wynagrodzenia prezesów i całej kadry zarządzającej, a dodatkowo wysokie koszty pracy (podatki) spowodowały załamanie się modelu zarządzania opartego na gospodarce rabunkowej. Działanie rządu polegające na doprowadzeniu ostatnich wielkich zakładów przemysłowych na skraj bankructwa wcale nie jest przypadkowe. Chodzi o rozdrobnienie górników, rozbicie ich solidarności zawodowej i tym samym pozbycie się ewentualnego problemu powstania silnego ruchu narodowego (nie mylić z partią) zdolnego obalić partię „Koryto RP”.

Obecny rząd zapewne przeczuwa, iż w Polsce zaczyna się dziać coś ważnego, coś czego oni nie kontrolują. Ludzie powoli budzą się z letargu, zaczynają dostrzegać, że nasz kraj chyli się ku upadkowi. Rząd zabrał nam nasze emerytury z OFE, podniósł wiek emerytalny, a ostatnio próbowano nocą zmienić Konstytucję RP, tak aby wyprzedać nasze lasy. Górnicy są ofiarami złego zarządzania gospodarką i mają prawo do protestów. To bodaj ostatnia siła, zdolna porwać resztę społeczeństwa w słusznej sprawie zakończenia rządów „Koryta RP”.

 Posted by at 9:39 pm
sty 022015
 
prof. Jerzy Stępień autor fot.: Jarosław Roland Kruk / Wikipedia

prof. Jerzy Stępień
autor fot.: Jarosław Roland Kruk / Wikipedia

„Portal wnp.pl przeprowadził wywiad z prof. Stępniem, współtwórcą reformy samorządowej z 1990 roku, z okazji jubileuszu 25-lecia pierwszych wyborów samorządowych w III RP. Bilans w jego ocenie jest niekorzystny. Władza została odebrana mieszkańcom i przekazana w ręce tzw. „gospodarzy gmin”, czyli prezydentów, burmistrzów i wójtów. Poniżej obszerne fragmenty wywiadu.

