kw. 172016
 

Fiku Miku OtwarcieLidzbarska spółdzielnia  socjalna „Światełko” zakończyła działalność. Mówiąc wprost – splajtowała. Głównym profilem jej działalności było prowadzenie jedynej w naszym mieście sali zabaw dla dzieci „Fiku Miku”. Otwierana z wielką pompą sala zabaw przy ul. Wodnej miała być ikoną skutecznej walki z bezrobociem, sukcesem PUP i rzeszy urzędników tam zatrudnionych. Niestety spółdzielnię  „Światełko” pozostawiono samą sobie. Bez wyraźnego wsparcia ze strony samorządu, nie miała szans na przetrwanie. Jej zamknięcie odbyło bez najmniejszego zainteresowania lokalnej prasy czy samorządu. Naprawiamy to.

Oto historia spółdzielni „Światełko” widziana oczami pani prezes Barbary Baranowskiej spisana w luźnej formule wywiadu przez redakcję NaszLidzbark. Ze względu na obszerność, tekst podzielono na 2 części. Dzisiaj część pierwsza.

Pomysł na spółdzielnię

Po 28 latach nauczania w szkole stałam się osobą bezrobotną. No, ale takie jest życie. Jak troszeczkę odpoczęłam i psychicznie się wzmocniłam to zaczęłam szukać pracy.  Trafiłam na ogłoszenie w internecie, ktoś poszukiwał osób mających doświadczenie w pracy z dziećmi. Nie wiedziałam o co chodzi, poszłam na spotkanie. Spotkanie zorganizował pan Piotr (nazwisko do wiadomości redakcji). Było nas ponad 20 osób. Tam dowiedziałam się o spółdzielni. Pan Piotr chciał założyć spółdzielnię, wziąć po 14 tys zł od osoby z funduszy unijnych. Niestety to nie wypaliło, a z 20 osób zostało nas 5. Ja jako jedyna miałam wykształcenie pedagogiczne, druga posiadała wykształcenie w kierunku opieki nad dziećmi. Z trzech pozostałych osób, jedna z uzależnieniem alkoholowym, dwie pozostałe z problemami narkotykowymi, no i pan Piotr. Przy organizowaniu spółdzielni dwie panie zrezygnowały, zaczęliśmy więc szukać chętnych. Jak się okazało pan Piotr chciał wziąć pieniądze z dofinansowania, a nas zatrudniać wtedy kiedy będziemy mu potrzebne. W praktyce oznaczało to, iż nadal pozostaniemy bez środków do życia. Podziękowałyśmy temu panu za współpracę. Dotację przyznano nam z lidzbarskiego urzędu pracy, na nas pięcioro wyszło w sumie 70 tys zł. Jednak aby otrzymać środki, najpierw musiałyśmy za swoje pieniądz wynająć lokal. Więc już na starcie spółdzielni 3 miesiące byłyśmy w „plecy”. Problemem okazała się rejestracja w KRS, gdzie podobno zginęły nasze dokumenty, wszystko się przedłużało, a płacić za lokal i media trzeba było na bieżąco.

Wielkie otwarcie sali zabaw Fiku-Miku

Fiku Miku otwarcie 1Było to w 2013r., otwarcie specjalnie zorganizowane dla władz miasta, powiatu i wszelkich instytucji samorządowych. Osobiście roznosiłam wszystkim zaproszenia. Z władz gminy Wójt wysłał delegację z pięknym listem gratulacyjnym, byli panowie z jednostki wojskowej, delegacja ze „Społem”, z MDK i LDK i to wszystko. Z Urzędu Miasta spóźniony przyszedł pan Burmistrz(Wajs – przyp. red.) i już na wejściu przywitał nas słowami „no i kolejne przedszkole, na co wam to potrzebne”. Mnie zamurowało. Zanim się otworzyłyśmy, chodziłyśmy do niego (Burmistrza przyp. red.) z prośbą o lokal, bo spółdzielnia socjalna zgodnie z ustawą ma prawo mieć taką pomoc w zakresie udostępnienia lokalu. W Ornecie są 3 spółdzielnie, które otrzymały pomoc od miasta, jedna z nich dostała lokal za 1zł miesięcznie. Przecież to się w głowie nie mieści, żebyśmy my nie dostały żadnego wsparcia, a pan Burmistrz ze śmiechem mówi tak – no przecież chciałem wam dać, ale nie chciałyście. Chodzi o lokal po byłej kotłowni przy ul Lipowej, jest on częściowo pod ziemią, a ja miałam tam przyjmować małe dzieci? Tam trzeba by było wsadzić ogromne pieniądze, my tego nie miałyśmy. My miałyśmy tylko 70 tys na wszystko. Jak tę kotłownię zobaczył budowlaniec to powiedział, że bez 100 tys to nie macie co podchodzić.

