kw. 112018
 

Właściciele grupy Polmlek
Andrzej Grabowski i Jerzy Borucki fot. API

Jeden z czytelników przywiózł do redakcji pismo skierowane do Państwowej Inspekcji Pracy w związku z nieprawidłowościami jakie zauważył pracując w Polmleku. Poniżej zamieszczam je w całości (redakcja dokonała zgrubnych poprawek stylistycznych, gramatyki itp. tak aby treść była czytelna oraz usunęła dane osobowe). Pod pismem, znajduję się odpowiedź PIP, potwierdzająca stawiane przez czytelnika zarzuty. Jeszcze niżej, krótkie nagranie wideo, wykonane przez pana Marka. Pan Marek, jak mówił, chce w ten sposób przestrzec inne osoby szukające tam pracy, a obecnych pracowników ośmielić w dochodzeniu swoich praw.

Po wielu latach pracy za granicą, postanowiłem wrócić do Polski w której zapanowało podobno prawo i sprawiedliwość.

Zatrudniono mnie na stanowisku operatora wózka widłowego w firmie Polmlek w Lidzbarku Warmińskim.Pracowałem tam nieco ponad miesiąc. Zwolniłem się na własną prośbę nie mogąc fizycznie sprostać poleceniom kierownika zmiany, który nagminnie łamie przepisy BHP.

Po szkoleniu BHP przez 2 dni byłem przyuczany na stanowisko przez pracownika, który pracował tam parę tygodni dłużej i sam nie potrafił jeszcze tego ogarnąć! Po dwóch dniach zostałem sam i w trakcie pracy otrzymałem od kierownika zlecenie zamówienia opakowań i folii potrzebnej dla kolejnej zmiany – ze słowami dasz sobie radę !! Polmlek pracuje na 3 zmiany. Pragnę nadmienić że asortyment jest tak duży i zróżnicowany że nie jest fizyczną możliwością opanowania tego w dwa dni! Pudełko i wieczko w które jest pakowany ser z linii produkcyjnej czasami różni się o centymetr jedno od drugiego, a wygląda podobnie, to samo folia do produkcji opakowań. Do tego w podręcznym magazynie jest brak miejsca i porządku, na regałach i podłodze brak oznaczeń każda zmiana stawia wszystko gdzie popadnie (gdzie jest wolne miejsce) totalny chaos.

Tydzień po zatrudnieniu, otrzymałem zakres obowiązków, który jednak był dla operatora wózka widłowego na ” Konfekcji” ale na strefie czystej, a nie brudnej gdzie ja pracowałem. Do moich zadań należało odciąganie wózkiem ręcznym (szczur) z linii produkcyjnej palet z gotowym produktem ważenie ich w osobnym pomieszczeniu i owijanie folią (streczowanie).Ponadto dostarczanie palet, kartonów i wieczek , usuwanie śmieci. Na dziale znajduje się 6 linii produkcyjnych i do dyspozycji są 2 czasami 3 wózki ręczne! żadnego elektrycznego. Pomimo że na szkoleniu bhp zwracano uwagę że po płaskim terenie dozwolone jest transportowanie towarów wózkiem ręcznym- 450 kg a przy pochyleniu nawierzchni więcej niż 5%- 350 kg. Nikt tego w Polmleku nie przestrzega! Rzadko zdarza się że paleta waży zgodnie z normą (np. linia gdzie są produkowane wiórki lub serek dla dzieci) cała reszta to ciężar od 500-do 700 kg (paleta z serem bez wózka!). Wiem to gdyż, po przeciągnięciu palety od linii produkcyjnej do 2 pomieszczenia następuje ważenie. Waga nie jest wpuszczona do poziomu posadzki lecz postawiona na niej i żeby wepchnąć tam tyłem wózek z paletą (pchając nie ciągnąc) trzeba pokonać stromy stopień pod górę, postawić paletę na wagę wyciągnąć wózek zważyć paletę a następnie przeciągnąć paletę do maszyny która to foliuje (streczuje) automatycznie. Wepchnięcie zważonej palety na „streczownicę” jest łatwiejsze bo podest jest dłuższy, ale wepchnąć tam tyłem te 500 czy 700 kg to też wysiłek nie lada. Kuriozalne jest to, że pracownik magazynowy odwozi te palety które ja musiałem ciągać wózkiem ręcznym! On bez wysiłku elektrycznym (mają tylko 1 na magazynie) lub wózkiem widłowym elektrycznym.

