mar 152013
 

źródło: starostwo powiatowe

Kolejny artykuł Adama Sochy o termach TUTAJ

Przypomnę swój artykuł z 25 grudnia 2011 roku.  Uzmysławia z jakimi kosztami będziemy mieli do czynienia. Deficyt pokryją zapewne nowe podatki lub inaczej skonstruowany budżet w którym zabraknie na mniej ambitne sprawy jak np. dożywianie dzieci;)

 

Koszty utrzymania term.

Zastanawiałem się, jak będą wyglądały koszty utrzymania term bez wody termalnej. Takie kuriozum na skalę co najmniej Polski. No cóż, Polak potrafi. Wg. projektu jaki jest dostępny w sieci, można w zaokrągleniu przyjąć objętość wody do ogrzania. Po dodaniu do siebie pojemności wszystkich basenów, wychodzi ok. 2234 metrów sześciennych wody. Czyli żeby obrazowo to przedstawić, ponad 2 miliony litrów wody co w przeliczeniu 2234 m3 * 1000 kg/m3 = 2234000 kg wody

Przyjmuję temp. wejściową wody „termalnej” na 18st. Ogrzewamy ją o 10st do 28st. Ciepło właściwe wody to 4200 J/kg*K. Aby podnieść temp. 1kg wody o 10 st.C trzeba dostarczyć 42000 J. Więc podniesienie temp. wody w basenie o 10 st. C wymaga dostarczenia 2234000 kg * 42000 J/kg = 938 280 000 00 J.

Przyjmujemy że kotłownia termalna (haha) będzie opalana gazem ziemnym. Spalenie 1 m3 gazu GZ-50 da ok. 38 000 000 J. Więc podgrzanie takiej masy wody wymaga 2460 m3 gazu.

Oczywiście przy założeniu, że nie mamy żadnych strat ciepła podczas ogrzewania tej wody. Uwzględniając straty ciepła przez parowanie i izolację termiczną ścian basenu można podnieść szacunek o 30-40% co daje nam w przybliżeniu 3,5 tyś m3 gazu. Lecz nie samą wodą termy żyją, trzeba ogrzać pomieszczenia, budynki, domki, hotel i masę innych rzeczy. W końcowym podsumowaniu można spokojnie przyjąć około 5 tyś m3 gazu na sam rozruch obiektu. Co przy cenie 2,3zł za metr gazu w hurcie daje nam 11,5 tysiąca złotych. Później utrzymanie tej temperatury pochłaniać będzie 20-30% ceny początkowej na dobę.W ostatecznym podsumowaniu pierwszy miesiąc działalności „term” pochłonie 11,5tyś + 30dni* 3tyś = 101,5 tysiąca miesięcznie. Taki jest koszt czyjejś głupoty, osoby która sądziła że mamy gorące źródła.

Są to bardzo ostrożne szacunki, dotyczące tylko i wyłącznie ogrzewania wody. Jeśli się mylę to tylko „w dół”. Zapewne prawdziwe koszty ogrzania wody będą nieco wyższe. Nie brałem pod uwagę wielu czynników, aby nie komplikować obliczeń.

Do tego należy doliczyć koszty energii elektrycznej, koszty zatrudnionych pracowników i jeszcze całe mnóstwo rzeczy o których nie wiem. Przyjmując, że będzie tam zatrudnionych powiedzmy 100 osób x średnio 3tyś brutto wypłaty, daje nam 300tyś na wypłaty. Końcowym szacunkiem zapewne zajmują się specjaliści i dokładnie wyliczą co i jak. Ja przyjmuję, iż będzie to kwota między 700tyś a milionem miesięcznie. Myślę, iż te szacunki są bardzo prawdopodobne. W Dobrym Mieście utrzymanie takiego małego basenu kosztuje 100tyś miesięcznie. Przy 10tyś ludzi miesięcznie basen wychodzi na zero. W termach, aby nie przynosiły strat miesięcznie powinno się przewinąć 70-90 tyś ludzi miesięcznie, co wydaje mi się pewną abstrakcją. 2,5 tysiąca ludzi dziennie! Normalnie Lidzbark będzie pękał w szwach, lub co bardziej prawdopodobne ze śmiechu. Mam tylko nadzieję, iż mieszkańcy Lidzbarka, będą mieli zniżkę 50% na wejście do term. W końcu to dla nas budowane jest. Jest?

