maj 252014
 

Wczorajszego majowego popołudnia udało mi się podstępem zaprosić Andrzeja Ballo na kawę i wymusić na nim wywiad. Przy bliższym poznaniu okazał się całkiem normalnym facetem. Możliwe, że to spostrzeżenie jest wynikiem działania wypitego przeze mnie piwa. W kilkukrotnej ilości. Andrzej zawsze ma coś ciekawego, nawet pikantnego do powiedzenia. Przeczytajcie co wczoraj mi powiedział.

 

Andrzej Ballo ?

Tak to ja. (śmiech) Przyłapałeś mnie pod moją własną postacią. Zazwyczaj występuje jako owłosiony chochlik czyhający na rozstajach dróg ( czytaj rondach) na wracające z Biedronki i Lidla, obładowane torbami lidzbarczanki. Zabieram im ogórki i zapałki, by nie zrobiły sobie krzywdy.

Mógłbyś poważniej ? Zachowajmy powagę godną panów w naszym wieku.

Nie. Życie jest zbyt poważne by mówić o nim poważnie- jak głosi wytarty już nieco paradoks Oskara Wilde’a. Zresztą trudno brać na poważnie to co się wokół dzieje, nie tylko w naszym warmińskim kontekście. Niestety żyjemy w oparach absurdu. Ma to swój urok ale tylko dla zewnętrznego dość pobłażliwego obserwatora. W przeciwnym wypadku absurd bardzo łatwo przechodzi najpierw w farsę a potem w tragedię. Uwielbiam Absurd ale w sztuce. Zachwycam się Ionesco, Pinterem, Adamovem czy Mrożkiem. Werbalna transpozycja absurdu i traktowanie go jako artystycznego tworzywa bawi, lecz absurd egzystencjalny prowadzi do entropii, strachu i permanentnej niepewności. 

Wiosna 2014 jest dla Ciebie bardzo pomyślna. Przed Wielkanocą ukazał się Twój siódmy tomik poetycki pt. „ Zapewne”. 12 maja ukazała się płyta Anny Jurksztowicz pt „ Poza czasem” zawierająca Twoje wiersze. Powinieneś być z siebie zadowolony. Jesteś ?

zapewneJestem zadowolony z tego, że piszę. Nie znoszę słowa sukces ale jakbym musiał go użyć to rzekłbym, że moim sukcesem jest to, że robię to co lubię, że realizuję się, że mogę się w jakiś sposób wypowiedzieć. Najczęściej jestem identyfikowany  i klasyfikowany jako poeta. Napisałem kilkanaście tomów wierszy, które są sukcesywnie wydawane ale nadal nie szafuję mianem „poeta”. Zostawiam je takim postaciom jak Herbert, Heaney, Larkin, Ashbery i wielu , wielu innym. Rzecz też nie w ilości-Bursa napisał tylko kilkadziesiąt wierszy, Kawafis ponad dwieście, Szymborska też była w tej materii dość powściągliwa. Rzecz w przekazie, w jego trafności i głębi. Mam nadzieję, że takowe walory posiadam. Posiłkuję się więc określeniem „literat”- jest bardziej adekwatne. Zwłaszcza, że uprawiam też inne formy literackie.

Coraz częściej przebywasz w Warszawie.  Czy to ma związek z pracą literacką ? Gdzie pisze Ci się lepiej ? W stolicy czy na Warmii ?

Większość moich dzieł (wybaczcie to słowo, ale pasuje mi do rzeczonego absurdu) powstała na Warmii.  Najlepiej mi się tu tworzy. Może dlatego, że nie ma tu tramwajów, przynajmniej na razie (śmiech). Rzeczywistość tutejsza, stosunki społeczne, ciekawe postaci, ludzkie perypetie- to wszystko inspiruje. Tu mam jak na dłoni wielki diapazon ludzkich spraw i historii, widzianych przeze mnie w kontekście czasu, dość długiego czasu bo dość długo tu mieszkam. Moich kilka opowiadań i sztuk teatralnych odnosi się wprost do tego szczególnego dla mnie miejsca . Warszawa z kolei to miejsce pracy scenopisarskiej, dramaturgicznej i muzycznej.

