mar 142013
 

Stare Dobre Małżeństwo

13 marca miałem przyjemność słuchania poezji, w muzycznych aranżacjach zespołu Stare Dobre Małżeństwo. Koncert odbył się w LDK-u, przy pełnej widowni, balkon też zajęty do ostatniego prawie miejsca. Zespół istnieje od 1984 roku, z pierwotnego składu muzyków pozostał tylko wokalista i lider Krzysztof Myszkowski. Podczas wczorajszego koncertu towarzyszyli mu Roman Ziobro i Bolo Pietraszkiewicz.

Mimo iż bilety nie były tanie (40zł) na sali komplet słuchających. Taki mały fenomen w lidzbarskim kalendarzu wydarzeń artystyczno-komercyjnych. Śpiewać na scenie każdy może, jeden lepiej inny gorzej, SDM nie musi się chwalić, oni mają po prostu talent;). Biorąc pod uwagę wiekowość zespołu, spodziewałem się na widowni ujrzeć sam „zbowid”. Tak jednak nie było i obok osób w słusznym wieku, było sporo młodych ludzi o wrażliwej duszy, bo tylko wtedy muzyka i śpiew Myszkowskiego mogą trafić gdzieś głębiej i nie jako dzwonek do telefonu.

Atmosfera na sali była naprawdę magiczna, jakże odmienna od biesiadnego nastroju podczas występów chóru czy kabaretów z UM. Są w Lidzbarku ludzie ceniący poezję, szczególnie kiedy podawana jest w tak wyśmienitej oprawie. Nic się nie zepsuło, dźwięk i brzmienie instrumentów takie jak być powinno. Oby więcej takich koncertów.

Poniżej kilka zdjęć z koncertu.

 

 

 

 Posted by at 10:45 am
mar 042013
 

29 Święto Kaziukowe już za nami. Impreza zorganizowana pod patronatem marszałka senatu Bogdana Borusewicza, który to osobiście zaszczycił swym jestestwem nasze miasto. Został przyjęty przez władze jak członek rodziny, traktowany na równi z „capo di tutti capi”, w końcu to człowiek platformy. Pan Borusewicz przebywając w LDK-u miał swojego ochroniarza. Reszta świty podążała za nim, nie odstępując na krok.

Taki mały rys historyczny dla osób średnio zorientowanych. Nazwa „Kaziuki” przyjęła się od imienia św. Kazimierza patrona Litwy. Obchody jego święta są 4 marca, towarzyszyły im odpusty i jarmarki w Wilnie, podczas których sprzedawano obwarzanki, pierniki i palmy. Ludność haniebnie przesiedlona z Litwy po drugiej wojnie światowej, osiadła miedzy innymi na terenie Lidzbarka Warmińskiego. Wraz z nimi przywędrowała tradycja, kultura, a przede wszystkim kuchnia. Stąd moje uwielbienie dla pierożków wszelkiej maści. Moja mama urodziła się w Wilnie, wówczas jeszcze polskim mieście. Moi dziadkowie posiadali okazałą kamienicę na ulicy Ostrobramskiej, w której prowadzony był rodzinny zakład krawiecki. Wszystko to przepadło bezpowrotnie i bez jakiegokolwiek odszkodowania. Dorobek kilku pokoleń mojej rodziny legł w gruzach.

Podczas 29 Kaziuków, wystąpiła nasza „Perła Warmii” – oczko w głowie pani Adamczyk. Niech nikt nie waży się zakwestionować doskonałości tego zespołu w obecności pani Joli, bo dostanie bolesny cios łokciem w żebra. Dla mnie ozdobą tej imprezy był występ Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia”.

Był tradycyjny jarmark i nieodłącznie towarzyszący mu ścisk, miejsca mało, ludzi masa. Dobrze, że nasz Artur swoim ciałem udrażniał przejście dla pana Borusewicza wśród gawiedzi.

W przerwie koncertu, był pyszny poczęstunek dla najważniejszych gości, jedzonko tradycyjnie przygotowały panie z koła gospodyń z Babiaku. Po posileniu się, najważniejsi tego miasta wrócili na salę koncertową oglądać popisy tancerzy lub odbyć zasłużoną drzemkę.

Zasłużona drzemka zasłużonego.