Pełne pomysłów

Jednak były marzenia i pomysły. Wynajęłyśmy lokal przy ul. Wodnej. Otworzyłyśmy, ruszyłyśmy jako tako. Ja z racji wykształcenia miałam zająć się małymi dziećmi i to tak ruszyło. W przedszkolach nie było miejsca więc rodzice przyprowadzali dzieci na bajkowe poranki, było fajnie. Inna pani ze spółdzielni miała pomysł pomagania osobom starszym w zakupach, sprzątaniu itp. Jeszcze inna miała się zająć szyciem, więc kupiliśmy maszynę do szycia. Niestety skończyło się na dobrych chęciach. Pani o szyciu nie miała pojęcia, a druga zamiast wyjść do ludzi wolała siedzieć na miejscu. Wszystko skupiło się na mnie i na jeszcze jednej osobie. Od samego początku brakowało pieniędzy. Zgodnie z wymaganiami Urzędu Pracy musiałyśmy być zatrudnione w spółdzielni, co jak się później okazało było niezgodnie z prawem. Ktoś kto podejmował decyzje, popełnił błąd. My zatrudnione byłyśmy w jednej sali zabaw na 80m2 gdzie miesięczny obrót  wynosił ok. 7 tys zł. 5 pełnych etatów i do tego jeszcze czynsz, to tak się nie da. Było jeszcze teoretyczne wsparcie z ramienia Starostwa w postaci refundacji składek ZUS. Jednak Starostwo udzieli wsparcia raz na kwartał jak my opłacimy wszystko to oni nam oddadzą składki. A skąd my weźmiemy pieniądze aby to opłacić? Siedziałyśmy bez wynagrodzeń, bez opłacanych zusów, od samego początku mieliśmy pod górkę. Dzieci troszkę przychodziło, robiliśmy wiele imprez w terenie. Pozornie wszystko wyglądało pięknie.

Życie….

Przez rok czasu musiałyśmy działać wszystkie razem. W tym czasie doszło do różnic zdań w kwestii podziału i tak znikomych przychodów. Jedna z pań przywłaszczyła sobie kilkaset złotych, było to zgłaszane na policję, ale uznali za znikomą szkodliwość społeczną. Innej pani zdarzało się przychodzić do pracy naćpaną, a przecież to praca z dziećmi. Tym paniom nie przedłużyliśmy umów o pracę. W zemście nasłali na nas inspekcję pracy. Pan inspektor wlepił nam 1000 zł mandatu za niewypłacanie wynagrodzenia za pracę. Żadna z nas nie miała wynagrodzeń wypłacanych w pełni. Nie było przychodu, więc nie było na wypłaty. My miałyśmy przez cały rok pracy wypłaconych 5 pełnych wynagrodzeń (pełne wynagrodzenie = najniższa krajowa – przyp. red.). Zostałyśmy we dwie więc trzeba było pozyskać nowych członków. Na jednego z nich udało nam się uzyskać 20 tys dotacji z UP. Pieniądze te poszły na przeprowadzkę do nowego lokalu przy ul Szwoleżerów. W zasadzie pracowałam na 3 etaty, prowadziłam zajęcia z dziećmi, księgowość, zaopatrzenie, kadry, sprzątanie.