Nie zrezygnowałeś jednak z gitary na rzecz literatury ?

Gitara ma kobiece kształty i tu chyba tkwi powód (śmiech). Obecnie gram na gitarze w zespole akompaniującym Annie Jurksztowicz. Tym razem częściej na gitarze akustycznej niż elektrycznej. Gram ze świetnymi muzykami, min. z Piotrem Wromblem, którego słyszeliśmy w Lidzbarku w kwartecie Janusza Szroma. To spore wyzwanie. Nie wiem jak, ale jakoś sobie radzę (śmiech).

Jak współpracuje się z Anną Jurksztowicz ? 

Jak na razie nie odniosłem z tego tytułu żadnych obrażeń (śmiech). Anna jest świetną artystką i wytworną kobietą. Zachowuje przy tym niebywałą skromność i otwartość. To jedna Anna Jurksztowiczz ciekawszych a na pewno z jaśniejszych czy światlejszych postaci polskiej muzyki.

Właśnie, znasz wielu artystów. Kto oprócz Anny Jurksztowicz zrobił na Tobie największe wrażenie ?

Artystów jest mało. Więcej jest tzw. bohaterów sztuki. To określenie Franciszka Starowieyskiego, który dodawał iż w Polsce jest się artystą dopóki nie odniesie się sukcesu. Podpisuję się pod tym dictum.  Największe wrażenie zrobił na mnie Michał Urbaniak. Człowiek,  który jest gdzieś daleko od medialnego blichtru i merkantylnej sieczki, tak jakby posiadał inny genotyp i genus niż większość polskich artystów. Michał mimo znacznych dolegliwości codziennie ćwiczy kilka godzin na skrzypcach. W wolnych chwilach lubi moje pisanie ( śmiech). Nie tylko poezje. Następna wielka postać to muzyk Tomek Lipnicki. Człowiek odważny, podążający od lat własną ścieżką, bez żadnych skrótów. No i oczywiście Andrzej Saramonowicz,  z którym nabijamy się ze świata i z siebie, najczęściej przy stoliku w warszawskim Superiore. Najciekawszym jednak człowiekiem był mój niedawno zmarły ojciec Roland. Mam zamiar „coś” o nim napisać. Reszta też jest fajna, ale opowiem o niej w następnym odcinku ( śmiech). Zresztą wymieniłem swoich kolegów i teraz zastanawiam się czy potrzebnie ( śmiech). Wspieranie się nazwiskami innych artystów nie do końca jest estetyczne- więc wybaczcie. Podobnież niesmaczne jest wymienianie nagród i zasług. Nie dla nich przecież tworzymy.

Interesujesz się polityką ? Zaglądasz chętnie na Nasz Lidzbark, obserwujesz i komentujesz. 

Zaiste zaglądam, obserwuję i komentuję. Jednakże nie interesuję się polityką. Poza tym nazywanie pewnej aktywności społecznej polityką jest zdecydowanie na wyrost. Mam na myśli lidzbarską rzeczywistość. Politykę uprawiali Churchill, Adenauer i Mitterrand a na pewno nie uprawiają jej lidzbarscy włodarze. Właściwie nie wiem co uprawiają. Może jest to jakiegoś rodzaju sport. Mam nadzieję, że olimpijski (śmiech). Przede wszystkim prawdziwy polityk ( nie tylko polityk ale każdy rozsądny człowiek ) nie obrażałby się na jakieś forumowe komentarze. Mam na myśli krytyczne, sarkastyczne wpisy a nie bełkot frustratów. Radni, burmistrz czy starosta powinni zdawać sobie sprawę iż są osobami publicznymi, pełniącymi społeczną służbę i w związku z tym muszą liczyć się z głosami krytycznymi a nie tylko z peanami-często wymuszonymi lub wynikających z serwilizmu. Wolność słowa i poglądów to jedno z kluczowych pojęć demokracji. Kto tego nie rozumie, nie powinien pełnić żadnej społecznej funkcji. Może wróćmy lepiej do literatury.