Rady samorządowe na powrót stały się tym, czy były w PRL, fasadowymi radami narodowymi z bezradnymi-radnymi. „Mamy samodzierżawie. Czas na zmiany” – uważa prof. Jerzy Stępień. Ponadto prof. Stępień krytykuje tzw. „budżety obywatelskie” i łatwy pieniądz z UE.
– W 2002 roku niepotrzebnie odeszliśmy od klasycznego zachodniego modelu sprawowania władzy w gminie, który samorząd wiąże z radą – mówi prof. Stępień. – Mówiło się „ojcowie miasta”, a dzisiaj mówimy „gospodarz miasta”. Chcę złośliwie przypomnieć, że tak towarzysze mówili na I sekretarza partii. Jest to wypieranie przez silną jednostkę władzy rady, tej rady, w której docierały się różne poglądy i tworzyła wspólna wizja.
Tak się przecież kształtowały miasta w Europie Zachodniej, a my ciągle mamy wschodnią tęsknotę za władzą silnej jednostki.
– Kiedy tworzyliśmy zręby samorządu w Polsce, mieliśmy przed oczami Europejską Kartę Samorządu i tam było wyraźnie napisane, że społeczności lokalne rządzą się za pośrednictwem rad lub organu wykonawczego odpowiedzialnego przed radą – mówi prof. Stępień.
Dzisiaj stworzyliśmy taki model, że ci „gospodarze miast” nie odpowiadają przed radą. Co więcej, często potrafią sobie tę radę znakomicie podporządkować, będąc poza nią.
Jest dokładnie jak w PRL-u: sekretarz partii był na zewnątrz rady narodowej, ale nią kierował, a rada była czymś, co miało przypominać reprezentację lokalnej społeczności, ale nią nie była. Prof. Kulesza przed śmiercią mówił, że już nie mamy rad samorządowych, ale z powrotem rady narodowe, które nic nie mogą.
Dopowiadam, że mamy samodzierżawie. Dokonaliśmy przeorientowania filozofii samorządu. Mam przykre przeświadczenie, że idziemy w złym kierunku, przy akceptacji wielu polityków, którzy chcieliby jeszcze bezpośrednich wyborów starosty czy marszałka województwa.
Odbywa się to, niestety, ze wsparciem samorządowców, szczególnie tych ze szczytów, u których górę bierze chęć posiadania władzy. A w dużych miastach jest to realna władza, często większa niż ministra.
Samodzierżawcy praktycznie mają władzę absolutną. By skorumpowanych i nieudolnych odwołać trzeba aż instytucji referendum. Jednak wymóg uzyskania wysokiej frekwencji sprawia, że ten mechanizm jest praktycznie bezużyteczny. Samodzierżawcy są ponadto poza wszelką kontrolą. Regionalne Izby Obrachunkowe jedynie badają, raz na 4 lata, czy wszystkie słupki w budżecie się zgadzają, a nie, czy pieniądze podatników są wydawane zgodnie z ich wolą i z korzyścią dla wspólnoty lokalnej.
– Moim zdaniem gminy są przede wszystkim źle kontrolowane – mówi prof. Stepień. – Rzeczywiście jest bardzo dużo kontroli szczegółowych, prowadzonych przez poszczególne służby, ale nie ma kontroli holistycznej. Bo ta sprawowana przez RIO odbywa się co cztery lata i tylko pod pewnym kątem. Brakuje przyzwoitego samorządowego audytu.
[…]
Prof. Stępień odniósł się też do ostatnich wyborów samorządowych. Jego zdaniem, to że gdzieś wybrano na burmistrza czy wójta człowieka spoza układu niewiele zmienia, bez przywrócenia władzy radom samorządowym. „To jest lanie świeżego wina do starego bukłaka”. Doświadczyło tego wiele miast i gmin, w których udało się odwołać sitwę. Często nowy burmistrz czy wójt, w którym pokładano wielkie nadzieje, dostając do ręki władzę absolutną, poza kontrolą często nie był w stanie oprzeć się jej pokusom i stawał się skorumpowaną świnią, porzucając żonę i dzieci dla młodej, atrakcyjnej dziwki albo przekształcając urząd w harem.
Członkowie samorządu, czyli mieszkańcy trafnie odczytali, że ich głos w wyborach niewiele znaczy, bo o tym, kto wejdzie do rady decydują partie polityczne, które przydzielają miejsca na listach. Stąd niska frekwencja i duża liczba głosów nieważnych. Prof. Stępień opowiada się za ordynacją z okręgami jednomandatowymi na wszystkich szczeblach.
– Mechanizmów ordynacji proporcjonalnej, poza grupką specjalistów, publicystów i polityków, nikt właściwie nie rozumie. A jeśli społeczeństwo nie rozumie podstawowego mechanizmu legitymizowania władzy, to trudno mieć pretensje, że ono powstrzymuje się od pełnego zaangażowania w ten proces – ocenia prof. Stępień. […]
Prof. Stępień zadeklarował się, jako przeciwnik tzw. „budżetów obywatelskich”. Moda na te „budżety” to jeszcze jeden objaw uwiądu władzy rad samorządowych. Po co więc wybieramy radnych? Samodzierżawcy poprzez „budżety obywatelskie” dają złudzenie mieszkańcom, że mają wpływ na wydatki. Tymczasem o inwestycji rzędu 500 milionów złotych, jak w Olsztynie budowa linii tramwajowej, praktycznie jednoosobowe zadecydował prezydent, a mieszkańcy co najwyżej mogą zdecydować o budowie chodnika na swoim osiedlu za 100 tysięcy złotych.
– Jestem przeciwnikiem budżetu obywatelskiego, bo jeśli nazywamy tak procent budżetu, to co? 99 proc. to jest budżet nieobywatelski? – mówi prof. Stępień. – Niepokojące, że po 25 latach tworzenia samorządności próbujemy przystosować do naszych warunków rozwiązanie, które powstało w Brazylii. Na miłość boską! Tam są nasze wzorce? Tam mamy szukać inspiracji? […]
Samorząd psuje też łatwy pieniądz z UE – zauważa prof. Stępień. Doświadczyliśmy tego na Warmii i Mazurach (Zimne Termy, Międzynarodowe Lotnisko w Szymanach, tramwaje w Olsztynie). Tymczasem nasze drogi, szczególnie na poziomie powiatowym, ciągle są złe.
– To jest moje rozczarowanie, bo tworząc powiaty, myśleliśmy w dużej mierze także o drogach i na początku wydawało się, że większość powiatów to rozumie, ale życie potoczyło się inaczej. Powiaty za dużo wydają na własną administrację, a za mało myślą o inwestycjach. […]