 Posted by at 9:44 pm
mar 152013
 

Temat, który bulwersuje niektórych mieszkańców naszego wspaniałego miasta – wycinka ponad setki drzew w okolicach Oranżerii z pewnością wymaga wyjaśnienia. Podjęte w tym miejscu prace związane są z projektem „Renowacja letniego pałacu Oranżerii Biskupa Ignacego Krasickiego wraz zagospodarowaniem terenów otaczających, w ramach projektu pn.: Renowacja letniego pałacu Oranżerii Biskupa Ignacego Krasickiego wraz zagospodarowaniem terenów otaczających oraz zakup wyposażenia”. Wnioskodawcą jest gmina miejska, reprezentowana przez Burmistrza. Projekt współfinasowany z unii, jego koszt 4 311 818,73zł, w tym my podatnicy dopłacamy 646 772,82zł z miejskiej kasy. Co ciekawe brakuje w niej pieniędzy na dożywianie dzieci, a na park są.

Jako że park (były już) przyległy do oranżerii, jest pod ochroną konserwatora zabytków, zwróciłem się do niego z zapytaniem o pozwolenie na wycinkę drzew. Poniżej zamieszczam odpowiedź od wojewódzkiego konserwatora zabytków. Na szczególną uwagę zasługuje data wpłynięcia wniosku jak i jego uzupełnienie. Tempo wydania decyzji jest oszałamiające, w tym samym dniu i od ręki, jak wynika z pisma. Wątpliwości budzi też data oględzin w terenie pracownika konserwatora zabytków – 17 stycznia 2013, czyli prawie miesiąc wcześniej. Skąd WKZ miał wiedzę o wycince drzew, skoro wniosek wpłynął prawie miesiąc później? Między innymi o to zapytam się Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Poproszę też o plan dendrologiczny tego terenu z naniesionymi drzewami do usunięcia. Jak wynika z pisma WKZ, drzewa są chore(?!) i nic nie stoi na przeszkodzie, aby je usunąć. Dalej dowiadujemy się, że drzewa te nie mają więcej niż 80 lat i to „samosiejki”. Musi być jakiś szczególny gatunek, bo ten wiek i ponad 4 metrowa średnica niektórych…słuszną linię ma nasza władza.

Do Urzędu Miasta zwróciłem się o udostępnienie dokumentów na temat tej budowy, zezwoleń i innych niezbędnych papierów. Czekam na odpowiedź.
Dalej pod skanowaną podle odpowiedzią WKZ, umieszczam obszerny tekst dotyczący zamówienia gminy miejskiej na realizację tej inwestycji. Dalszy ciąg na pewno nastąpi.

 

 

 

SEKCJA I: ZAMAWIAJĄCY

I. 1) NAZWA I ADRES: Gmina Miejska Lidzbark Warmiński , ul. A. Świętochowskiego 14, 11-100 Lidzbark Warmiński, woj. warmińsko-mazurskie, tel. 089 7678500, faks 089 7672303.

  • Adres strony internetowej zamawiającego: http://lidzbarkw-um.bip-wm.pl

I. 2) RODZAJ ZAMAWIAJĄCEGO: Administracja samorządowa.

SEKCJA II: PRZEDMIOT ZAMÓWIENIA

II.1) OKREŚLENIE PRZEDMIOTU ZAMÓWIENIA

II.1.1) Nazwa nadana zamówieniu przez zamawiającego: Wykonanie wg Warunków Kontraktowych FIDIC (Żółta Książka) renowacji letniego pałacu Oranżerii Biskupa Ignacego Krasickiego wraz zagospodarowaniem terenów otaczających, w ramach projektu pn.: Renowacja letniego pałacu Oranżerii Biskupa Ignacego Krasickiego wraz zagospodarowaniem terenów otaczających oraz zakup wyposażenia.

materiał na tyle obszerny, iż przeniosłem go  TUTAJ

 

 

 Posted by at 6:19 pm
mar 142013
 

Stare Dobre Małżeństwo

13 marca miałem przyjemność słuchania poezji, w muzycznych aranżacjach zespołu Stare Dobre Małżeństwo. Koncert odbył się w LDK-u, przy pełnej widowni, balkon też zajęty do ostatniego prawie miejsca. Zespół istnieje od 1984 roku, z pierwotnego składu muzyków pozostał tylko wokalista i lider Krzysztof Myszkowski. Podczas wczorajszego koncertu towarzyszyli mu Roman Ziobro i Bolo Pietraszkiewicz.