To jakbyś to opisał literacko ? Nasz świat, naszą małą ojczyznę. Poproszę o próbkę literackiego cynizmu.

W zatęchłej prowincji, w świecie pozorów, gdzie tak naprawdę nic się nie dzieje a najbłahsze wydarzenie urasta do kosmicznych rozmiarów, z decydentami kompletnie pozbawionymi wyobraźni, wypełnionymi za to po brzegi samozadowoleniem i przekonaniem o własnej ważności, z pusta konwencjonalnością zastępującą empatię, z brakiem indywidualności kamuflowanej akceptowaniem powszechnie uznanych norm, z tupetem nuworysza, z nierzetelnością maskowaną altruizmem i chęcią pomocy, z lekceważeniem własnego słowa w dodatku z otwartą przyłbicą i z czasem, którym żonglują ci co siedzą niewiele wyżej. Tu nic nie znaczy to co znaczy. Tu obowiązuje metajęzyk prowincji.

Cyniczne, choć trudno zrozumiałe. Może trochę za dosadne, omijające konkretne osoby.

To kwestia , którą wypowiada jedna z postaci mojej sztuki. Postaci powinny być zróżnicowane, nie mogą być takie same, muszą należeć do różnych porządków, ich ruchy, ich słowa muszą wywoływać określone emocje, z którymi mógłby identyfikować się widz czy czytelnik. Całkiem jak w życiu (śmiech). Jeżeli nie istnieje ścieranie się postaw, życie staje się nieciekawe. I wcale nie myślę tu o heglowskiej dialektyce. Wszelka jednomyślność czy jednogłośność barbaryzuje i tyranizuje. Małe społeczności jak nasza powinny opierać się na dialogu i zasadzie wzajemności. Czy tak jest ? Nie wiem. Wiem tylko, że jakby życzliwość ludzka zeszła trochę na drugi plan wyparta przez egzystencjalne zmaganie się z losem i nadambicje tych, którym wydaje się, że coś im się udało, że są lepsi i zacniejsi od innych.

Widzę ,że wchodzimy na grząski grunt filozofii. Nie jestem przekonany czy jest to nam potrzebne.

Dzięki filozofii, mamy literaturę. Każdy literat jest po trosze filozofem i posiada swoją koncepcję świata i człowieka. Powinien nawet mieć aby jego pisanie było spójne. Ja tylko przedstawiam swoje widzenie świata, świata mi najbliższego, za oknem, za rogiem, za następną kartką papieru. Nie mam do tego świata większych pretensji. Do człowieka czasami mam, ale pretensje owe nie są podszyte perfidią czy nienawiścią. Najbardziej irytuje mnie arogancja naszych władz. Nie obchodzi mnie ile zarabiają, co piją i z kim. Ważne aby byli skuteczni i utrzymywali pewne proporcje, bez manifestowania i wykorzystywania swoich władczych atrybutów. Zachwianie proporcji prowadzi do arogancji a ta z kolei budzi niesmak i społeczny niepokój. Wszystkie rzeczy chcemy zatrzymać -a nuż się przydadzą. Podobnie z ludźmi, wszystko jest na wszelki wypadek. Wszyscy jesteśmy etycznymi, mentalnymi inwalidami i choćbyśmy się jak najbardziej starali nie odrosną nam „nogi”. Nawet jeżeli w swoim czy w czyimś mniemaniu nie jesteśmy kalekami to przecież nie będziemy wyżsi niż jesteśmy. Na nic obcasy czy stawanie na palcach, to tylko imitacja. Udajemy, że jesteśmy wyżsi, a skoro nie urośniemy to staramy się pomniejszać innych. To taka moja (znowu) literacka metafora naszych dążeń.