Zależało mi na tej pracy zbliżam się do 60 i cieszyłem się że ją dostałem . Pracowałem sumiennie bez ociągania się przez 2 tygodnie, schudłem 4 kilo, ta praca na godziny to tak naprawdę akord maszyny ustawione na największe obroty – większa produkcja większe premie, zyski dla kierownictwa.

Czarę goryczy i decyzję o odejściu z pracy spowodowało zdarzenie z soboty na 1 zmianie . Dostałem polecenie służbowe od kierownika zmiany Arkadiusza,  abym pojechał na dział wędzarnię i załadował palety z serem na samochód Polmleku . Wytłumaczył mi gdzie jest wędzarnia, pojechałem tam –  ani żywej duszy, szukałem wjazdu na ten magazyn, ale była tylko wysoka rampa. Parę razy chodziłem żeby spytać jak tam wjechać gdzie zapalić światło, było ciemno – skąd ja to miałem wiedzieć? Jak kierownik może wysłać nowego pracownika samego na inne stanowisko pracy?

Po mleczarni nie wolno samemu chodzić gdzie się chce. Przyszedł wreszcie jakiś człowiek zapalił światło opuścił podest na samochód i poszedł sobie. Samochód Polmleku nie ma opuszczanego podwozia więc pochylnia z blachy ryflowanej stała pod sporym skosem do samochodu . Na magazynie były sery na paletach i tylko wózek ręczny (szczur) do dyspozycji. Już ponosząc paletę czułem spory opór ale pomyślałem że to stary wózek i dlatego. Rozpędziłem się na ile to możliwe, ale paleta utknęła. Robiłem co w mojej mocy, aby wciągnąć ją na samochód, ale gdy przeszył mnie ból w kręgosłupie – odpuściłem. Poszedłem do magazynu, tam było widno, spojrzałem na wagę palety – 895 kg! Tego było za wiele. Wróciłem na swój dział, by poinformować kierownika, że odmawiam wykonania polecenia. Nie było go w danej chwili, więc poinformowałem brygadzistkę o zaistniałej sytuacji, pytając czy mogę wziąć z szatni telefon, aby udokumentować zajście – pozwoliła. Muszę nadmienić, że pracując na” Konfekcji” posiadanie czegokolwiek przy sobie jest zabronione. Nagrałem krótki filmik (który dodam w załączniku jako dowód) i dalej pracowałem do końca zmiany.

W poniedziałek rano udałem się do pani z BHP, która prowadziła szkolenie. Pokazałem nagranie, powiedziałem, że się zwalniam i proszę żeby pozwolili mi spokojnie popracować do końca wypowiedzenia bez represji na mojej osobie. Pani od bhp udawała zdziwioną, choć ten proceder z łamaniem przepisów jest tam od lat, stąd ta rotacja pracowników i problemy kadrowe. Nawet Ukraińcy już nie chcą tam pracować. Obiecała interwencję i zmiany!

Do pracy miałem na drugą zmianę. Przyniosłem z sobą wydrukowane aktualne rozporządzenie ministra pracy odnośnie transportu ładunków wózkiem widłowym. wręczyłem przed rozpoczęciem pracy kierownikowi zmiany (Arkadiusz Ł.) który powiedział cytuję „ja to znam nie jest mi potrzebne”! Chwilę potem się zaczęło. Pojawił się kierownik całej” Kofekcji” i wraz kierownikiem zmiany wywierali presję, domagali się by oddać nagranie – na próżno! Rozpocząłem pracę, ale dostałem nakaz odwożenia palet tylko z 2 linii, tych które mieściły się w normie wagowej, reszty nie mogłem ruszać do tego przyszedł operator maszyny ze strefy czystej. Przed przerwą zobaczyłem płaczącą brygadzistkę .

Za to że pozwoliła mi nagrać – udokumentować jakie ciężary miałem ładować wózkiem ręcznym chciano ją zwolnić dyscyplinarnie. W trakcie pracy pan Arkadiusz, ot tak chciał mi dać naganę bo mu powiedziałem, że jak skrzywdzą tę młodą brygadzistkę to się spotkamy w sądzie.Poprosiłem to na piśmie, niestety zwątpił. Ustalili też z panem G. że nie chcą mnie więcej w pracy widzieć. Następnego dnia udałem się do kadr gdzie dano mi 5 dni urlopu i pismo odnośnie zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia (zapewne w nagrodę, a może dla zamknięcia mi ust??) Po wyjściu z kadr poprosiłem w sekretariacie o spotkanie z prezesem (Marcin Witulski) aby poinformować go o nieprawidłowościach i traktowaniu pracowników, w danym dniu nie miał czasu. Wizytę wyznaczono na piątek o godzinie miałem być poinformowany telefonicznie  – czekam do dzisiaj! Wszystkim tam zależy na zamieceniu sprawy pod dywan.