Przeprowadzka

Fiku-Miku nowa siedziba przy SzwoleżerówNa Wodnej był za mały lokal, nie było dojazdu, parkingu i w dodatku na piętrze. Nie było gdzie wózków zostawić. W nowej siedzibie było o wiele więcej miejsca dla dzieci, rodziców, było gdzie samochód zostawić. W przeprowadzce upatrywałyśmy rozwój naszej spółdzielni oraz obniżenie kosztów działalności, głównie na czynszu, który po obniżce wyniósł 1772 zł brutto miesięcznie. Jak się okazało nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak nie było z czego płacić. Do czerwca 2015r. było w miarę dobrze. Miesięczny obrót wynosił ok. 7 tys zł, więc było na opłaty a nawet trochę wynagrodzeń. W czerwcu jak ręką odjął, normalnie nie wiem co się stało. Lipiec, sierpień – miesiące wakacyjne też mało dzieci, a we wrześniu wszystkie maluchy poszły do przedszkoli. I te maluszki, 2-3 latki, które przychodziły  w ciągu dnia z rodzicami, nianiami, babciami znikły. Wrzesień, październik, listopad, grudzień, proszę bardzo … (pusto – przyp. red.). Obniżyliśmy opłatę do 8 zł za godzinę. Nigdzie nie ma tak tanio, żadna sala zabaw w Polsce nie oferuje tańszego pobytu. Rozumiem, społeczeństwo ubogie, ale ja także muszę wyjść, opłacić czynsz. Pisałam oferty na realizację zadań publicznych. Dostałam 2 tys z komisji do spraw alkoholowych. Organizowałam zajęcia dla dzieci od kwietnia do grudnia raz w tygodniu po 1,5 godziny. Ile przyjdzie dzieci tyle będzie, ale rodzicom nie chce się. Napisałam im piękne sprawozdanie, ze zdjęciami, fakturami. Wyszło, że dołożyłam do tego drugie tyle. Kolejne zadanie publiczne zlecił mi Burmistrz (Wiśniowski – przyp. red.) bo inaczej nie może mi dać pieniędzy bo blokuje go Rada Miasta. Bo Rada Miasta w życiu nie wyrazi zgody na przyznanie mi lokalu. Za zorganizowanie tygodnia ferii dostałam 2 tys zł. To jednak za mało aby utrzymać salę zabaw. Podjęliśmy niestety decyzję o likwidacji spółdzielni i sali zabaw. Mamy już 4 miesiące nieopłacony czynsz i jesteśmy zadłużeni. Jeszcze za olej nie zapłaciłam wszystkiego, moje wynagrodzenie za dwa miesiące no i nasze pożyczki – moje i koleżanki bo własne pieniądze w to włożyłyśmy. To jest jeszcze 6 tys zł naszych prywatnych pieniędzy. Liczę, że po sprzedaży konstrukcji przestrzennej będziemy w stanie uregulować wszystkie zobowiązania i wyjść przynajmniej na zero. Powiem szczerze – ja już jestem zrezygnowana. Niedługo stanę się ponownie osobą bezrobotną.

Rozmawiam z rodzicami dzieci. Wszyscy twierdzą, że jest super, pytają gdzie my teraz będziemy organizować urodzinki? Rozdałam 40 karnetów na bezpłatny pobyt w sali zabaw. Wróciły 3. Dlaczego? Bo się nie chce…bo lepiej dać tablet, komputer i mieć święty spokój.

Zakładając spółdzielnię trzeba mieć biznesplan, zatwierdzony przez specjalistów z PUP. Jak było w waszym przypadku, czy wasza spółdzielnia skazana była na sukces ale tylko na papierze?

Papier wszystko przyjmie, niestety papier nie potrafi analizować. W urzędzie pracy są fachowcy i to oni powinni analizować. W urzędzie pracy mówię do pani, że tak pięknie było przy zakładaniu spółdzielni, a teraz jest problem ze zlikwidowaniem. Pani urzędniczka odpowiedziała – sama bym się na spółdzielnię socjalną nie porwała. To po co pani nas namawiała? Dlatego żeby zmniejszyć bezrobocie, żeby mieć wyniki? Bezrobocie się zmniejszyło o 5 osób, ale tylko na chwilę. Dlaczego my starając się o stażystę aby obniżyć koszty, nie dostałyśmy go z PUP, a Termy ilu dostało stażystów? (25 – przyp. red.).

Niedługo powstanie część druga – „polityczna”, czyli jak wszyscy obiecywali wszystko.

 Posted by at 8:14 pm
kw. 032016
 

777436341-500plus-458-w4581 kwietnia 2016 roku program 500+ ruszył z kopyta. W czasie mojej krótkiej wizyty w urzędzie celem odebrania formularzy dzwoni telefon, pani urzędniczka udzielała wyjaśnień związanych z programem, krótko, fachowo, na temat. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem było takie, że panie są znakomicie przygotowane do wykonania zadania. Druga wizyta w urzędzie zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. Oczekiwałem tłumów, kolejki, jakże znanego u nas „pan tu nie stał”. Niestety nic z tych rzeczy. Oczywiście było parę osób, niektóre już z gotowymi papierami, niektóre dopiero po formularze. Dwie panie korzystając ze ściągawek wypełniały pośpiesznie dokumenty.

Jedno trzeba przyznać, wypełnienie druczków 500+ jest banalnie proste, zadziwia też ich mała ilość nawet w porównaniu z drukami dotyczącymi świadczeń rodzinnych. Być może jest to oznaką zmniejszania biurokracji i tradycyjnego przewalania stosów skoroszytów, co dobrze wróży na przyszłość. Niektóre źródła dochodów nie wymagają nawet dostarczania papierowej wersji, ponieważ urząd wysyła elektroniczne zapytania o nie do innych instytucji. Jeszcze lepiej przedstawia się sytuacja osób pobierających świadczenia rodzinne, ponieważ 500+ korzysta z ich dokumentacji.

Podczas moich dwóch wizyt z premedytacją szukałem wzrokiem jawnych zwolenników opozycji, nasłuchiwałem rozmowy. Niestety nie natknąłem się na takowe osoby i wielce zmartwiony udałem się do domu. Moje zdziwienie minęło gdy z telewizji dowiedziałem się że w pierwszym dniu składania wniosków, kilkukrotnie zostały zawieszone serwery stron internetowych, obsługujących program z powodu zbyt dużego zainteresowania.