Cierpkie ale i realistyczne. Jakie masz plany na najbliższy okres ?

Chciałbym się najpierw ładnie opalić (śmiech). Spróbuję w tym roku wydać jeszcze przynajmniej dwie literackie pozycje. Niekoniecznie poetyckie. Obecnie redaguję zbiór swoich opowiadań. Ukończyłem pracę nad sztuką teatralną. O dziwo jest to kryminał, napisany na zamówienie. Kryminał- gatunek całkiem mi obcy. Wstępnie spodobał się producentowi i jest duża szansa, że jeszcze w tym roku trafi na deski teatru. Ciągle coś piszę. Sprawia mi to ogromną frajdę. Powtórzę się- literatura to moja ojczyzna. Oczywiście oprócz Warmii.

Dziękuję za wywiad . Życzę Ci powodzenia i dalszych sukcesów, nawet jak nie cierpisz tego słowa. Teraz spokojnie mogę wypić piwo.

Dziękuję i ja.  Pozdrawiam wszystkich czytelników, zarówno tych którzy czytają NL z ciekawości jak i z obowiązku.  Zachęcam przy okazji do nabycia płyty Anny Jurksztowicz „Poza czasem”. Oprócz warmińskiego akcentu są tam nuty i słowa, które pozwolą nam się chociaż na chwilę zatrzymać i skłonią nas do refleksji.

Poprzedni wywiad z Andrzejem Ballo możecie przeczytać TUTAJ

 

 

 Posted by at 6:29 pm
maj 172014
 

MAJO1632Uroczyste otwarcie i poświęcenie kwatery żołnierzy brytyjskich na cmentarzu w Markajmach połączone było z obchodami wybuchu I wojny światowej. Cała uroczystość trwała 76 minut, rozpoczęta wejściem kompanii honorowej wojska polskiego i pocztów flagowych. Następnie głos zabrał Wójt gminy pan Jankowski, który przez blisko 11 minut witał znamienitych gości m.in. Ambasadora Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej Robina Barnetta, przewodniczącego komisji Brytyjskiej Wspólnoty Narodów ds. cmentarzy wojennych generała Sir Joe Frencha, przewodniczącego Rady Gminy Tadeusza Staszewskiego, Wójta gminy Lubomino Andrzeja Mazura i wielu innych gości. Następnie pan Jankowski w swym 3 i pół minutowym przemówieniu podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do powstania nowej kwatery, dodał m.in. :

„[…] niech setna rocznica wybuchu I wojny światowej oraz restytuowana kwatera żołnierzy Brytyjskich będzie okazją do chwili zadumy i przemyśleń związanych z wydarzeniami tamtego okresu. W echa tych wydarzeń doskonale wpisuje się mądrość ze starego testamentu, że „zło jest złem, że nienawiść jest złem i że miłość jest obowiązkiem […]”.

Następnie głos zabrali zaproszeni goście, kompania honorowa oddała salwę, dzieci zapaliły znicze, odczytano nazwiska Brytyjskich żołnierzy tutaj pochowanych. Zakończeniem uroczystości było złożenie kwiatów na symbolicznym miejscu pochówku żołnierzy. Prowadząca oznajmiła, że zaproszeni goście udadzą się teraz do hotelu „Krasicki” aby kontynuować uroczystość.

Cmentarz w Markajmach, powstał w pobliżu obozu jenieckiego z okresu pierwszej wojny światowej. Spoczywa na nim prawie 3 tys żołnierzy, głównie ofiar epidemii tyfusu. Do 1945r. lokalne władze niemieckie dbały o cmentarz. Jego degradacja rozpoczęła się wraz okupacją tych ziem przez wojska sowieckie. Miejscowa ludność rozkradła elementy metalowe, zniszczono wiele kamiennych tablic, a cały teren zarósł chwastami. Dopiero pod koniec XX w. zdewastowanym cmentarzem zainteresował się historyk tych ziem pan Skowronek. Dzięki jego zaangażowaniu powstrzymano dalszą degradację terenu, częściowo przywracając cmentarz do stanu świetności. Koszt założenia i utrzymania kwatery 39-ciu żołnierzy brytyjskich w całości pokryła Komisja Wspólnoty Brytyjskiej ds. Cmentarzy Wojennych.