W dniu rozliczania się, zdawania ubrań wezwano ochronę która towarzyszyła mi co krok aż do opuszczenia bramy (nie godzisz się na łamanie przepisów – jesteś przestępcą ) Obiecałem pracownikom, że sprawę ruszę ale nie kosztem zwolnienia brygadzistki. Dzisiaj spotkałem jedną z pań z tej zmiany i dowiedziałem się że pani brygadzistka zwolniła się sama (nie wytrzymała). Teraz nic nie stoi na przeszkodzie by prawda ujrzała światło dzienne i zaczęto w Polmleku nie patrzeć na profity kierownictwa, lecz przestrzegać prawo i przepisy BHP. Jak to możliwe że ten młody człowiek (Arkadiusz Ł. do nie dawna operator maszyn został kierownikiem? Gnoi na każdym kroku ludzi, kobiety które wiekowo mogą być jego matką, płaczą w pracy przez niego. Dla premii ma za nic zdrowie podwładnych! Podły karierowicz.

Dyrekcja Polmleku dba o wygląd zewnętrzny zakładu nie żałuje na farbę i to tylko tyle. Pracownicy produkcyjni to „mięso armatnie”. Opisałem sytuację z jednego działu „Konfekcja” strefa brudna ale słyszałem, że na innych działach nie jest lepiej .Proszę o interwencję i spowodowanie by przepisy i prawo było przestrzegane, a winni tego ponieśli sprawiedliwą karę.

Marek (imię zmieniono)

 

 

 Posted by at 10:45 pm
paź 152017
 

Zdjęci jest tylko ilustracją do tekstu

Jest z naszym mieście pewna firma- tytan zatrudnienia i rotacji. Każdy o niej słyszał, każdy ma znajomą, która tam pracowała a więc i ja muszę podzielić się pewnymi ciekawostkami zasłyszanymi z kilku źródeł. Pomijając wszystkie opowieści o jej „demokratycznych” przeobrażeniach, ostatnich nagłych zmianach nazwy i wyczyny dawnej kierowniczki, chciałbym opisać w telegraficznym skrócie co usłyszałem.

Firma ta wśród byłych pracowników nazywana jest fabryką inwalidów. Podstawą zatrudnienia w tej firmie jest oczywiście grupa inwalidzka ale część pracowników przychodzi do niej w pełni zdrowia i po kilku latach staje się inwalidami, przechodzi na wyższą grupę lub definitywnie kończy przygodę z pracą z powodów zdrowotnych.

Firma ta od lat rozlicza wypłaty swoich pracowników z normy zakładowej, która przez ostatnie kilkanaście lat wzrosła o 300% i dalej rośnie. Zdawałoby się że pobierając dotacje za zatrudnienie inwalidów, jakiś organ powinien sprawować pieczę nad warunkami pracy i płacy w zakładzie, rozpytać załogę, przejrzeć papiery. Niestety, gehenna pracownic trwała i ma trwać dalej. Co gorsza niewiele z pracownic jest skłonna do szczerych opowieści z powodu strachu przed utratą pracy.

Wszyscy pamiętamy wiosenną podwyżkę płacy minimalnej. Oczywiście w tym zakładzie obiecano swoim pracownicom podwyżkę od sztuki, jak to była radość- po czym prezes wycofał się prędko z obietnic i podniósł i tak już bardzo wysoką normę dzienną. Z informacji uzyskanych ze źródeł biurowych firmy wynika iż kolejne podwyższenie minimalnej krajowej w 2018r. ma także po raz kolejny zwiększyć normę w tej firmie. Tak więc reasumując: pracownica kilkanaście lat temu musiała wykonać około 1000szt. dziennie w zeszłym roku już około 3000szt. A po nowym roku ile to miało by być 3500- 4000- 5000? Chciałbym zaznaczyć że produkcja odbywa się ciągle na tych samych maszynach i wykonywany jest ciągle ten sam produkt a pracownice zmuszone są pozostawać po godzinach lub przychodzić wcześniej żeby wyrobić chorą normę i zarobić minimalną krajową.