Jakoś mi się nie chce wierzyć że kwiecień 2016 roku jest pierwszym miesiącem informatyzacji społeczeństwa w Polsce. Z drugiej strony po przeczytaniu tych wszystkich komentarzy o patologii, winkach i piwkach za 500+ wcale się nie dziwię że niektórzy woleli skorzystać z drogi elektronicznej. Taka wersja jest też chyba najprostszą metodą uzyskania świadczenia, wypełniasz, podajesz numer konta i wysyłasz a potem już tylko oczekujesz na pieniądze. Nie ma potrzeby pokazywania się w urzędzie, sąsiadowi można opowiedzieć że nie biorę 500+ i dalej dumnie krytykować posunięcia nowego rządu.

Polska jest dziwnym krajem w którym środki masowego przekazu mają przeogromny wpływ na zachowania jednostek. Obce media, trolle polityczne, komentarze w internecie, oni wszyscy dyktują nam co mamy myśleć, co robić. Tylko w Polsce świadczenia rodzinne i program 500+ są traktowane jako coś wstydliwego, pomimo że podobne świadczenia znajdziemy prawie we wszystkich krajach europejskich. Naprawdę nie wiem czy jest to przyczyną naszej zaściankowości czy też naszą tradycją narodową że nie potrafimy już nawet samodzielnie myśleć? Na koniec chciałbym pozdrowić wszystkich beneficjentów 500+ tych jawnych, jak i tych skrytych za ekranami komputerów.

Jan Nowak

 Posted by at 12:09 pm
mar 252016
 

Andrzej Ballo_crAndrzeju, dawno z Tobą nie rozmawiałem. Nie widać Cię wśród czytelników i komentujących Nasz Lidzbark? Czyżbyś stracił zainteresowanie losem miasta i jego mieszkańców?

Miasto i jego mieszkańcy świetnie sobie radzą beze mnie. Wprawdzie nie osiągnęliśmy jeszcze świetności z lat trzydziestych XX wieku, ale wyszliśmy już jedną nogą ze średniowiecza, z mentalnego średniowiecza- co wcale nie oznacza, że wkraczamy w demokratyczny ład. Zawsze  w coś wdeptujemy i nie chciałbym tego zbyt turpistycznie nazwać (śmiech). Rzeczywiście lidzbarska scena polityczna przestała mnie jakoś inspirować i intrygować. Poziom panującej w tym środowisku groteski obniżył się na tyle, że zaczęło wiać nudą. Niewykluczone iż jest to jakieś zarzewie normalności, a może po prostu rzeczywistość pozwoliła sobie na głębszy oddech. Poza tym w jakimś metaforycznym sensie przeniosłem się do Literatury- tam jest najnormalniej. Oczywiście obserwuję (jako tzw. flaneur) życie społeczne naszego miasta, w jej warstwach znajdujących się najbliżej Ziemi, bo tu dzieją się rzeczy najprawdziwsze, najciekawsze, najbardziej ludzkie, zarówno w swojej dramaturgii jak i w komizmie.

Skoro jesteśmy przy dramaturgii i komizmie, to cóż takiego się stało, że zobaczymy Twoją sztukę teatralną „Wszystko przez Judasza” na deskach Lidzbarskiego Domu Kultury?  Z tego co wiem, poprzednie władze tego przybytku, jak i miasta nie były zainteresowane ofertą zagrania tej sztuki złożoną im przez producenta. Mimo iż z tą sztuką związaną jest dwóch lidzbarczan.

