
Burmistrz Artur Wajs
Porażka Artura Wajsa w I turze wyborów jest dotkliwa i symboliczna, i to w dwóch wymiarach. Po pierwsze przegrał w I turze z kandydatem bezpartyjnym, który po raz pierwszy wystartował w wyborach samorządowych. Po drugie przegrał Burmistrz Miasta, które w teorii jest własnością Platformy, wizytówką partii, a wszyscy mieszkańcy, jeśli się do niej jeszcze nie zapisali, to wkrótce zapiszą. 16 listopada ten mit prysł jak bańka mydlana.
Trzeba oddać burmistrzowi, iż błyskawicznie się podniósł z desek i zareagował prawidłowo: spotkał się z mieszkańcami i przyznał, że wynik bardzo go zaskoczył: „Muszę przyznać, że I tura wyborów bardzo mnie zaskoczyła – powiedział Artur Wajs w prawie 40 minutowym wystąpieniu, przed salą wypełnioną w 80% urzędnikami, pracownikami spółek komunalnych i ich rodzinami, –bo pokazała, że niekoniecznie wszyscy mieszkańcy są tego samego zdania, że wszyscy są zadowoleni. Społeczeństwo się podzieliło, połowa powiedziała „brawo, jesteśmy za inwestycjami, chcemy rozwoju miasta”, połowa zasygnalizowała, „nie, panie burmistrzu, nie do końca nas te inwestycje zadowalają, potrzebujemy innych działań”. Jeśli jest zaskoczenie wielkie, to trzeba się pochylić nad tym zaskoczeniem i przeanalizować. Przez ostatnie dni nic innego nie robię, tylko analizuję, gdzie popełniłem swój błąd, że zaufanie społeczne zmalało”.
Zupełnie inaczej zachował się inny przegrany w I turze, prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz, który sromotnie przegrał z oskarżonym o gwałt Czesławem Małkowskim. Jedynie zdawkowo przeprosił za utrudnienia komunikacyjne, natomiast w ogóle nie uznał swojego wyniku za porażkę i zapowiedział „dynamiczną kontynuację” obranego 6 lat temu kursu.
Artur Wajs okazał się dużo bystrzejszy i przebieglejszy. Stanął przed mieszkańcami i uderzył się w piersi. „Potknąłem się w swoim życiu prywatnym” –wyznał. Następnie wymienił popełnione błędy, były to według niego brak reakcji na falę negatywnych opinii, oraz zmniejszenie komunikacji ze społeczeństwem.
Ten błąd Artur Wajs opisał szerzej. Otóż, jego zdaniem 2,5 roku temu odkryli w urzędzie miasta, iż formą komunikacji społecznej jest informacja publiczna. „To było novum” –mówił Wajs o obowiązku, który na urzędy nałożyła „Ustawa o Dostępie do Informacji Publicznej” już 13 lat temu. –Zaczęliśmy otrzymywać zapytania, pracownicy się tego uczyli. Byli wściekli, bo musieli zeskanować kilkanaście tysięcy umów, które zawarł urząd – opowiadał Wajs zgromadzonym. Zapewnił też, że teraz umowy będą umieszczane w BIP-ie na bieżąco.
Czy Artur Wajs wyciągnął prawidłowe wnioski z porażki wyborczej? Czy istotnie główną przyczyną było, jak to eufemistycznie ujął –„potknięcie w życiu prywatnym?” Wydaje mi się, że jednak Artur Wajs nie pochylił się nad swoim zaskoczeniem wystarczająco nisko.
Podstawowy błąd zarówno Artura Wajsa, jak całej jego partii, to grzech pychy, która kroczy przed upadkiem. Z Arturem Wajsem osobiście zetknąłem się być może dwa razy w życiu. Pierwsze wrażenie, to była właśnie pycha. Panowie z PO na urzędach byli przekonani, że władza dana jest im na zawsze, bo są po prostu najlepsi, the best. Naród, mieszkańcy powinni im być wdzięczni, że zgodzili się nimi pokierować. W Lidzbarku potwierdziło się, że każda władza deprawuje, ale władza absolutna deprawuje absolutnie. Nie ma nic gorszego, jak przejęcie władzy przez jedną partię, która do tego zamienia się w koterię, sitwę. Nikt, kto nie będzie posłuszny takiej władzy, kto ośmieli się wyrazić publicznie swoje niezadowolenie, nie może czuć się bezpieczny, czego doświadczył Redaktor NaszLidzbark. To nie uzgadnianie projektów uchwał rady miasta w sypialni z przewodniczącą ściągnęło na Artura Wajsa porażkę. Wszak Czesław Małkowski dokonał rzeczy odrażającej i haniebnej, jest oskarżony nie o uwiedzenie Przewodniczącej Rady Miasta, a o gwałt na urzędniczce w 9 miesiącu ciąży i dzisiaj jest bohaterem ludowym, miażdży przeciwników w I turze, a jego wyznawczynie niemal doznają orgazmu na widok super samca alfa.