Mimo iż bilety nie były tanie (40zł) na sali komplet słuchających. Taki mały fenomen w lidzbarskim kalendarzu wydarzeń artystyczno-komercyjnych. Śpiewać na scenie każdy może, jeden lepiej inny gorzej, SDM nie musi się chwalić, oni mają po prostu talent;). Biorąc pod uwagę wiekowość zespołu, spodziewałem się na widowni ujrzeć sam „zbowid”. Tak jednak nie było i obok osób w słusznym wieku, było sporo młodych ludzi o wrażliwej duszy, bo tylko wtedy muzyka i śpiew Myszkowskiego mogą trafić gdzieś głębiej i nie jako dzwonek do telefonu.

Atmosfera na sali była naprawdę magiczna, jakże odmienna od biesiadnego nastroju podczas występów chóru czy kabaretów z UM. Są w Lidzbarku ludzie ceniący poezję, szczególnie kiedy podawana jest w tak wyśmienitej oprawie. Nic się nie zepsuło, dźwięk i brzmienie instrumentów takie jak być powinno. Oby więcej takich koncertów.

Poniżej kilka zdjęć z koncertu.

 

 

 

 Posted by at 10:45 am
mar 062013
 

Fot. API

„Drzewa umierają stojąc” (1949) to najgłośniejsza ze sztuk Alejandro Casony (1900-1965), hiszpańskiego dramatopisarza, który w swoich sztukach łączył realizm z fantazją i farsę z tragedią. Niby nic w tych zabiegach nadzwyczajnego. Życie robi to co chwila, jednak Casona wprowadza  więcej optymizmu (niż życie) i operuje paradoksem, który w życiu kończy się zazwyczaj kilkoma guzami na głowie. Tę niezmiernie ciekawą sztukę rozsławiła w Polsce Mieczysława Ćwiklińska-aktorka charakterystyczna reprezentująca anachroniczną już szkołę aktorską opierającą się na solidnych artystycznych podstawach a nie na 12-to centymetrowych szpilkach i Tańcu z Gwiazdami. Zagrała główną bohaterkę czyli babcię Balboa. Sztukę wystawiono prawie 1500 razy, co w dzisiejszych czasach wydaje się czymś nieprawdopodobnym. Nawet Lidzbarski Dom Kultury nie sprostałby takiemu wyzwaniu. To były czasy dość niezłej recepcji kultury. Wydaję się to raczej dziwne bo były to lata 1958-1971.Zresztą trudno trafić w gusta polskiej publiczności. Rewelacyjna sztuka Jeana Geneta pt. „Murzyni” była wystawiona w Warszawie 13 razy przy prawie pustej widowni. Spektakl miałki pt” Dziewiąty sprawiedliwy” zgromadził pełną salę mimo niedoskonałości adaptacyjnych i scenografii  żywcem zerżniętej z „Boga” Woody Allena granego w olsztyńskim Teatrze Jaracza. W dodatku spektakl odbył się bez aktorów. O innych wydarzeniach mających miejsce na deskach naszego LDK-u nie wspomnę z obawy o swoje zdrowie i potencję.

Ale wróćmy do Casony. O czym  nam chce powiedzieć autor w swoim dziele ?  Sztuka przedstawia tworzenie pewnej iluzji z całkiem humanitarnych pobudek. To historia fałszowania rzeczywistości, która układa się w ciekawe i zabawne sekwencje. Oczywiście zgodnie z zasadą przemijania ( która w Lidzbarku nie obowiązuję już drugą kadencję) fałsz musi minąć i zetknąć się z brutalną prawdą. Puenta jest taka, że nie wystarczy inicjatywa , trzeba jeszcze pomyśleć o jej konsekwencjach. Nie wdając się w teatralne szczegóły zajrzyjmy za „kulisy”.

