Mówią że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Zaczynam więc… w moim mieście nie brakuje mi niczego, w moim mieście nie brakuje mi niczego, w moim mieście….
Przypadkowy gość, bo turysta to za duże słowo, uzna, że nie powinno nam brakować niczego. Wszak miasteczko ładne, ludzie ładnie ubrani, jest gdzie pochodzić. Cały dzień można chodzić. Można spacerować, usiąść na jednej z licznych w centrum ławeczek, można również poćwiczyć na jednej z zewnętrznych siłowni, posłuchać radosnego gwaru dzieci bawiących się na jednym z licznych placów zabaw. Można również wziąć kredyt w banku lub agencji kredytowej (które opanowały centrum miasta) i całą kasę zostawić w jednym z dziesiątek ciucholandów. Można też wybrać się na spacer do pobliskiego parku chronionego krajobrazu gdzie niedawno wyrosły betonowe słupy. Ładne jak całe nasze miasto. I tam też można posiedzieć. I poćwiczyć rzecz jasna. Już niedługo tłumy kuracjuszy będą tu przyjeżdżać, by posiedzieć i ….. chyba tylko posiedzieć.
W tak pięknych okolicznościach przyrody wstyd narzekać. Młode mamy z zadowoleniem jeżdżą wózkami po bruku na deptaku radośnie wytrząsając przy tym mózgi swym pociechom. Starsi ludzie, z przyjemnością spacerują wybrukowanym chodnikiem. W końcu sport to zdrowie, a spacer deptakiem zaliczyć można do sportów ekstremalnych. Podobnie jak polowanie na promocje w Lidlu czy Rossmannie. Tam przydaje się znajomość walki wręcz. Potem zwyciężczynie mogą usiąść na pobliskiej ławeczce, by otrzeć pot z czoła, i dalej ruszyć do walki. Second handy też przyciągają mnóstwo osób, czasem już godzinę przed otwarciem ustawia się kolejka po towar z drugiej lub nawet trzeciej ręki. Czasem ma to sens, bo markowych sklepów w mieście nie uświadczysz, a to co jest nawet nowe wygląda gorzej niż źle. Częściej jednak jest to obraz ubogiego społeczeństwa, stoją w kolejkach po ciuch za dwa złote, by wystarczyło też na chleb. Biedronka i Lidl przed świętami również wyglądają jak pobojowisko, zwłaszcza, gdy w promocji karp lub mięso.
Po ubrania, buty, meble, i inne, wydawać by się mogło zbyteczne, drobiazgi jeździmy do Olsztyna i Bartoszyc. Bo u nas nie ma, albo jest kiepskiej jakości. Po pracę również wyjeżdżamy z miasta, bo na żadnej z ławeczek jej znaleźć nie można. Zresztą przez większość dnia są zajęte przez turystów, więc dla nas mieszkańców brak już miejsca. Wyjeżdżamy z miasta również po to by odwiedzić lekarzy specjalistów, by miło spędzić czas, by załatwić ważne sprawy, w końcu wyjeżdżamy na stałe, by móc po prostu żyć gdzieś, gdzie człowiek jest ważniejszy niż ścieżka, czy też nowa ławeczka, nawet ta niesamowicie droga z możliwością doładowania smartfona.
Żyjemy w mieście które otwiera się codziennie. Uczestniczymy w otwarciach nowych sklepów z używaną odzieżą, banków, amfiteatrów, parków. Mamy grające drzewa, pomniki, bulwary do spacerowania. Ładne. Jeszcze zadbane, monitorowane. Mamy dwa amfiteatry, kilometry ścieżek rowerowych, ba, nawet kawałek tej ścieżki świeci, no i mamy przejście dla pieszych w technologii 3D. Nikt nie wie po co i na co. Był pomysł, pieniądze też nie stanowiły problemu więc jest. Pasy namalowane w miejscu gdzie nigdy nie przejedzie żaden samochód, więc kwestie bezpieczeństwa odpadają, ale są. Mieszkańcom służą do fotografowania się na ich tle. Ot, nic nie znaczący drobiazg. Nie mamy porządnej galerii handlowej ze sklepami znanych firm by przyciągnąć do nas tych, którzy jeżdżą do Olsztyna po zakupy. Nie mamy przemysłu, mamy za to rzekę w której można złowić osełkę masła i twarogowe ryby. Taki bonus dla mieszkańców. Czasem myślę, że jesteśmy na planie kolejnego filmu Barei. Nikt nie wie po co i na co są kolejne nowości w naszym mieście. Na pokaz mamy ładnie i kolorowo, trawę można domalować w razie potrzeby. Tu zrobimy basen, tu postawimy ławeczkę, tu zrobimy skansen. A jak to wszystko szlag trafi to się podzielimy zyskiem. Ważne, że nikt nie zapyta po co to wszystko.
A przecież nie wymagam wiele. Chcę pracy, dzięki której nie będzie trzeba odmawiać dzieciom niczego. Chcę spokojnego snu, bez trosk o to co jutro. Chcę stabilności, normalności, by dzieci miały perspektywy. Jak na razie mamy chyba tylko spokojne, wręcz sielskie życie, tak w każdym razie widać na zdjęciach naszego miasta. Jest cudowne i urokliwe z tymi swoimi światełkami, drzewami, szumiącą wodą w fontannach, rzekach i strumykach. Teoretycznie mamy tu wszystko czego potrzeba. Rzymianie krzyczeli, że chcą chleba i igrzysk. U nas igrzysk aż nadto. Brak czasu by wszędzie być i wszystko zrobić. Mamy mnóstwo młodych i zdolnych ludzi. Tylko, że większość z nich, tych młodych i zdolnych wyjedzie. I nie wrócą. Bo tu się tylko miło odpoczywa na ławeczce. Chyba, że jest się krewnym lub znajomym odpowiedniego królika, wtedy i praca jest na wyciągnięcie ręki, i wypłata na tyle wysoka, by odłożyć do skarpety. No i wtedy można się bawić. Bardzo dobrze bawić.
Zatem jeszcze raz: w moim mieście nie brakuje mi niczego, w moim mieście nie brakuje mi niczego, w moim mieście…. Nie lubię kłamać. Brakuje mi. W moim mieście brakuje mi uczciwości.