To co się sprawdziło w instytucji samorządu, to zdaniem prof. Stępnia – osobowość prawna gminy, która pozwala jej być właścicielem mienia komunalnego, na pewno odrębny od centralnego budżet też się sprawdził.
– Oczywiście zdarzają się przeskalowane inwestycje w rodzaju stadionu, basenu czy lotniska, ale to są wyjątki, generalnie polityka inwestycyjna samorządów jest właściwa – ocenia prof. Stępień.

Jak na bilans 25-lecia samorządu, to jego współtwórca znalazł niewiele pozytywów. Ocena całości jest zdecydowanie negatywna, mieszkańcy, członkowie samorządu zostali ubezwłasnowolnieni. Rządzi samodzierżawca i skupiona wokół niego koteria. Nie widać na razie szans na odzyskanie samorządu przez mieszkańców. To, co proponują partie polityczne, to jedynie walka ze skutkami, a nie przyczyną tego stanu rzeczy. Proponuje się np. ograniczenie czasu piastowania funkcji prezydenta, burmistrza i wójta do 2 kadencji. A należałoby zacząć od przywrócenia władzy radom i ich odpartyjnienie poprzez wprowadzenie jednomandatowych wyborów większościowych. Prezydent, burmistrz i wójt, powinien być menadżerem wynajętymi przez radę, z którymi rada podpisze kontrakt i będzie go egzekwować.”

Pamiętacie państwo obchody 15 lat Powiatu Lidzbarskiego, gdzie m.in. gościem specjalnym był właśnie prof. Stępień? Wówczas nikt nie kwestionował wyników reformy samorządowej. Wszyscy wszystkich klepali po ramieniu i mówili jacy jesteśmy świetni i niezbędni. Struktury utworzone na poziomie powiatu i województwa są tworami sztucznymi, komplikują życie gminom i generują potężne koszty ich administracji.

 Posted by at 11:33 pm
gru 092014
 
Gustaw Marek Brzezin fot. kto.wm.pl

Gustaw Marek Brzezin
fot. kto.wm.pl

Jak podaje Gazeta Olsztyńska Gustaw Marek Brzezin zostanie nowym Marszałkiem województwa z rekomendacji PSL, zajmie on miejsce Jacka Protasa. Wcześniej pan Brzezin pełnił funkcję vice-marszałka, były Wójt gminy Ostróda.

Poniżej wpis ze strony www.gazetaolsztynska.pl

Zakończyło się zebranie Zarządu Wojewódzkiego PSL, na którym wybrano Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Został nim Gustaw Marek Brzezin.

We wtorek (9.12) w południe zebrał się Zarząd Wojewódzki PSL. Gra o stanowisko marszałka rozegrała się głównie między wiceminister skarbu Urszulą Pasławską, a obecnym wicemarszałkiem Gustawem Markiem Brzezinem.

W głosowaniu 91-osobowego zarządu PSL 51 głosów otrzymał Gustaw Marek Brzezin, Urszulę Pasławską poparło zaś 29 głosujących.”

Za portalem kto.wm.pl

Gustaw Marek Brzezin –

Urodził się 13.07.1958 roku w Ostródzie. Wójtem jest od 1998 roku. Absolwent Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, ukończył studia na Wydziale Rolniczym oraz Studia Podyplomowe na SGGW na kierunku szczegółowa produkcja roślinna oraz na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim kierunek administracja i zarządzanie. Pracował w Zespole Szkół Rolniczych w Ostródzie, jako nauczyciel przedmiotów zawodowych (produkcja roślinna), a później pełnił funkcję Kierownika Szkolenia Praktycznego. Od 1999 roku przewodniczący zarządu Związku Gmin Regionu Ostródzko-Iławskiego „Czyste Środowisko”. Członek Polskiego Stronnictwa Ludowego. Były wójt gminy Ostróda. Obecnie wicemarszałek województwa.

 Posted by at 2:43 pm