Co zostało na stołach, mogli zjeść zwykli mieszkańcy miasta. Klasą okazała się babka ziemniaczana w sosie grzybowym i kołduny w rosole. Nie zabrakło też tortu, ciasta, pierożków wszelakich i napitku ognistego, coby trawienie pobudzić po obfitym posiłku.

Gala w Lidzbarku Warmińskim, zakończyła się dokładnie o 15: 10, artyści musieli zdążyć dojechać do Bartoszyc, aby tam zatańczyć i zaśpiewać.

 

Bardzo amatorskie zdjęcia z Kaziuków umieściłem TUTAJ

 

 

 

 

Wcześniej tego samego dnia, odbył się wernisaż malarstwa „Artyści szkoły wileńskiej XIX/XX wieku w zbiorach Muzeum Warmii i Mazur.

W 18-tym wieku (piszę arabskimi, bo czytelniej), Wiedeń znajdował się w europejskim centrum kulturalnym. Tworzyli tam swoje dzieła Beethoven i Mozart. Ich patronem „medialnym” był Cesarz Józef II. To na jego zamówienie powstawały najwspanialsze dzieła muzyki poważnej. Umuzykalniony Cesarz, zawsze bywał na premierach dzieł mistrzów wiedeńskich. Od jego zachowania się, zależało, czy dana opera ma szanse, czy zostanie zdjęta z afisza. Pierwsze ziewnięcie Józefa, oznaczało kilka tygodni grania opery, dwa ziewnięcia to kilka dni, po 3 cesarskich ziewach zdejmowano sztukę od razu. Aż boję się pomyśleć, co by było, gdyby z nudów cesarz opuścił widownię. Autora sztuki powieszono by?

Moim obowiązkiem jest choć wspomnienie o tym wernisażu, wyszukiwarki internetowe zindeksują tekst i zdjęcia. Po latach, będzie można dotrzeć do tego materiału, zobaczyć jak to wszystko wyglądało w lidzbarskim zamku.

Na otwarcie wystawy, przybyli znakomici goście w tym marszałek (tylko województwa), pan Protas z małżonką. Kilka słów powiedział kierownik Strutyński, ktoś jeszcze kilka słów, po czym mikrofon zaczęła okupować pani Grażyna Prusińska – kustosz wystawy. Nie mogę powiedzieć, że mówiła od rzeczy, wręcz przeciwnie, przekazywała ogrom wiedzy słuchającym. Na początku, słuchałem tej pani z zaciekawieniem, potem już ze zdziwieniem. 40-minutowy monolog, w dodatku z sensem, wymaga oceanu wiedzy. Nie wszyscy zebrani wytrzymali do końca wystąpienia pani Grażyny, po 20 minutach część słuchaczy rozpełzła się oglądać wystawę, ogólny gwar rósł z minuty na minutę. Niektórzy spoglądali w stronę stołu cateringowego, na którym była kawa, herbata i ciasteczka. Dobre wychowanie, lub „kultura” nie pozwalały jednak na konsumpcję w trakcie prelekcji. Jako człowiek pozbawiony obydwu tych cech, nalałem sobie kawy, trochę cukru dodałem. Jakbym otworzył puszkę  Pandory. Nagle zaczęło brakować miejsca przy stole, prawie nikt już nie słuchał pani Prusińskiej. Nawet pan Protas nie wytrzymał i opuścił nielicznych już słuchających. To źle wróży dla pani kustoszJ

Amatorskie zdjęcia jakie udało mi się zrobić umieściłem TUTAJ

 Posted by at 3:46 pm
lut 242013
 

Pastor Jerzy Puszcz

23 lutego na sali głównej LDK-u, kosmologia spotkała się z muzyką elektroniczną. Pastor Jerzy Puszcz wygłosił prelekcję, w której poruszył tematy „kosmiczne”, mówił o powstaniu ziemi, teorii Einsteina, Koperniku, kosmosie i teologii. Widownia wydawała się rozumieć o czym mówi pastor, pomimo nieco chaotycznego biegania pastorowych myśli. Przynajmniej robili dobrą minę. Okazją do zorganizowania imprezy było zakończenie Międzynarodowego Roku Astronomii i rocznica urodzin Kopernika.