„Drzewa umierają stojąc”  zrealizowały się w naszym mieście same . Stały się dosłownie. Choć „stały” należy do historii. Właściwie zabito je w myśl jakiejś inicjatywy. Jaka to była myśl ,jaka inicjatywa i czyja nie wiadomo do tej pory. Zaginął pomysłodawca razem z podpisem pod decyzją lub projektem. Miejmy nadzieję, że odnajdzie się razem z Bursztynową Komnatą lub ze świętym Graalem. Wycięto parkowe drzewa w ramach inscenizacji ? Osobliwy happening. Nawet Wolf Vostell nie powstydziłby się takich działań a był mistrzem w mieszaniu racjonalności i absurdalności codziennych zdarzeń, poprzez wyjmowanie ich ze zwykłego kontekstu. Dlaczego nie wycięto więc popiersia Krasickiego ? Nie nadawał się na opał.? Był niskokaloryczny? Zresztą niewiele różnił się od Kościuszki. Drwić mógłbym w nieskończoność tyle, że kpina z barbarzyństwa jest dość mało krzepiąca. Bo jakże inaczej to nazwać? Barbarzyństwo jest przede wszystkim brakiem estetyki. Człowiek zobowiązany jest do kontynuacji dzieł rozpoczętych przez przodków, przez wcześniejszych mieszkańców i twórców, do kontynuacji estetyki, do przestrzegania pewnych estetycznych rygorów. I nieistotnym jest czy przodkowie witali się twardym „guten morgen” czy śpiewnym „ zdrastwujtie”. Oczywiście owe estetyczne obowiązki nie są konstytuowane uchwałą czy rozporządzeniem Rady Miasta, ale konstytuuje je tradycja, takt, dobry smak, gust, zwykła przyzwoitość i nieodłączna wrażliwość ze zdrowym rozsądkiem na czele..Jak to się ma do innych inicjatyw? Osadźcie Państwo sami.  Wystarczy porównać zdjęcia Lidzbarskiego Domu Kultury. Obecnego z niegdysiejszym. Czyżby współczesnym pomysłodawcom industrialnego wyglądu lokalnego przybytku wielu Muz zaginęła kartka z zaleceniami urbanistycznymi? Przykładów estetycznego barbarzyństwa można przytoczyć, co najmniej kilkanaście. Szkoda, że ich autorzy pozostają anonimowi. Malarz podpisuje się na obrazie, pisarz sygnuje swoim nazwiskiem książkę, kompozytor też posiada jakieś nazwisko a podejmujący społeczną inicjatywę niestety nie. Zdarzają się oczywiście przypadki odwrotne, może nie całkiem odwrotne ale zaskakujące czyli odważne podpisywanie się pod kiczem i uzurpacja  do artystycznych i społecznych synekur. W taki oto sposób miasto wzbogaciło się o kilku reżyserów, choreografów, aktorów, kompozytorów, osobowości, gwiazd i zasłużonych. Powstało kilka teatrów i chórów. Niestety wcześniej czy później trzeba się zetknąć z brutalną rzeczywistością, jak choćby w wyżej omawianej sztuce Casony. Zderzenie nie zawsze kończy się w tym samym łóżku nad ranem. W teatrze jest łatwiej, można opuścić kurtynę i pójść do domu. Jest w tej rzeczywistości oglądanej od dołu jakiś melancholijny i cierpkawy komizm i groteska. Jest to wybebeszenie mitu o dobrych intencjach władców i dreptanie boso na szczątkach jakiejś pseudoheroicznej opery. Lekko oczywiście przesadzam w ramach operowania ekspresją, jednakże estetyka jest dziedziną, której można a nawet powinno się nauczyć. Gusta można kształtować, rubieże ich wyznaczać. Ludzie uciekają z miejsc brzydkich, boją się barbarzyństwa.

Powyżej zająłem się paradoksem. Teraz czas na parafrazę. Parowozu i parostatku niestety nie będzie, przynajmniej w tym odcinku.