Firma chcąc zamaskować nadgodziny wymyśliła cwany sposób, zwalniając ochronę i rozdając karty chipowe wstępu do zakładu. Jakież było zdziwienie gdy pracownice pojawiające się około godziny 4 rano w celu nadgonienia normy zostały przejęte przez patrol ochrony, gdy w zakładzie włączył się alarm ustawiony na czas bliższy godzinom rozpoczęcia pracy. Oczywiście, incydent, alarm przestawiono a pracownice przychodzące na kilkunastogodzinną wachtę biorą już teraz same odpowiedzialność za swój czas pracy. Pracownice które nawet w ten sposób nie wyrabiają normy mają wpisywany urlop płatny na taką ilość godzin czy dni, na ile im zabrakło do normy. Jeżeli dopisywanie ma miejsce przez kilka miesięcy, pracownica jest tak przerzucana z czynności na czynność aż sama się zwalnia lub w ostateczności zostaje zwolniona z powodu nieproduktywności, spowodowanej nowymi czynnościami i równie wielkim akordem na nich.

W tym roku wymyślono jeszcze jedno źródło dochodu. Jak wiadomo firmy takie dostają duże wsparcie finansowe na osoby z I grupą inwalidzką a więc ktoś wpadł na pomysł żeby zatrudnić takich osób więcej i to bez względu na to czy spełniają wymagania czy nie. Wiadomo kasa leci a jak coś jeszcze dodatkowo zrobią to będzie podwójny zysk. Zaroiło się więc w zakładzie od osób które czasem nie wiedziały nawet gdzie są i czego się od nich oczekuje. No ale przecież kasa musi się zgadzać.

Zastanawia mnie czy firma ta brnąc coraz głębiej w absurd swojej wydumanej normy zakładowej, pomieszany ze wszystkimi złymi a czasem karalnymi zjawiskami na rynku pracy, które miały i mają tam miejsce nie kończy się na własne życzenie? Zachodzi pytanie ile można doić chudą krowę? Czy może inaczej: Jaka chuda krowa da tłuste mleko?

 

– czytelnik

 Posted by at 3:53 pm
wrz 132017
 

Jednym z ważniejszych punktów programu wyborczego komitetu 5Gmin, było wprowadzenie tzw. budżetu obywatelskiego. Burmistrz Jacek Wiśniowski przeznaczył na ten cel 300 tys zł z budżetu miasta (czyli z naszych podatków), tak aby pierwszy raz w historii, sami mieszkańcy zadecydowali na co je wydać. I edycję budżetu obywatelskiego ogłoszono w 2016 r. Mieszkańcy miasta zaangażowali się w zbieranie podpisów, kiełkować zaczęła świadomość obywatelska.

Radość mieszkańców ul. Bema i budynku przy Szwoleżerów 21 trwała w najlepsze, bowiem właśnie tam trafić miały pieniądze na wyczekiwany od dziesiątków lat remont. Władze miasta określiły szacunkową kwotę projektu na 250 tys zł (przy składaniu wniosku) i resztę na remont budynku przy Szwoleżerów 21. Kubeł zimnej wody wylano po otwarciu ofert przetargowych. Okazało się, iż najniższą cenę zaproponowała firma pani Anny Pyzak „PYZAK” – 372 tys zł, kolejna z Mińska Mazowieckiego 470 tys, a STRABAG aż 774 tys zł. Burmistrz Jacek Wiśniowski 11.08.2017 r. przetarg unieważnił i rozpisał nowy. Do drugiego przetargu stanęła tylko firma STRABAG z ofertą 634 tys zł. 7.09.2017 r. tak jak wcześniej, Burmistrz unieważnił przetarg, rozpisując kolejny trzeci z terminem zakończenia prac na 11.12.2017 r. Niedługo termin składania ofert minie, jednak nie ma co liczyć, aby ktokolwiek zgodził się na wykonanie prac za 230 tys zł i to mimo okrojenia najbardziej kosztownych robót ( m.in. rezygnacja z wymiany rur wodociągowych). Identycznie jak w przypadku Bema, tak na Szwoleżerów 21 oferty złożone w przetargach, przewyższają ustaloną kwotę w projekcie budżetu obywatelskiego. Podsumowując, I edycja budżetu obywatelskiego okazała się katastrofą, bowiem żaden ze zwycięskich projektów nie doczeka się realizacji we właściwym terminie (o ile w ogóle). Winę za ten taki stan rzeczy ponoszą władze miasta, które skandalicznie źle oszacowały koszty poszczególnych projektów.

Właśnie zakończyła się II edycja tzw. budżetu obywatelskiego. Dzisiaj policzono głosy, niedługo oficjalny komunikat o zwycięskich projektach. Miejmy nadzieję, że słomiany zapał Burmistrza nie minął jak niektóre jego obietnice i projekty z I edycji budżetu obywatelskiego doczekają się realizacji wcześniej niż tegoroczne. Poniżej list do redakcji jednego z mieszkańców ul. Bema.