Kilka zdjęć TUTAJ, a poniżej materiał wideo HD– pamięci żołnierzy Brytyjskich.

Od redakcji.

Wbrew pozorom uroczystość na żołnierskim cmentarzu była niezwykle ciekawa. Uważni obserwatorzy z pewnością zauważyli, iż brytyjscy goście reprezentowali zupełnie inny poziom cywilizacyjny i kulturowy – jakże niedościgły naszemu. Zapewne byli zdziwieni niekończącemu się przedstawianiu gości i wymuszonym przy tej okazji oklaskom, tak jakby brawa należały się im za sam przyjazd. Dobrze, że nic nie rozumieli z tego co się wokół nich dzieje, byłby jeszcze większy wstyd. Brytyjczycy przywiązują ogromną wagę do szczegółów wszelkich uroczystości i pomimo drobnych wpadek – ta w Markajmach wypadła całkiem przyzwoicie. Moim zdaniem największym nieporozumieniem był sposób odczytania nazwisk żołnierzy. Mam nadzieję, że w dalszej części obchodów, jakie miały miejsce w hotelu „Krasicki”, nasi włodarze nie narobili wstydu.

 Posted by at 6:51 pm
sty 282014
 
os1

Anna Osowska podczas spotkania autorskiego

Autorka zaczęła pisać książkę w niezwykle trudnym momencie życia, jakim jest choroba nowotworowa; nie poddała się, przetrwała, by z podniesioną głową iść wciąż w stronę przyszłości. Cierpiąc po kolejnych dawkach chemii, spisywała wspomnienia, trudne decyzje, z myślą o nas, czytelnikach, by komuś w przyszłości ułatwić przejście tą jakże trudna drogą jak jest choroba. I można powiedzieć, ze zwyczajna kobieta opowiada o tym jak pokonała zwyczajną chorobę, jednak nie jest to ani zwykła kobieta, ani tym bardziej zwyczajna choroba, czego doświadczamy podczas podróży przez karty książki.

Książkę czyta się szybko, zbyt szybko, słowa, strony przelatują przez głowę niosąc wraz z sobą mnóstwo energii, wiary w lepsze jutro, w to, ze ono nadejdzie niezależnie od wszystkiego. Zwyczajna codzienność bohaterki jest naszą codziennością, zaplątaną w brak czasu, zakupy, zwykłe problemy, które dotyczą każdej z nas. Książkowa Ewa, jak i rzeczywista pani doktor jest kobietą pełną energii, czerpiącą z życia pełnymi garściami, niemal zachłannie, bez kompromisów i taryfy ulgowej. Mimo zmęczenia i drobnych dolegliwości wciąż gna do przodu, by pewnego dnia usłyszeć kilka słów, które zmienią wszystko. Jak radzi sobie z choroba lekarka, dla której ta druga strona biurka jest kompletna nowością i jak nagle zwolnic i stać się kimś zależnym od innych, słuchać jak posłuszny pacjent, dowiadujemy się wraz z Ewą przeżywając kolejny dzień, czerpiąc jej siłę, jej wiarę, i jej energię do życia. Na kartach książki autorka mówi o tym, co w życiu najważniejsze –rodzina, grono przyjaciół, radość życia i wiara w lepsze jutro – z tym nawet ciężką chorobę da się przeżyć i oswoić na tyle by dało się ja pokonać.

os3

os2

 Posted by at 11:28 pm
sty 042014
 

rmCanis familiaris. Andrzej Ballo

-Zabrania się !!! Zabraniam !!! Tak brzmi lepiej. Zabraniam spacerowania po mieście w godzinach popołudniowych, wieczornych i nocnych bez psa! –grzmiał na sesji Rady Miasta Burmistrz. Zaraz potem spadł lekki deszcz, zaaranżowany przez miejscową Straż Pożarną.