„ Miasto umiera stojąc”.? Niekoniecznie. Zamku jeszcze nie rozebrano a kostka brukowa jest na swoim miejscu. Abraham Lincoln powtarzał –„to pięknie, gdy człowiek jest dum­ny ze swe­go mias­ta, lecz jeszcze piękniej, gdy mias­to może być z niego dumne”. To aktualne i adekwatne. Miasto to przede wszystkim ludzie. Ludzie tworzący dialog z otaczającą ich rzeczywistością. Im mniej jest ona zafałszowana czy brzydka tym dialog ów czytelniejszy i obie jego strony zadowolone i zdrowsze. Dlaczego więc młodzi uciekają z tego miasta? Odpowiedz jest prosta. Wszyscy ją znamy, ale niepotrzebnie powtarzamy szeptem. Niepotrzebnie godzimy się na warunki, które stawiają nam inni tylko dlatego żeby wykazać się rzeczoną inicjatywą bez spoglądania na jej konsekwencje. Niepotrzebnie przystajemy na naruszanie godności np. mierzenie stoperem czasu pracy w Polmleku. Dajemy innym, cwańszym wykorzystywać naszą desperację wynikającą z niedostatku i bezrobocia itp.

Mieszkańcy popadają w marazm. Coraz więcej jest lokali do wynajęcia. Coraz trudniej o pracę. O godziwą pracę. Oczywiście wszystko można zmienić. Wymagając i od siebie i od tych, których wybraliśmy do decydowania o naszym mieście. Ciąży na nas chyba jeszcze relikt poprzedniej epoki, strach przed szykanami i ostracyzmem. Całkiem niepotrzebnie. Nie mamy nic do stracenia. Wszyscy w tym mieście jesteśmy sąsiadami. Po co mają o nas niepochlebnie pisać w Der Spiegel czy Wprost? Po cóż mają z nas drwić w Polsce podobnie jak kiedyś z Wąchocka?

To było o sztuce Alejandro Casony. O estetyce i inicjatywach bez konsekwencji. O własnym mieście pisać najtrudniej.

Nie umierajmy stojąc…

Pitagoras zapytany – po co żyjemy- odpowiedział- po to aby obserwować niebo. Oby tylko to nam nie zostało.

 

Andrzej Ballo – poeta , autor wielu zbiorów poetyckich, scenarzysta i autor sztuk teatralnych   (współpracuje min. z Andrzejem Saramonowiczem , Piotrem Szwedesem, Agnieszką Wielgosz), jest autorem tekstów piosenek ( Michał Wiśniewski, Maciej Łyszkiewicz), tekstów kabaretowych, opowiadań itp. Członek Związku Literatów Polskich. Niebawem nakładem Wydawnictwa Barbelo ukaże się kolejny tomik jego wierszy.

bez komentarza

bez komentarza 1

spróchniałe?

obwód prawie 4 metry. Z pewnością było zagrożeniem 😉

mar 042013
 

29 Święto Kaziukowe już za nami. Impreza zorganizowana pod patronatem marszałka senatu Bogdana Borusewicza, który to osobiście zaszczycił swym jestestwem nasze miasto. Został przyjęty przez władze jak członek rodziny, traktowany na równi z „capo di tutti capi”, w końcu to człowiek platformy. Pan Borusewicz przebywając w LDK-u miał swojego ochroniarza. Reszta świty podążała za nim, nie odstępując na krok.

Taki mały rys historyczny dla osób średnio zorientowanych. Nazwa „Kaziuki” przyjęła się od imienia św. Kazimierza patrona Litwy. Obchody jego święta są 4 marca, towarzyszyły im odpusty i jarmarki w Wilnie, podczas których sprzedawano obwarzanki, pierniki i palmy. Ludność haniebnie przesiedlona z Litwy po drugiej wojnie światowej, osiadła miedzy innymi na terenie Lidzbarka Warmińskiego. Wraz z nimi przywędrowała tradycja, kultura, a przede wszystkim kuchnia. Stąd moje uwielbienie dla pierożków wszelkiej maści. Moja mama urodziła się w Wilnie, wówczas jeszcze polskim mieście. Moi dziadkowie posiadali okazałą kamienicę na ulicy Ostrobramskiej, w której prowadzony był rodzinny zakład krawiecki. Wszystko to przepadło bezpowrotnie i bez jakiegokolwiek odszkodowania. Dorobek kilku pokoleń mojej rodziny legł w gruzach.

Podczas 29 Kaziuków, wystąpiła nasza „Perła Warmii” – oczko w głowie pani Adamczyk. Niech nikt nie waży się zakwestionować doskonałości tego zespołu w obecności pani Joli, bo dostanie bolesny cios łokciem w żebra. Dla mnie ozdobą tej imprezy był występ Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia”.