Czasami się zastanawiam czy nie jestem lidzbarczaninem? (śmiech). Niestety decydenci i dysponenci lokalnej kultury nie znają chyba pojęcia tożsamość kulturowa. Nie wiedzą, że kształtowanie jej polega na nakładaniu się wielu wpływów, a nie tych wybranych według klucza serwilizmu lub lojalności. Proces budowania tożsamości kulturowej powinien przebiegać ponad podziałami i uprzedzeniami,  tylko wtedy można zdobyć się na działania zbieżne, a kultura stanie się wtedy wypadkową działania wszelkich dostępnych tu twórczych sił i idei.  Wracając do mojej sztuki. Grana jest nie tylko w warszawskim Teatrze Palladium, ale w całym kraju ( i poza granicami) już trzeci sezon. Można było ją obejrzeć w tamtym roku w okolicach, w  Bartoszycach, Mrągowie, Olsztynie. W Lidzbarku podobno nie było wolnych terminów, bo jak dobrze wiemy, na deskach LDK-u odgrywało się wtedy więcej wieców politycznych niż sztuk (śmiech). Mam podobno dość duże pokłady sarkazmu i ironii, ale nawet ja nie umieściłbym miana „kultura” w nazwach niektórych lokalnych instytucji kulturalno-oświatowych. Mamy tu kilka domów kultury, Dom Środowisk Twórczych (nie wiadomo do końca jakich i nie wiadomo w jakich godzinach urzędujących), mamy Oranżerię Kultury (która jest dla mnie tworem tak naturalnym jak silikonowe cycki) itp. A jednocześnie w żadnej z tych instytucji, ani w żadnej z naszych księgarni nie natkniemy się na książki Krasickiego, Kopernika, Hozjusza, Kromera (tudzież ich licznych monografii) i wielu innych wybitnych mieszkańców naszego grodu. Ba, spróbujcie dostać książki prof. Mikołejki, albo książki mojego przyjaciela lidzbarczanina Andrzeja Niewiadomskiego. Obaj panowie często w swoich książkach nawiązują do naszego miasta. O swoich książkach nie wspomnę, bo być może na ich lidzbarską prezentację nie zasługuję (śmiech).

We włoskim maleńkim Montepulciano zaszedłem do księgarni-antykwariatu (do której nota bene uczęszczał czasami sam Umberto Eco). W dziale z mapami antykwariusz dowiedziawszy się skąd pochodzę, zaoferował mi kilka map (lub ich kopi), na których znajdowało się nasze miasto. Byłem mile zaskoczony. Spróbujcie u nas w mieście dostać jakąkolwiek mapę naszej okolicy, starszą, nowszą, jakąkolwiek. Nie mamy szacunku ani do lokalnej tradycji, ani do kultury, a tym bardziej do jej przedstawicieli. W takim razie tracimy więc szacunek i do człowieka. To smutne.

-Czyli nie szanujemy naszych rodzimych twórców i traktujemy je wybiórczo, według politycznych zasług lub koneksji?

Na to wygląda. Szkoda, bo nasi przodkowie byli pod tym względem bardziej humanitarni. Dlatego możemy teraz chwalić się Krasickim. A czy ktoś potrafi wymienić choć jednego miejskiego polityka z czasów biskupa Ignacego? Wielki Fellini nabijał się ze swojego rodzinnego Rimini w filmach takich jak Amarcord i Wałkonie i żaden lokalny luminarz nie miał mu tego za złe. To kwestia dystansu. Im większe kompleksy i frustracje tym dystans mniejszy. Zbyt łatwe obrażanie się, to dość nikczemna przypadłość.

Wróćmy do przyjemniejszych rzeczy. Wolisz być dramaturgiem czy poetą? Co pisze Ci się chętniej lub przyjemniej. Przy okazji zapytam- gdzie powstały najlepsze Twoje dzieła? Tu w Lidzbarku, czy w Warszawie, czy pomiędzy nimi?

Skąd wiesz, że piszę w drodze?

– Wieść gminna niesie, a raczej liczni w tych okolicach donosiciele.

Fakt. Donosicielstwo jest tu dość popularną formą spędzania wolnego czasu (śmiech). Większość swoich utworów literackich napisałem tu, w Lidzbarku W. Mam zdolność pisania w różnych miejscach i warunkach, jednakże w naszym mieście, w swoim domu pisze mi się najlepiej. Nie tylko dlatego, że hałas jest tu mniejszy niż w stolicy. Być może to genius locci. Dobrze bawię się pisząc sztuki teatralne, ponieważ zazwyczaj są to komedie. Wiersze z kolei rządzą się swoimi prawami. Jakimi? Tego nie ustalono jeszcze do dziś. I na tym polega chyba magia poezji.

– Czy w sztuce „Wszystko przez Judasza” jest jakiś wątek lidzbarski? Jakaś lokalna inspiracja?

Najbardziej lidzbarska jest przerwa między aktami (śmiech). Sztuka jest komedią kryminalną- a to dość specyficzna dziedzina, ponieważ trudno zestawić zbrodnię z komizmem, łatwiej ze zbrodni zrobić tragedię.   Jeżeli chodzi o moją pracę dramaturgiczną to zdecydowanie klasyfikuje się jako przedstawiciel Teatru Absurdu. Zatem w powyższej sztuce występuje sporo elementów charakterystycznych dla tej konwencji, sytuacji, które godzą w logikę zdarzeń, które burzą ten chronologiczny porządek charakterystyczny dla kryminału, które grozę w jednej chwili przeobrażają w dość niewybredną farsę. „Wszystko przez Judasza” wiąże też z sobą dwa porządki: wymóg kultury masowej, stanowiący o rozrywce i wymóg scenicznego dramatu, który odnosi się mimo komediowego szyku, do świata zacnych idei i wartości. Uwierzcie nie jest łatwo w takich wypadkach o kompromis, identycznie jak w naszym życiu codziennym. (śmiech). Pisząc sztukę inspirowałem się trochę Haroldem Pinterem i Woodym Allenem (zwłaszcza filmem „Drobne cwaniaczki”)- to raczej dobre wzorce. Bardzo trudno wejść w Polsce ze swoją sztuką na deski dobrego teatru, z dobrymi aktorami. Mi się najprawdopodobniej i przynajmniej trochę udało.  Zazwyczaj realizuje się klasykę lub robi adaptacje. Wyreżyserowali moją sztukę Stefan Friedman i Piotr Szwedes. Grają w niej wymiennie:

Anna Korcz, Magda Wójcik, Kasia Cichopek, Jacek Fedorowicz, Piotr Szwedes, Artur Dziurman, Krystyna Tkacz, Maciej Damięcki, Katarzyna Jamróz, Alicja Kwiatkowska i Tadeusz Chudecki. Sztukę wyprodukował Leszek Kwiatkowski.

– Napisałeś kilka a raczej kilkanaście sztuk teatralnych. Czy któreś z nich traktują o Lidzbarku?

Tak. Mam takie 3 jednoaktówki. Jedna z nich została nawet zrealizowana jako etiuda filmowa. Kolejna to zabawne perypetie Krasickiego i Kopernika. Trzecia to taka fredrowsko-mrożkowska (śmiech) komedyjka o pewnym lidzbarskim kabarecie.

– Wiem, że nie lubisz kabaretu. Z powodu przesytu czy niedoskonałości artystycznej wykonawców?

Kabaret współczesny ma identyczna publikę jak muzyka disco-polo. To chyba o czymś świadczy. Kabaret nie jest więc elementem kultury tylko formą współczesnego folkloru. Namnożyło się teraz tyle tego, że praktycznie każdy opowiadający kawały i przebrany za miotłę może być kabareciarzem. Wiem, że tym passusem zsyłam na siebie gromy komentujących pod tym wywiadem animatorów kultury, którzy wprawdzie chcieliby epatować ironią ze sceny, ale nie starcza im jej w stosunku do samych siebie.

– A co z naszymi sławetnymi Biesiadami?

Hm. Tak naprawdę miasto na nich nic nie zyskuje. Zyskuje Telewizja (śmiech). Formuła kabaretu powoli się wyczerpuje. Biesiady zastąpiłbym Festiwalem Filmowym. Serio! Przecież mamy gdzie gościć nasze krajowe gwiazdy. Taki festiwal wniósłby jakąś świeżość. Albo festiwal teatralny.

– Na koniec zapytam Cię o plany artystyczne na 2016 rok. Czym nas uraczysz a nawet zaskoczysz?

Za dosłownie kilka dni ukaże się mój dwunasty tomik poezji pt. „Owszem”. W tym roku planuję wydać swoją powieść. Jest dosyć oryginalna, więc trudniej o wydawcę, ale mam dobre recenzje znanych krytyków literackich. Powinienem też dokończyć książkę biograficzną pewnego znanego polskiego artysty (piszemy ją wspólnie)-ale to tajemnica. W tym roku ukaże też się płyta Moniki Lidke z moimi tekstami i wierszami, nagrana ze świetnymi polskimi muzykami min. Barański, Tokaj, M. Napiórkowski. Na płycie zaśpiewa też Krzysztof Napiórkowski, Anna Jurksztowicz, Dorota Miśkiewicz i Urszula Dudziak. Planuję też  w tym roku napisać teksty dla Anny Jurksztowicz do muzyki jej syna Radzimira Dębskiego. Napiszę też teksty dla zespołu Chemia i prawdopodobnie scenariusze clipów dla zespołu Lipali. Po Wielkanocy mam zamiar usiąść do kolejnej swojej powieści. Będzie o moim ojcu Rolandzie. Jak widzisz nie mam nawet czasu pójść na Termy (śmiech).

– Muzyka jednak przewija się przez Twoją twórczość. Nadal jesteś czynnym gitarzystą?

Tak. Muzyka łagodzi obyczaje. Najczęściej akompaniuję Annie Jurksztowicz. (Mam nadzieję iż zagramy w Lidzbarku W.). W tym roku będzie mnie można też posłuchać w duecie z kanadyjskim bluesmanem Lesterem Kidsonem. (Najbliżej 26 czerwca w Dobrym Mieście). Zapraszam.

– Będziesz na swojej sztuce „Wszystko przez Judasza” 20 kwietnia w Lidzbarku?

Najprawdopodobniej. Na wszelki wypadek założę kask albo przebiorę się za…animatora kultury.

– Dziękuję bardzo za rozmowę. Mam nadzieję, że nie oderwałem Cię od malowania jajek i wypiekania babek wielkanocnych?