– Obywatel, który wychodzi bez psa jest podejrzewany a właściwie jest potencjalnym kryminalistą. Normalny człowiek nie wychodzi bez oczywistego powodu. Po co spacerować bez powodu po naszym mieście ? Oprócz nas tu zgromadzonych nic ciekawego w nim nie ma. Bezczynność rodzi refleksje, a one są przyczyną wielu groźnych chorób. Pies koncentruje uwagę właściciela. Pies prowadzi i zmusza do respektowania jego praw i odchodów. Człowiek bez psa głupieje i robi się arogancki. Rozgląda się bezczelnie tam gdzie nie potrzeba i dostrzega to, czego nie powinien. Niepotrzebni nam obywatele dostrzegający mankamenty czy nieudolność gospodarzy tego miasta. Spacerowanie bez psa doprowadziło do Rewolucji Październikowej a Che Guevara lubił zwierzęta tylko w garnku. Więc proszę was a wręcz zmuszam abyśmy podjęli odpowiednią uchwałę – ciągnął Burmistrz, tak jakby siebie za włosy.

– Świetna myśl- entuzjastycznie oznajmił jeden z radnych. – Burmistrz ma zawsze świetne pomysły- zdążył dodać, dosłownie na chwilę przed ejakulacją.

– Czyli jeden pies dla każdego obywatela?- Zapytała radna, która zawsze pyta.

– Niekoniecznie. Psy mogą być rodzinne lub rotacyjne. Proponuję otworzyć wypożyczalnie psów. Mamy przecież wypożyczalnie w mieście. O ile się nie mylę są to wypożyczalnie książek i łyżew- powiedział dumny z siebie burmistrz, spoglądając badawczo na nowe białe buty. Plotka głosi, że szukał pod nimi łyżew.

– Nie jeździłam nigdy na książkach, przyznaję się! – Oznajmiła radna, która w wolnych chwilach jest nauczycielką.

– Moglibyśmy połączyć wypożyczalnie książek, psów i łyżew. To przyniesie nam pewne oszczędności- powiedział młody radny z inklinacjami do nowatorskich rozwiązań, takich jak pasy startowe dla łabędzi i kaczek.

– I tak prawie nikt w naszym mieście nie czyta. Przecież pan burmistrz, zresztą bardzo słusznie, kazał posklejać kartki w najmądrzejszych książkach. Reszta to poradniki ziołolecznictwa i wiersze Broniewskiego- wydukał wiecznie wystraszony radny, który w wolnych od rajcowania chwilach pracował jako lekarz o specjalności receptolog.

– Dobry pomysł ale co z psimi kupami? Jako były rolnik proponowałbym dodawanie ich do ziemi kwiatowej. Podniesie to bujność miejscowej roślinności- zaproponował radny w gumowcach, spoglądając na nie takim samym wzrokiem jak burmistrz.

– A ja jako ekonomistka proponuję ewidencjonować psie kupy. Psia kupa jest dowodem aktywności obywatela. Na podstawie odchodów można odtworzyć będzie trasę spacerowania- ziewając zaproponowała jakaś kobieta, najprawdopodobniej będąca radną lub jedną i drugą.

– Przecież to niedemokratyczne. Nie można zmusić człowieka do posiadania psa- rzekł radny będący od czasu do czasu opozycjonistą.

– Jeżeli obywatel nie chce mieć psa to niech sam szczeka i warczy….ale bez ewidencjonowania jego odchodów – ocknęła się radna bywająca nauczycielką.

– Co znaczy „ nie chce mieć psa”? Ludzie niewrażliwi nie chcą mieć psów. Uchwała ich do tego zobowiąże. Proponuję wprowadzić kary za niesubordynację. Karą za spacer bez psa ma być zakaz wstępu do Lidla i Biedronki. Dla recydywistów karą będzie zakupienie kota- apodyktycznie odezwał się burmistrz, i tak sugestywnie, że trzech radnych schowało się pod stół.