W 2016 roku po raz pierwszy dano nam szansę uczestniczenia w podziale finansów publicznych. Budżet obywatelski jest ciekawą inicjatywą i bardzo potrzebną, jednak musi być prowadzony rozważnie i z uwzględnieniem realnych potrzeb. Niestety jak większość podejmowanych w naszym mieście inicjatyw nie do końca się udała. Zachęceni możliwością dokonania czegoś dobrego, do projektu zgłosiliśmy remont ulicy Bema. Radna zaangażowała się w zbieranie podpisów pod projektem. W efekcie wygrał nasz projekt. Po rocznym oczekiwaniu na wykonanie remontu ulicy okazuje się że prawdopodobnie jednak się on nie odbędzie. Jesteśmy oburzeni, gdyż zbagatelizowano  w ten sposób ponad tysiąc głosów oddanych na tej konkretny projekt. Jest to bardzo duża grupa ludzi jak na tak małe miasto, ludzi których nie powinno się lekceważyć.

Jesteśmy wręcz oburzeni sytuacja jak zaistniała w związku z projektem. Poinformowano nas, mieszkańców ulicy że nasz projekt wygrał. Że nasza radna skutecznie zbierając podpisy wykonała tę pracę na marne. Że mimo obietnic i zapewnień brak funduszy na remont zniszczonej już drogi miejskiej. Mamy wrażenie, ze po raz kolejny traktuje się nas jak patologię i miejsce które nie zasługuje na uwagę ze strony władz miasta. W tym roku remontuje się i oddaje do użytku różne inwestycje na terenie miasta. Są remontowane drogi, tworzy się nowe place zabaw, a do obecnych dodawane są nowe sprzęty. Powstała siłownia na powietrzu otwierana z wielką pompą. Tworzy się progi zwalniające, wykłada polbrukiem parkingi, powstaje bulwar do spacerowania z dużym placem zabaw. My wciąż czekamy na swoja kolej. Wydaje nam się, że nasza ulica jest tak samo ważna jak te w centrum miasta. Płacimy podatki od nieruchomości, pracujemy i należy nam się porządny i rzetelny remont wysłużonej już drogi, by okolica nie przypominała uliczki z patologicznych dzielnic wielkich miast. Jest to droga miejska i jako taka powinna być równie zadbana jak te w centrum naszego wciąż piękniejącego miasta.

Wydaje nam się, ze skoro wygraliśmy projekt sfinansowany z budżetu obywatelskiego, powinniśmy otrzymać remont drogi. Jeżeli zadeklarowana kwota jest zbyt mała, miasto mogłoby dołożyć brakująca kwotę i porządnie wykonać remont nawierzchni

Zasługujemy na to, by polepszyć jakość drogi która codziennie pokonujemy do szkoły i pracy. Nie chcemy by wciąż postrzegano nas jako patologię, jako obywateli drugiej kategorii. Pracujemy i płacimy podatki, nasze dzieci aktywnie uczestniczą w życiu miasta i odnoszą sukcesy w szkołach. Chcemy, by nasza ulica była piękna i estetyczna, by raz na zawsze zniknęło krzywdzące nas wszystkich określenie, iż jesteśmy miejscem patologicznym.”

 

 

 Posted by at 7:32 pm
paź 132016
 

mobilis-logoW piątek 7 października w godzinach porannych na trasie Bartoszyce – Olszyn doszło do niezwykle bulwersującego incydentu.

Spóźniony jak zwykle autobus firmy Mobilis po zatrzymaniu się na przystanku przetrzymywał dwóch pasażerów przez jakąś chwile przed zamkniętymi drzwiami autobusu. Gdy drzwi się otworzyły kierowca w dalszym ciągu zabraniał wejścia do pojazdu mówiąc do jednego z mężczyzn cyt: „ Niech pan się wywietrzy i wypuści tego dyma”. Nie było ważnym dla kierowcy że przed drzwiami ledwo stoi inwalida o kulach ale o to że drugi z pasażerów miał papierosa w ręce gdy autobus się zbliżał do przystanku. Papieros został zgaszony jeszcze przed dojechaniem autobusu do przystanku, jednak sokoli wzrok kierowcy nie zarejestrował inwalidy o kulach ale nieszczęsnego papierosa dopalanego w drodze na przystanek przez drugiego pasażera.

Niestety na tym kilkuminutowym przestoju sprawa się nie zakończyła ponieważ cały autobus miał zaszczyt wysłuchać opinii kierowcy o palaczach i o tym jak cyt: ”Włazi mi tutaj taki i śmierdzi wędzarnią a jeszcze siądzie i mi tu chucha z tyłu” „Nienawidzę palaczy, sam nie palę i nie będę tu wąchał wędzarni” i inne. Na końcu swojego przejazdu „palący pasażer” skwitował sytuację „ Jak to dobrze że pan nie jest właścicielem żadnej linii przewozowej” na co kierowca zaczął wykrzykiwać Cyt: „No dzwoń pan, no dzwoń gdzie chcesz i co… he he he”.

