Nie jestem dziennikarzem, nie posiadam umiejętności pisania artykułów czy felietonów. Nie należy więc oczekiwać w moich tekstach jakiejś głębszej logiki, czy poprawnej interpunkcji. Z języka polskiego ledwo miałem ocenę dostateczną na maturze, potem studia czysto techniczne (informatyka na WSiSiZ przy PAN w Warszawie) nie pogłębiły wiedzy z tego tajemniczego dla mnie języka. Więc nie mam za złe, kiedy czytelnicy wykpiwają styl mojego „dziennikarstwa”. Jednak nie wstydzę się swojej pisaniny. Daje mi ona taką odskocznię od życia codziennego, na godzinkę czy dwie przenoszę się do świata zarezerwowanego wyłącznie wielkim tego świata. Wydaje mi się przez krótką chwilkę że jestem znanym pisarzem i za jakiś czas dostanę nagrodę Pulitzera (ha, ha). Zapraszam wszystkie osoby krytykujące mnie do napisania własnego felietonu, artykułu i zamieszenie go na stronie. Bardzo chętnie zaczerpnę z ich tekstów wszystko co najlepsze w języku polskim, będzie to dla nie bardzo cenna nauczka. Wystarczy się zarejestrować jako użytkownik, wtedy można samodzielnie dodawać nowe wpisy do strony. Zapraszam do współpracy autorów.
Oj, znowu nie na temat zacząłem tę tanią pisaninę. Dawno temu, kiedy chodziłem jeszcze do szkoły podstawowej, zmuszano nas do chodzenia na tzw. Filharmonię (?). To była ciężka kara dla uczniów, słuchać jakichś tam dyrdymałów. Raz tylko było ciekawie, kiedy zaprezentowano nam muzykę elektroniczną. Do dzisiaj pamiętam, wielki głośnik basowy, przed którym usiadłem w pierwszym rzędzie. Niesamowite przeżycie jak dla mnie. Cała rzecz działa się w LDK-u. Już ówczesne władze partyjne uznały, że należy edukować dzieci od najmłodszych lat. Wtedy wydawało mi się to koszmarem, teraz uważam, że był to znakomity pomysł. Coś mi z tamtych lat zostało, obcowanie z orkiestrą czy kwartetem smyczkowym zasiało maleńkie ziarenko kultury muzycznej w mojej pustej głowie. Powinno ono się dobrze rozwinąć, w końcu miejsca w czaszce miałem pod dostatkiem, jednak tę pustkę zapełniła miłość do komputerów, kabelków i wszystkiego, co elektryczne. Zostało tam jeszcze wiele wolnej przestrzeni do wykorzystania. Powoli zapełnia się ona pociągiem do dziennikarstwa. Jednak tempo, w jakim to się dzieje, przypomina picie piwa przez pipetę.
Według mnie, zorganizowanie wieczorów jazzowych przypomina nieco tamtą wczesnoszkolną edukację muzyczną. Coś tam w głowach pozostanie tym, co mieli przyjemność słuchania tak wielu znakomitych wykonawców. Nie samym chlebem człowiek żyje, więc nieomylna władza zafundowała pokarm też i dla duszy swoim poddanym. Miała ona ułatwione zadanie, bo to sami mieszkańcy sfinansowali tę imprezę. Przyjemne połączone z pożytecznym. Później będą powody do chwalenia się imprezą. Cały splendor spływa na burmistrza, zachowuje się on jakby to za swoje pieniądze wszystko sfinansował. Zupełnie zapomina, że nie jest osobą która wytwarza jakiekolwiek dobra konsumpcyjne. Jest beneficjentem podatkowym, jak i cała jego ferajna. Nieco pokory by się przydało. Sam pomysł zorganizowania wieczorów jazzowych jest bardzo dobry. Nie mam nic przeciwko nim. Odrobinę niefortunne miejsce wybrano dla tej imprezy. Zgiełk z pobliskiej pierogarni czasami skutecznie zagłuszał muzykę. Podobnie przeszkadzała dzieciarnia skacząca i biegająca pod namiotem. Panie i Panowie, to były koncerty, a nie plac zabaw. Tego niestety nie dało się wyedukować rodziców pod tym względem. Być może, spotykając się z taką obcą dla siebie formą kultury, nie wiedzieli jak się zachować? Skąd mogli wiedzieć, że nie powinno się pozwolić dzieciom zakłócać koncertu? Może na to kiedyś jeszcze przyjdzie czas.
Co do zaproszonych wykonawców, jazz ma niejedno oblicze. Zespoły i wykonawcy zaprezentowali cały przekrój muzyczny gatunku. Byli bardziej i mniej znani muzycy. Spośród 14-tu wieczorów jazzowych najbardziej podobał mi się występ Ewy Bem, „Retro Funk”, „Siergiej Kriuczkov & Riverboat Jazz Ramblers” i „Atom String Quartet”. Najbardziej znaną i rozpoznawalną postacią była oczywiście Ewa Bem. Ikona polskiego jazzu, znakomita piosenkarka, karierę rozpoczęła w czasach, kiedy większości słuchających jej występu lidzbarczan nie było jeszcze na świecie. Wystąpiła też w kilku filmach, między innymi w kultowym „Miś” Stanisława Barei. Znana i ceniona jest w całym świecie muzycznym.
Pośród pozostałych wykonawców, na uwagę zasłużyli Paweł Kaczmarczyk i Jorgos Skolias, którzy specjalnie na ten koncert połączyli swe muzyczne talenty. Wspomnieć należy też o mniej znanych, takich jak Piotr Filipowicz z zespołem, którzy znakomicie zagrali własne aranżacje muzyki Michela Jacksona, czy też Leszek Możdżer grający ciekawie na fortepianie.
Występ Pawła Kaczmarczyka był koncertem zamykającym pierwsze wieczory jazzowe w Lidzbarku Warmińskim. Mam nadzieję, że w przyszłym roku Burmistrz (obecny czy też nowy, słyszałem że szykuje się referendum za odwołaniem obecnego) będzie kontynuował ten pomysł dalej. Tylko lokalizacja imprezy koniecznie powinna być zmieniona.
Byłem na wszystkich koncertach z cyklu „Lidzbarskie Wieczory Jazzowe”, na dowód tego mogę przedstawić zdjęcia ze wszystkich koncertów, są TUTAJ