– Głosujmy więc – gromko krzyknęli radni.

Głosowanie było jednomyślne. Od jutra obywatele mają spacerować z psami. Spacer bez psa nie jest spacerem, jest aktem wandalizmu i działaniem na szkodę demokracji. Burmistrz i radni byli z siebie dumni. To historyczna chwila. Jeszcze żadne miasto nie wpadło na podobny pomysł. Zaczynała się nowa epoka. Trzeba to uczcić. Cała komitywa ruszyła, więc na wódkę do pobliskiej restauracji. Oczywiście na koszt obywatela. Gdy tylko opuścili gmach Urzędu Miasta rzuciła się na nich sfora psów. Widocznie podsłuchiwały pod drzwiami. Potargała im buty, spodnie, kozaczki, spódnice i rękawy. Jeden z psów był tak bezczelny, że nasikał do burmistrzowskiego kapelusza. Towarzystwo z gołymi dupami wróciło do domów.

I to wszystko na koszt obywatela.

 Posted by at 12:16 pm
lis 242013
 

plakat       Przekonujemy, namawiamy, prowokujemy, nawet dobry przykład się przyda… wszystko po to, by zachęcić do czytania.

      W ramach szkolnej akcji promującej czytanie, skierowanej zarówno do dzieci jak i dorosłych, odbyły się z Zespole spotkania czytelnicze, rozdano ulotki na zebraniach z rodzicami, stworzono listę polecanych książek dla młodzieży, zorganizowano wystawki nowości w bibliotece, przygotowano plakaty i hasła. Zorganizowano również dwa przedstawienia dla szkolnej społeczności. Cel tych wszystkich działań szczytny – zachęcić do czytania książek, ukazać ich wartość, ośmielić wszystkich, którzy czytają, aby uczyli tej sztuki innych, umieli przekonać, że czytanie jest i przyjemne, i pożyteczne.

    30 października uczniowie ze szkoły podstawowej pod kierunkiem p. Bożeny Pelik- Ogonowskiej i Edyty Wlazło wystawili „Bajeczkę” . Na widowni zasiedli również rodzice trzecioklasistów, by móc podziwiać swoje pociechy w roli. Inscenizacja miała zaciekawić książkami i nakłonić dzieci do racjonalniejszego korzystania z telewizji, gier komputerowych i portali społecznościowych. Występ zaprezentowany był w zabawny sposób i wielu przypadł do gustu. Na zakończenie mali aktorzy wraz ze swoimi rodzicami zostali zaproszeni przez wychowawczynię klasy trzeciej p. Bożenę Pelik – Ogonowską na słodki poczęstunek w klasie. Poprzedniego dnia upiekły one – specjalnie na tę okazję – ciasta. 

Z kolei na „Balladynę” zaprosili dyrekcję, swoich kolegów i  nauczycieli uczniowie gimnazjum skupieni w kole teatralnym  prowadzonym przez p. Krystynę Dajnowską. Inscenizacja dramatu Słowackiego odbyła  się w GOK -u  20 listopada. Szkolni aktorzy solidnie uczyli się swoich kwestii, ćwiczyli  dykcję oraz sposób poruszania się po scenie.   Całość prezentowała się znakomicie. Oba spektakle  były dopracowane także od strony technicznej:  dobrana  muzyka, rekwizyty, kostiumy i zmieniające się dekoracje.

Nauczyciele zaangażowani w szkolną akcję mają nadzieję, że powyżej opisane działania sprawią, że więcej uczniów sięgnie po książki i znajdzie w nich coś interesującego dla siebie. Warto próbować, ponieważ młodzież rzadko ze sobą rozmawia o przeczytanych książkach. A już na pewno nie rozmawiają o nich uczniowie, którzy nie czytają wcale.

Organizatorzy

rodzice bajkowo balladyna krasnale plakat

 Posted by at 4:53 pm