Był tradycyjny jarmark i nieodłącznie towarzyszący mu ścisk, miejsca mało, ludzi masa. Dobrze, że nasz Artur swoim ciałem udrażniał przejście dla pana Borusewicza wśród gawiedzi.

W przerwie koncertu, był pyszny poczęstunek dla najważniejszych gości, jedzonko tradycyjnie przygotowały panie z koła gospodyń z Babiaku. Po posileniu się, najważniejsi tego miasta wrócili na salę koncertową oglądać popisy tancerzy lub odbyć zasłużoną drzemkę.

Zasłużona drzemka zasłużonego.

Co zostało na stołach, mogli zjeść zwykli mieszkańcy miasta. Klasą okazała się babka ziemniaczana w sosie grzybowym i kołduny w rosole. Nie zabrakło też tortu, ciasta, pierożków wszelakich i napitku ognistego, coby trawienie pobudzić po obfitym posiłku.

Gala w Lidzbarku Warmińskim, zakończyła się dokładnie o 15: 10, artyści musieli zdążyć dojechać do Bartoszyc, aby tam zatańczyć i zaśpiewać.

 

Bardzo amatorskie zdjęcia z Kaziuków umieściłem TUTAJ

 

 

 

 

Wcześniej tego samego dnia, odbył się wernisaż malarstwa „Artyści szkoły wileńskiej XIX/XX wieku w zbiorach Muzeum Warmii i Mazur.

W 18-tym wieku (piszę arabskimi, bo czytelniej), Wiedeń znajdował się w europejskim centrum kulturalnym. Tworzyli tam swoje dzieła Beethoven i Mozart. Ich patronem „medialnym” był Cesarz Józef II. To na jego zamówienie powstawały najwspanialsze dzieła muzyki poważnej. Umuzykalniony Cesarz, zawsze bywał na premierach dzieł mistrzów wiedeńskich. Od jego zachowania się, zależało, czy dana opera ma szanse, czy zostanie zdjęta z afisza. Pierwsze ziewnięcie Józefa, oznaczało kilka tygodni grania opery, dwa ziewnięcia to kilka dni, po 3 cesarskich ziewach zdejmowano sztukę od razu. Aż boję się pomyśleć, co by było, gdyby z nudów cesarz opuścił widownię. Autora sztuki powieszono by?

Moim obowiązkiem jest choć wspomnienie o tym wernisażu, wyszukiwarki internetowe zindeksują tekst i zdjęcia. Po latach, będzie można dotrzeć do tego materiału, zobaczyć jak to wszystko wyglądało w lidzbarskim zamku.

Na otwarcie wystawy, przybyli znakomici goście w tym marszałek (tylko województwa), pan Protas z małżonką. Kilka słów powiedział kierownik Strutyński, ktoś jeszcze kilka słów, po czym mikrofon zaczęła okupować pani Grażyna Prusińska – kustosz wystawy. Nie mogę powiedzieć, że mówiła od rzeczy, wręcz przeciwnie, przekazywała ogrom wiedzy słuchającym. Na początku, słuchałem tej pani z zaciekawieniem, potem już ze zdziwieniem. 40-minutowy monolog, w dodatku z sensem, wymaga oceanu wiedzy. Nie wszyscy zebrani wytrzymali do końca wystąpienia pani Grażyny, po 20 minutach część słuchaczy rozpełzła się oglądać wystawę, ogólny gwar rósł z minuty na minutę. Niektórzy spoglądali w stronę stołu cateringowego, na którym była kawa, herbata i ciasteczka. Dobre wychowanie, lub „kultura” nie pozwalały jednak na konsumpcję w trakcie prelekcji. Jako człowiek pozbawiony obydwu tych cech, nalałem sobie kawy, trochę cukru dodałem. Jakbym otworzył puszkę  Pandory. Nagle zaczęło brakować miejsca przy stole, prawie nikt już nie słuchał pani Prusińskiej. Nawet pan Protas nie wytrzymał i opuścił nielicznych już słuchających. To źle wróży dla pani kustoszJ

Amatorskie zdjęcia jakie udało mi się zrobić umieściłem TUTAJ

 Posted by at 3:46 pm