Warmia słynie z babek, i to nie tylko z wielkanocnych (śmiech).  Zapraszam serdecznie na swoją sztukę i życzę wszystkim lidzbarczanom Wesołych i Zdrowych Świąt Wielkanocnych!

 

 Posted by at 6:35 pm
mar 252016
 

Stop pożarom traw - Plakat A3Każdego roku, w okresie wiosennym rozpoczyna się okrutny i zarazem nielegalny proceder wypalania traw. Wypalanie przyczynia się do niszczenia przyrody. W płomieniach ginie mnóstwo małych zwierząt, gleba ulega dewastacji , a dym jest źródłem toksyn w powietrzu.   W czasie wypalania zniszczeniu ulegają rośliny (ich korzenie i pędy), giną takie zwierzęta jak krety, nornice i inne drobne gryzonie, mogą zginąć zwłaszcza młode, ukrywające się w trawie ssaki leśne – zające, lisy, borsuki, młode sarny. Śmierć w płomieniach czyha też na ptaki i ich gniazda, zagrożone są zwłaszcza ulubione przez wszystkich skowronki. Giną pożyteczne bakterie nitryfikacyjne, nicienie, biedronki, trzmiele, pszczoły, motyle i inne często objęte ochroną organizmy, a także płazy. Po zimie trawy są wysuszone i palą się bardzo szybko. W rozprzestrzenianiu ognia pomagają także powiewy wiatru. W przypadku gwałtownej zmiany jego kierunku, pożary bardzo często wymykają się spod kontroli i przenoszą na pobliskie lasy i zabudowania. Niejednokrotnie w takich pożarach ludzie tracą dobytek całego życia. Występuje również bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.  Należy pamiętać, że spowodowanie takiego pożaru jest zabronione i karalne. W myśl obowiązujących przepisów jest wykroczeniem zagrożonym karą aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny do 5 000 zł. W przypadku spowodowania przez dym lub ogień zagrożenia dla życia i zdrowia ludzkiego lub mienia, podpalenie może być traktowane jak przestępstwo, za które grozi kara nawet do 10 lat pozbawienia wolności.

W ubiegłym roku strażacy na terenie województwa warmińsko-mazurskiego odnotowali 2761 interwencji związanych z pożarami traw. Lidzbarscy strażacy wyjeżdżali do pożaru traw 64 razy. Niestety  na terenie naszego powiatu w miejscowości Kochanówka doszło do pożaru trawy w wyniku którego śmierć w płomieniach poniósł starszy mężczyzna. Prosimy o rozwagę i niewypalanie traw i to nie tylko ze względu na własne bezpieczeństwo.

mł. kpt. Tomasz Gowkielewicz

KP PSP Lidzbark Warm.

 Posted by at 1:12 pm
mar 242016
 

vlcsnap-2016-03-23-23h55m39s164XXI Sesja Rady Miasta pod wieloma względami była wyjątkowa. Radni jednogłośnie podjęli uchwałę o nadaniu imienia Żołnierzy Armii Krajowej jednemu z lidzbarskich skrzyżowań. Tym samym 8 lat bezskutecznych starań żołnierzy AK i środowisk patriotycznych o symboliczne uczczenie pamięci podziemnej ochotniczej armii zakończyło się sukcesem. Do Lidzbarka specjalnie na tę szczególną sesję przybyli m.in. przedstawiciel Wojewody Piotr Kardela, poseł Ołdakowski, przedstawiciel Związku Piłsudczyków, Naczelnik IPN w Olsztynie Waldemar Brenda. Przed samym głosowaniem głos zabrał Waldemar Brenda. Następnie w uwagi do projektu uchwały zgłosił radny Moroz oraz Brodowski. Podkreślili, że nigdy nie byli przeciwni nadaniu nazwy Żołnierzy AK dla lidzbarskiego ronda, oraz że przekaz medialny został zmanipulowany. Radny Brodowski chciał tylko, aby przyjęcie nazwy poprzedzone było konsultacjami oraz przyjęciem wytycznych co do nazewnictwa obiektów. (Radny Brodowski niech przypomni tryb i sposób nadania nazwy dla ulicy Kąpielowej, opisane w TYM artykule). Radni w głosowaniu jednomyślnie podjęli uchwałę o nadaniu nazwy Żołnierzy Armii Krajowej lidzbarskiemu rondu. Tuż po głosowaniu, prawdopodobnie pierwszy raz w historii Rady Miasta Lidzbarka Warmińskiego rozległy się niewymuszone oklaski zebranych gości i mieszkańców miasta. To  historyczna chwila, kiedy społeczny oddolny ruch mieszkańców wymusił na radnych podjęcie uchwały zgodnej z oczekiwaniami tych, których ponoć reprezentują. Następnie krótkie przemowy wygłosili: Naczelnik IPN w Olsztynie Waldemar Brenda, przedstawiciel Wojewody dr Piotr Kardela, poseł Ołdakowski, przedstawiciel Związku Piłsudczyków, jeden z radnych powiatowych (wszystko w materiale wideo).