Cała sytuacja była dość dziwna ale najbardziej zadziwia co kierowcy zrobił inwalida o kulach że musiał dzielić los z osobą wyklętą przez kierowcę?

W autobusach istotnie obowiązuje zakaz palenia ale nie słyszałem o zakazie przewozu palaczy. To cało zajście przypomina czasy okupacji kiedy to dzielono społeczeństwo na ludzi i podludzi a na autobusach widniały napisy „nur fur deutsche”. Pozwalając na takie zachowania możemy doczekać czasów kiedy to kierowcy nie będą zabierać osób wyperfumowanych, otyłych, z telefonem w ręku, mokrą parasolką lub o innych cechach szczególnych.

Ps. Na kierowcę złożono pisemną skargę w oddziałach firmy Mobilis w Bartoszycach, Olszynie oraz do biura kontaktów z prasą w Warszawie. Całkowity brak reakcji firmy można uznać za przyzwolenie na takie zachowanie kierowcy.

J.N.

Od redakcji: Mobilis – izraelska firma przejmująca w Polsce rynek przewozów pasażerskich.

 Posted by at 3:48 pm
sie 162016
 

Szanowna redakcjo! Jestem stałym czytelnikiem waszego portalu od samego początku. Piszę do was, aby przekazać subiektywne wrażenia z obchodów Święta Wojska Polskiego, a także Uroczystej Sesji Rady Miasta oraz wieczornego koncertu na boisku przy ul. Polnej.

Święto-Wojska-2016Lidzbarskie obchody Święta Wojska Polskiego inaugurują tzw. Dni Lidzbarka Warmińskiego. Wybrałem się wraz z rodziną na plac w centrum miasta, aby podziwiać naszych dzielnych wojaków, a także sprzęt wojskowy. Impreza jak co roku przyciągnęła trochę mieszkańców miasta, choć głównym magnesem była wojskowa grochówka, tym razem ufundowana przez Starostwo Powiatowe oraz Urząd Miasta. Szczególne zainteresowanie maluchów skupiło się jak zwykle na muzealnych eksponatach wystawionych przez 9 Pułk Rozpoznawczy. Były to wozy bojowe, wśród nich najbardziej okazały Ural ze stacją zakłóceń odzewowych „Jadwiga-3” (SPN-30).

Stacja "Jadwiga-3"

Stacja „Jadwiga-3”

Kiedy ponad 20 lat temu, służyłem w lidzbarskiej jednostce wojskowej, owe stacje już wtedy były przestarzałym reliktem postsowieckiej myśli technicznej. Pokazywanie ich dzisiaj Polakom, jako wyposażenie naszej armii, uznać można za pewien symbol przemian ustrojowych, pomnik archaizmu lub jak kto woli miejsce w którym nasze wojsko zatrzymało się po odcięciu sowieckiej pępowiny „technologicznej”. Na osobach nie posiadających wiedzy wojskowej, wielkie maszyny bojowe wywołują podziw i wrażenie poczucia bezpieczeństwa, na tych co wiedzą na co patrzą – niedowierzanie lub po prostu uśmiech.

Czwarta władza

"Trybuna honorowa"

„Trybuna honorowa”

My i oni – głęboko zakorzeniony socjalistyczny podział na tych co na trybunie i resztę społeczeństwa. Nie inaczej było i tym razem. Społeczeństwo musi przecież widzieć kto nimi rządzi i komu należy się kłaniać. Bez trybuny ludzie ci wyglądem przypominaliby takich zwykłych obywateli, niczym nie wyróżniających się z tłumu gapiów. Cóż mieliby począć fotografowie tejże chucpy, jak wyłowić z tłumu tych właściwych? Na podium, na specjalnych miejscach powinni zasiadać ci, którzy przelewali krew w walce o niepodległość, dla nich i tyko dla nich należał się salut współczesnego wojska. Niestety przeznaczone im miejsca znajdowały się nieco z tyłu. Czwarta władza należy do prasy. To dziennikarze podają nam wiadomości i w zasadzie od nich wiele zależy. Rolą dziennikarza jest pisanie prawdy i tylko prawdy, tak obiektywnej jak tylko to możliwe. Dlatego z pewnym niedowierzaniem zaobserwowałem na trybunie honorowej Redaktora Naczelnego Gazety Lidzbarskiej. To jawne zaprzeczenie wszelkich wartości jakim hołduje dziennikarstwo, a w szczególności niezależność od władzy, w tym wypadku samorządowej. Dziennikarz stający w jednym szeregu z władzą, przestaje być dziennikarzem, staje się li tylko tubą propagandową. Jako członkowi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich było mi po prostu wstyd.