Klęska Artura Wajsa zaczęła się w momencie, od którego zaczyna się klęska każdej władzy autorytarnej, która najpierw korumpuje media, a następnie zapomina, że te peany wypisywane na jej cześć, są pisane wazeliną, której dostarczyła sama władza. Mane, Tekel, Fares dla Artura Wajsa pojawiło się w momencie, gdy został złamany monopol na informację, gdy jeden z mieszkańców uruchomił blog i zaczął kontrolować władzę, czyli wykonywać to, co jest podstawowym obowiązkiem wszystkich mediów.
Gdyby w tym momencie Artur Wajs wyciągnął prawidłowe wnioski, to dzisiaj byłoby w Lidzbarku Warmińskim po wyborach. Ale już wówczas poziom pychy był tak wysoki, że reakcją było przystąpienie do niszczenia wolności słowa w mieście. Wydawało się i burmistrzowi, i staroście, że wystarczy postraszyć policją, sądami i nad Łyną zapanuje błogi spokój.
I to był największy błąd Artura Wajsa et consortes. Tymi totalitarnymi działaniami, tylko uwiarygodnił informacje zamieszczane na portalu naszlidzbark.pl „Poczciwość prawdy się nie lęka” –jak pisał biskup Ignacy Krasicki.
„Czy nadal chcę być burmistrzem? –zapytał sam siebie Artur Wajs na piątkowym spotkaniu z mieszkańcami (pracownikami ratusza) i odpowiedział: –Tak, tu się urodziłem, tu przeżyłem najlepsze chwile, najpierw byłem lekarzem, później dyrektorem szpitala, od 16 lat jestem w samorządzie, jestem w połowie drogi i chcę kontynuować rozpoczęty projekt, Drugi powód, to chcę połączyć podzielone społeczeństwo. Wynik I tury jest zaskakujący, nie chcę chować głowy w piasek i udawać, że nie widzę tych mieszkańców, którzy zagłosowali przeciw”.
Jaką ofertę złożył tym mieszkańcom? Najbiedniejszych postanowił kupić obietnicą obniżki cen za odpady komunalne oraz obniżki cen czynszów aż o 20%, niezadowolonym przedsiębiorcom obiecał ulgi inwestycyjne a wszystkim poprawę komunikacji społecznej.
Jeden z mieszkańców przytomnie zapytał: –Gdyby pan wygrał w I turze, to też by pan obniżył czynsze?
Jako gwarancje wprowadzenia w życie swoich obietnic Wajs podał liczbę zdobytych w radzie miasta mandatów przez PO. „Mamy 8 mandatów, jedynie my możemy wprowadzić ten plan w życie”. (Jednak, gdy padło pytanie, czy zniesie 5% podwyżkę czynszu nałożoną na mieszkańców centrum, odparł, że to nie zależy od burmistrza, tylko od rady).
Czy Artur Wajs rzeczywiście odrobił lekcję, zrozumiał swoje błędy i wyciągnął prawidłowe wnioski, i tym samym zasłużył, by znów mu zaufać?
Nie. Potwierdził to w trakcie kampanii wyborczej ścigając sądownie naczelnego NaszLidzbark w trybie wyborczym. W jednym przypadku wygrał połowicznie, mimo że wszyscy w mieście wiedzą, jaka jest prawda, dlaczego w 31 witrynach sklepów Społem wisiały plakaty Artura Wajsa, w drugim przegrał.
Władza, która dąży do zdławienia wolności słowa nie zasługuje nawet na cień zaufania. Bo, mimo że tego związku nie widać na pierwszy rzut oka, to jednak, to co jemy na obiad, ma bezpośredni związek z zakresem wolności słowa w danym mieście. Tym pomyślniej żyją mieszkańcy, im większa panuje w mieście, w kraju wolność słowa. To dlatego USA są symbolem dobrobytu, bo tam obowiązuje Pierwsza Poprawka do Konstytucji, gwarantująca wolność słowa, która tam jest świętością.
Na spotkaniu z mieszkańcami Artur Wajs miał okazję przeprosić redaktora NaszLidzbark, bo ten stał obok i rejestrował kamerą całe spotkanie i zapewnić, że nigdy więcej nie zagrozi wolności słowa w mieście. Nie uczynił tego. Nie powiedział też wprost, że to redaktor swoimi pytaniami zmusił burmistrza i podległy mu urząd do wyciągnięcia z szuflady Ustawy o Informacji Publicznej i jej stosowania. Polityk, urzędnik, który nie ma nic do ukrycia, po prostu wywiesza informacje publiczne w BIP-ie na bieżąco, a nie udaje, że odkrył istnienie takiej ustawy dopiero 2,5 roku temu.
Nie rezygnujcie mieszkańcy Lidzbarka Warmińskiego z podstawowych wolności, nie wierzcie politykom, którzy mieli te wolności gdzieś i zaczęli się do was łasić dopiero, gdy nie dostali Waszego głosu.
Specjalnie dla NaszLidzbark
Paweł Wolski („Deb@ta”)