Przewodniczący Rady Miasta ogłosił 5 minut przerwy. Po wznowieniu obrad radni podjęli kolejne uchwały, w tym m.in. przyznającą 50 tys zł ogródkom działkowym. Radni Moroz i Kędzierski głosowali przeciwko. W wolnych wnioskach głos zabrał m.in. pan Jan Romaszko. Pytał się m.in. na jakiej zasadzie miasto płaci połowę wynagrodzenia dla pana Żelichowskiego, który pracuje w Termach i dlaczego nie płaci mu operator. Pytań było więcej, miejmy nadzieję, że nie zostaną bez odpowiedzi.

XXI Sesja Rady Miasta po raz pierwszy była transmitowana na żywo w internecie. To wielkie osiągnięcie w kierunku zbliżenia radnych i urzędu do mieszkańców. Oglądalność strumienia wideo transmitowanego z UM wynosiła w szczycie 16, a średnio 10. Kolejnym krokiem do przybliżenia pracy radnych mieszkańcom jest wykonanie tego samego (transmisji) tylko profesjonalnie, oraz nagrywanie samej sesji na co najmniej 2 lub 3 kamery z montażem zachowując ciągłość wydarzeń. Tak jak jest to realizowane w pobliskiej Ornecie (można brać od nich przykład). Kolejnym krokiem jest utworzenie lokalnego kanału TV, (taki mają np. w Górowie, Bartoszycach) i wpuszczenie sygnału do lokalnych sieci kablowych. Dopiero wtedy przekaz trafić może do więcej niż kilku zainteresowanych, raczej z ciekawości niż strony merytorycznej. Oraz co najważniejsze nie powinni tego robić pracownicy Urzędu Miasta oraz podległych Burmistrzowi jednostek. Tylko niezależny lokalny dziennikarz jest w stanie zrealizować wiarygodny program TV dla mieszkańców miasta.

Na zakończenie o pomniku tzw. wdzięczności Armii Radzieckiej. Radny Moroz wypytywał Burmistrza na okoliczność jego spotkania z Konsulem Generalnym Federacji Rosyjskiej.

Główną przyczyną rozebrania pomnika wdzięczności Armii Radzieckiej w Lidzbarku Warmińskim jest przebudowa skrzyżowania przy którym on stoi. Dodatkowym argumentem przemawiającym za jego demontażem jest zły stan techniczny monumentu – twierdzi Burmistrz. Są to oficjalne powody dla których symbol sowieckiej dominacji na narodem Polskim zostanie przeniesiony na cmentarz żołnierzy radzieckich przy ul. Orneckiej. Takie też stanowisko przykazał Burmistrz Wiśniowski Konsulowi Generalnemu Federacji Rosyjskiej, który złożył wizytę w naszym mieście w związku z rozbiórką pomnika.  Czy władze naszego miasta boją się walczyć o Polską rację stanu i nazywać sprawy po imieniu? Czy protesty i akcje społeczne nawołujące do likwidacji symbolu hegemonii okupanta sowieckiego nie dały do myślenia naszym radnym, aby przyłączyli się do nich i aby je poparli razem z Burmistrzem? Mimo iż hańbiący symbol totalitaryzmu zniknie z przestrzeni miejskiej, to niestety mentalnie pozostanie u tych, którzy decydują w naszym imieniu. Bierno-poddańcza postawa samorządowców wobec sowieckich „przyjaciół” sama w sobie jest pomnikiem uległości i strachu. Naczelnik delegatury IPN w Olsztynie pan Waldemar Brenda napisał, że lidzbarski pomnik jest jednym z wielu obiektów „będących pozostałością po narzuconej społeczeństwu polskiemu w okresie PRL, zakłamanej wizji historii, opartej o gloryfikację Armii Czerwonej”. Historyk przypomniał, że w Polsce obowiązuje zakaz publicznego propagowania ideologii totalitarnych, w tym komunistycznych, a taką rolę – w jego ocenie – spełniają „tego rodzaju obiekty gloryfikujące działalność totalitarnego państwa sowieckiego i jego sił zbrojnych”. Wobec powyższego, wydaje się, że stan techniczny Rady Miasta przemawia za przeniesieniem jej na cmentarz historii – tej postsowieckiej. Poniżej fragmenty sesji w materiale wideo.

Pan Romaszko, Burmistrz i radna Michalak (link do materiału)

 

 

 

 

 

 

 

 

 Posted by at 12:41 am