Defilada

Defilada wojskowa jest w pewnym sensie misterium, pokazuje pośrednio poziom wyszkolenia naszej armii, a przede wszystkim profesjonalizm żołnierskiego rzemiosła. Kiedy ponad 20 lat temu zmuszony byłem defilować przed trybuną honorową podczas przysięgi, nie do pomyślenia było, aby któryś z żołnierzy pomylił krok lub ruszył nie z lewej nogi. Ziemia aż dudniła od uderzeń wojskowych butów. Przez jakąś krótką chwilkę byłem nawet dumny, iż tygodnie ćwiczeń zaowocowały tak karnym i bezbłędnym przemarszem. Było to prawdziwe święto dla nas – żołnierzy. Cóż można napisać o tej defiladzie na Placu Wolności? W pewnej chwili miałem wrażenie, że to nie wojskowi, ale harcerstwo ćwiczy krok defiladowy. Panowie dowódcy, tutaj apel do władz jednostki wojskowej, poziom kroku defiladowego prawie zerowy. Ruszamy zawsze lewą nogą, prowadzący pilnuje szyku i bacznie obserwuje kolumnę przed sobą, tak aby krok defiladowy był zawsze jednakowy. Jak się tego nie potrafi robić, to po co defilada? Pozwoliłem sobie na zarejestrowanie przemarszu, oraz dodanie nieco zwolnionego tempa. Proszę szanownych dowódców o wyciągnięcie wniosków.

Grochówka

Święto-wojska-plac-grochówka-kolejka

Tradycyjna wojskowa grochówka – zawsze na poziomie

Ten punkt obchodów każdego święta jest gwarancją frekwencji. Choćby to była nawet niedziela Cittaslow, grochówka przyciągnie każdego. Wojskowa specjalność była przepyszna, kolejka tradycyjnie długa, jak przy wyprzedaży w Lidlu. Po odstaniu swego, z miseczką w jednej ręce, z dzieckiem w drugiej, rozpocząłem poszukiwania miejsca do spokojnej konsumpcji. No nic z tego, kilka ławek to zdecydowanie za mało. Jak zwykle parapety, a nawet klawiatura bankomatu posłużyły mieszkańcom za stoły. Z niezrozumiałych względów stojące na placu wielkie straszydło w postaci namiotu było zamknięte. Zasłyszana rozmowa pobliskich pań o namiocie i dziesiątkach pustych krzeseł w środku – nie dla psa kiełbasa – stwierdziła seniorka.

 

 

Uroczysta Sesja

Sesja-uroczysta-2016

Wielki Refektarz

wielka-czwórka-PO-PSL

Partyjna wierchuszka

W zasadzie relacja z tego wydarzenia nie różniłaby się od tych z kilkunastu lat poprzednich. Uroczysta sesja była zlotem koalicji PO – PSL, zasiadającym (a jak) w pierwszym rzędzie. Tegoroczny zjazd partii nader skromny. W latach ubiegłych sala pękała w szwach od lizusów i wazeliniarzy. W tym roku 30% miejsc pustych, a w czasie nader interesujących przemówień zaproszonych gości opustoszała jeszcze bardziej. Same przemowy nie warte funta kłaków, peany na cześć swą i chwałę, w zasadzie pozbawione warstwy merytorycznej. Głównym tematem było oczywiście uzdrowisko i jakże ono uzdrowi nasze miasto. Na 1 miejsce pracy w uzdrowisku powstanie kilka innych – czy tego nie słyszeliśmy w przypadku Term? Jedyne na co warto zwrócić uwagę to słowa PSL-owskiego Marszałka Brzezina – mniej więcej w tym znaczeniu (to nie jest cytat) „ wydawajcie unijną kasę jak najszybciej i na co się da, inwestuje bezsensownie bo Bruksela może nam nie dać jej całej, ze względu na wystąpienie Anglii z UE”. Była też chwile wzruszające, Burmistrz wręczył kwiaty swojej małżonce za zrozumienie i wsparcie, za to że nie ma go w domu, ale jak stwierdził to jest fajne. Kwiaty otrzymała także pani Skarbnik. Na sali zamkowej był też mąż znakomity, przybył pierwszy raz na sesję tak z ciekawości. Swoje wrażenia zapisał tak oto:

„Wiedziony nudą i ciekawością udałem się dziś na uroczystą Sesję Rady Miasta z okazji 708 rocznicy nadania mu praw miejskich. Sesja odbyła się w pięknym lidzbarskim zamku (zapraszam do zwiedzania). Frekwencja niestety nie dopisała. Większość publiki stanowili poplecznicy, totumfaccy i ci, którzy chcieli wykazać swoją gotowość i lojalność – czyli literalnie mówiąc lokalne dupolizy. Mieszkańców niezależnych i ciekawskich łącznie ze mną było zaledwie kilku. Po kilku minutach trwania sesji ta liczna nieobecność i brak zainteresowania ze strony mieszkańców przestały dziwić, albowiem konwencja tego wydarzenia niczym nie różniła się od dawnych egzekutyw PZPR. (Brak zainteresowania więc ze strony mieszkańców można poczytać za tzw. mądrość ludową). Zaczęto od propagandy sukcesu; okazuje się, ze drogi, ronda, chodniki, boiska są w XXI wieku jakimś niebywałym wymagającym uwagi osiągnięciem. Dowiedziałem się też, że miasto się rozwija- cokolwiek to znaczy, bo przecież nie ma innego wyboru. Zaintrygowała mnie wzmianka o dokonaniach pszczelarzy- bo przecież to bardzo krzepiące, że bzyczenie tudzież bzykanie wpływa na losy miasta. Ale gdy w 30 minucie doszło do wręczania jakiemuś lokalnemu politykowi, zdaje się marszałkowi województwa, jakiejś nagrody czy rangi (chyba „Przyjaciela miasta)” i zerwały się dupolizy do robienia zdjęć- musiałem opuścić niestety (ze względów estetycznych) to widowisko. Szkoda, że Wielki Refektarz lidzbarskiego zamku, który widział, gościł i zachwycał znamienitych mężów jak i ciekawych historii i wrażeń zwykłych, szarych maluczkich, stał się dziś miejscem takiej hucpy.

Na szczęście kilometr dalej rozstawiło się prawdziwe „wesołe miasteczko„”

Andrzej Ballo (wpis opublikowany na portalu Facebook)

Wpis w księdze gości lidzbarskiego zamku

Wpis w księdze gości lidzbarskiego zamku

 

Podsumowanie tychże lat rozwoju, zielonej wyspy, wciskania ciemnoty, nieoczekiwanie znalazłem w księdze pamiątkowej lidzbarskiego zamku. Jeden z gości pozostawił taki oto pamiątkowy wpis:

 

 

 

Wielki koncert

Dni-Lidzbarka-2016-koncertOd kilku miesięcy brak czasu na cokolwiek. Prace remontowe pochłaniają cały mój wolny czas. Jednak koncertu VARIUS MANX przepuścić nie można. Specjalnie tego dnia nie robiliśmy w domu obiadu, aby zakosztować karkówki z grilla, kiełbaski i innych smakołyków, jakie tradycyjnie towarzyszą imprezom masowym. O 19:30 z rodzinką pojawiamy się na boisku przy ul. Polnej. Z daleka czuć zapach pieczonego mięska, fetor taniego piwa i ruskich fajek. Po zakupie jak się okazało twardej jak podeszwa karkówki, tłustej kiełbasy i frytek smażonych na starym oleju, szukam miejsca aby przysiąść z dzieckiem i spokojnie zjeść. Z tacką w jednym ręku, z dzieckiem w drugim obszedłem wszystkie stoliki i nic. Miejsca nie ma. Może to i dobrze, bo większość gości z papierosami w zębach i kubkami z piwem. Stoły brudne, porozlewane piwo, wszędzie jakieś ohydne pety i ten unoszący się, wszechobecny fetor rozlanego piwa połączony z przenikliwym, obrzydliwym smrodem ruskich papierosów (chyba julingów). Na spokojne zjedzenie posiłku szansy nie ma. Wychodzimy i siadamy przy ogrodzeniu, na nasypie. Tutaj na trawie, z dala od jarmarcznego gwaru w końcu można coś zjeść. Niestety, jadło paskudne, na szczęście dziecko nie ma ochoty jeść. Może to i lepiej, nie będzie potem cierpiało na ból brzucha. Tradycyjne gofry jako deser również nie spełniły oczekiwań. Jakieś takie były pasujące do otoczenia. Przesiąkły wciskającą się wszędzie chińszczyzną i zwyczajnością. Zanosiło się na deszcz, wróciliśmy do domu. W przyszłym roku, Dni Lidzbarka ominiemy szerokim łukiem.

Wasz wierny czytelnik – API

 Posted by at 12:18 am