Jerzy Puszcz to wybitnie ciekawy mieszkaniec naszego miasta. Skarbnica wiedzy na każdy temat, postać nietuzinkowa, z którą warto się zaprzyjaźnić. Każde spotkanie z pastorem Puszczem, choćby przypadkowe gdzieś na mieście, zamienia się w dłuższą rozmowę, choć trafniejszym określeniem byłby monolog. Pastora znam osobiście od 24 lat i tę znajomość uważam za zaszczyt. Postać to nietuzinkowa, jest solą tej ziemi.

Po prelekcji, przyszedł czas na muzykę w wykonaniu Tomka Kułdo, przy pięknej wizualizacji na wielkim ekranie. Jak to często bywa, coś nawaliło, coś zakłóciło koncert. LDK cierpi na brak normalnego sprzętu nagłaśniającego. Większość z tego, co obecnie znajduje się na głównej sali jest stara i zużyta pod względem technicznym. Awarie są bardzo częste. Czas pomyśleć panie burmistrzu o zakupie nowego cyfrowego miksera i komplecie kabli akustycznych. Bez tego może paść jakaś płomienna przedwyborcza kampania.

Ogólne wrażenie było dość pozytywne, warto wybrać się na taki happening dla pobudzenia szarych komórek. Bardzo denerwował mnie jeden człowiek przebywający na sali. Ciągle robił zdjęcia i raził co chwilę mnie i resztę słuchaczy potężnym błyskiem z lampy. Przy takich okazjach światło było specjalnie przygaszone, aby stworzyć klimat i dać szansę rzutnikowi do pokazania czegokolwiek na ścianie. Używanie lampy błyskowej jest w takiej sytuacji barbarzyństwem i świadczy o niskim ….

 

Udało mi się zrobić kilka zdjęć bez oślepiającego błyskania lampą, są TUTAJ

 Posted by at 5:23 pm
lut 042013
 

Arkadiusz Jakszewicz „Jaksa” w monologu Woody Allena

W miniony weekend w Lidzbarku Warmińskim miały miejsce dwa ciekawe wydarzenia kulturalne. Pierwsze z nich to koncert znakomitego bluesmana Dave Ellisa ze swoim „Blues Bandem” w składzie Łukasz Gorczyca – gitara basowa, Bogdan Tchórzewski – perkusja. Drugie z nich to „Wieczór Monologu” w wykonaniu  „Cafe Szafa”, m.in. Michała Krzywdzińskiego, Alicji Andrzejewskiej, Arkadiusza Jakszewicza. Całość zręcznie zaaranżowana w przytulnej scenografii galerii LDK-u.

Tak lakoniczną informacją też można podzielić się z czytelnikami, nie posiada ładunku emocjonalnego, nie zawiera choćby kilku słów krytyki. Bardziej pasuje ona do jakiegoś serwisu, krótka i zdawkowa. Nikt nie zginął, nikt się nie spalił (nie licząc wzmacniacza gwiazdy wieczoru bluesowego), więc nie ma sensacji. Opisując w ten sposób wszelkie wydarzenia, strona ta stała by się kolejnym nudnym serwisem informacji lokalnych. Po jakimś czasie zapomniana i zarzucona przez swoich autorów. Rozsądniejszym, więc będzie nadać tym informacjom bardziej emocjonalny ładunek, przyjmując formę bloga niż serwisu stricte informacyjnego. Opis wydarzenia poprzez pryzmat osobistego zabarwienia daje zdecydowanie większe spektrum oddziaływania na czytelnika, a co za tym idzie podnosi atrakcyjność strony. Użytkownik chętniej zagląda i czyta takie informacje.

Teraz miałem napisać informację o tych wydarzeniach ponownie z zawartym osobistym ładunkiem emocjonalnym. Nie czynię tego, gdyż musiałby popełnić kilka niecenzuralnych słów pod pewnymi adresami. Końcowa konkluzja jest taka, iż kultura w Lidzbarku umiera w konwulsjach (dużo słów na K). Aktorzy i muzycy stanęli na wysokości zadania, dali znakomite widowisko. Lecz kto się tym interesuje? Zdecydowanie więcej ludzi było na ulicy Orneckiej podczas pożaru niż razem wziętych widzów zeszłotygodniowych wydarzeń kulturalnych.

 

Kilka zdjęć z obu imprez można znaleźć TUTAJ

 Posted by at 7:59 pm
lis 282012
 

W małym Lidzbarku na Warmii w listopadzie zdarzyła się Październikowa Rewolucja Teatralna. Na co dzień miasteczko jest senne i nudne, z pozoru banalne w swej prostocie i niesamowicie podobne do wielu innych małych miejscowości. Jak wszędzie są tu ulice, chodniki, parki i mury.  A za murami i na ulicach są LUDZIE. I to właśnie w tych ludziach tkwi siła i moc, bo miasteczko, tylko pozornie jest zwyczajne. Bardziej uważny obserwator znajdzie tu wszystko to, co ludziom do szczęścia potrzebne i nawet nieco więcej –opłaca się więc tu żyć i rozwijać się. Tę pozorna nudę pracowicie i skutecznie rozwiewa Stowarzyszenie Miej Marzenia. Tym razem ich Teatr Jak Marzenie zaprosił nas na rewolucję. Teatralną. Przez dwa popołudnia my, jako widzowie mogliśmy obcować ze Sztuką Wyjątkową. Wyjątkową, dlatego że wykonana przez naszych znajomych, rodzinę, kolegów. Wyreżyserowana również przez znaną i lubianą Jasię Tomaszewską. I to wszystko złożone razem daje nam efekt w postaci gromkich braw na koniec spektaklu. Znaczy: podobało się.

Pierwszy wieczór to Gombrowicz i Bardijewski. Jakże różni od siebie i jak genialnie opowiedziani przez Jasię i jej aktorów. Prosta scenografia nie zakłócała odbioru i pozwalała na popuszczenie wodzów wyobraźni, co potęgowało magię wieczoru i zapewniało maksimum pozytywnych wrażeń. Gombrowicz zabawny, groteskowo ukazujący wady i zalety społeczeństwa, w którym żyjemy, traktujący świat z przymrużeniem oka.  „Lalki, moje ciche siostry” Bardijewskiego to studium człowieka, jego myśli, uczuć, marzeń. Opowieść o samotnej kobiecie, dla której całym światem są lalki, jej całe życie, zarazem smutne i radosne, pełne wyimaginowanych zdarzeń i jej wiara w to, co można zdziałać siłą umysłu. Trzy fragmenty, dwa światy, doskonale znane, jakby zza ściany, od sąsiadów. Każdy z nas zna kogoś podobnego do postaci ze sceny. Tu w naszym małym sennym miasteczku spotykamy takich ludzi codziennie, mijamy ich w porannej kolejce po bułki i gazetę, a zdarza się, że to właśnie nas los obdarzył taką osobowością.

Dzień drugi w całości poświęcony „Pocztówkom z Grecji” w mistrzowskim wykonaniu Gosi Żamejć. Sama na scenie wśród kilku rekwizytów przeniosła nas na godzinę w zupełnie inny świat, pokazała nam kobietę targaną uczuciami, emocjami, która zaczyna podejmować decyzje zmieniające jej życie na lepsze. Oswaja swoje lęki i obawy i wzorem Małego Księcia staje się za nie odpowiedzialna, co wychodzi jej tylko na dobre. Zabawna urlopowa przygoda, która ostatecznie spowodowała, że główna bohaterka przejęła stery życia w swe dłonie i wypłynęła na spokojne wody szczęśliwości.

Dwa wieczory upłynęły spokojnie, kulturalnie, miło. Aż żal, że takie spotkania nie odbywają się co miesiąc, byłoby to takie małomiasteczkowe lekarstwo na szarą codzienność. To ważne, by w codziennych zmaganiach z trudnościami znaleźć czas na odrobinę luksusu, jakim była Październikowa Rewolucja Teatralna.

W Rewolucji Teatralnej udział wzięli: charyzmatyczna przewodnicząca Stowarzyszenia, małe senne miasteczko (bo takie są najlepsze), LUDZIE o gorących sercach i zawsze chętni, by zrobić COŚ i mieszkańcy czyli ci, dla których można to robić. My w naszym małym Lidzbarku mamy to wszystko i nie zamierzamy nikomu oddać.

Recepta na sukces: wystarczy mieć marzenie, i odrobinę odwagi by je spełnić.

Zdjęcia są TUTAJ

 Posted by at 10:21 pm