mar 042013
 

29 Święto Kaziukowe już za nami. Impreza zorganizowana pod patronatem marszałka senatu Bogdana Borusewicza, który to osobiście zaszczycił swym jestestwem nasze miasto. Został przyjęty przez władze jak członek rodziny, traktowany na równi z „capo di tutti capi”, w końcu to człowiek platformy. Pan Borusewicz przebywając w LDK-u miał swojego ochroniarza. Reszta świty podążała za nim, nie odstępując na krok.

Taki mały rys historyczny dla osób średnio zorientowanych. Nazwa „Kaziuki” przyjęła się od imienia św. Kazimierza patrona Litwy. Obchody jego święta są 4 marca, towarzyszyły im odpusty i jarmarki w Wilnie, podczas których sprzedawano obwarzanki, pierniki i palmy. Ludność haniebnie przesiedlona z Litwy po drugiej wojnie światowej, osiadła miedzy innymi na terenie Lidzbarka Warmińskiego. Wraz z nimi przywędrowała tradycja, kultura, a przede wszystkim kuchnia. Stąd moje uwielbienie dla pierożków wszelkiej maści. Moja mama urodziła się w Wilnie, wówczas jeszcze polskim mieście. Moi dziadkowie posiadali okazałą kamienicę na ulicy Ostrobramskiej, w której prowadzony był rodzinny zakład krawiecki. Wszystko to przepadło bezpowrotnie i bez jakiegokolwiek odszkodowania. Dorobek kilku pokoleń mojej rodziny legł w gruzach.

Podczas 29 Kaziuków, wystąpiła nasza „Perła Warmii” – oczko w głowie pani Adamczyk. Niech nikt nie waży się zakwestionować doskonałości tego zespołu w obecności pani Joli, bo dostanie bolesny cios łokciem w żebra. Dla mnie ozdobą tej imprezy był występ Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia”.

Był tradycyjny jarmark i nieodłącznie towarzyszący mu ścisk, miejsca mało, ludzi masa. Dobrze, że nasz Artur swoim ciałem udrażniał przejście dla pana Borusewicza wśród gawiedzi.

W przerwie koncertu, był pyszny poczęstunek dla najważniejszych gości, jedzonko tradycyjnie przygotowały panie z koła gospodyń z Babiaku. Po posileniu się, najważniejsi tego miasta wrócili na salę koncertową oglądać popisy tancerzy lub odbyć zasłużoną drzemkę.

Zasłużona drzemka zasłużonego.

Co zostało na stołach, mogli zjeść zwykli mieszkańcy miasta. Klasą okazała się babka ziemniaczana w sosie grzybowym i kołduny w rosole. Nie zabrakło też tortu, ciasta, pierożków wszelakich i napitku ognistego, coby trawienie pobudzić po obfitym posiłku.

Gala w Lidzbarku Warmińskim, zakończyła się dokładnie o 15: 10, artyści musieli zdążyć dojechać do Bartoszyc, aby tam zatańczyć i zaśpiewać.

 

Bardzo amatorskie zdjęcia z Kaziuków umieściłem TUTAJ

 

 

 

 

Wcześniej tego samego dnia, odbył się wernisaż malarstwa „Artyści szkoły wileńskiej XIX/XX wieku w zbiorach Muzeum Warmii i Mazur.

W 18-tym wieku (piszę arabskimi, bo czytelniej), Wiedeń znajdował się w europejskim centrum kulturalnym. Tworzyli tam swoje dzieła Beethoven i Mozart. Ich patronem „medialnym” był Cesarz Józef II. To na jego zamówienie powstawały najwspanialsze dzieła muzyki poważnej. Umuzykalniony Cesarz, zawsze bywał na premierach dzieł mistrzów wiedeńskich. Od jego zachowania się, zależało, czy dana opera ma szanse, czy zostanie zdjęta z afisza. Pierwsze ziewnięcie Józefa, oznaczało kilka tygodni grania opery, dwa ziewnięcia to kilka dni, po 3 cesarskich ziewach zdejmowano sztukę od razu. Aż boję się pomyśleć, co by było, gdyby z nudów cesarz opuścił widownię. Autora sztuki powieszono by?

Moim obowiązkiem jest choć wspomnienie o tym wernisażu, wyszukiwarki internetowe zindeksują tekst i zdjęcia. Po latach, będzie można dotrzeć do tego materiału, zobaczyć jak to wszystko wyglądało w lidzbarskim zamku.

Na otwarcie wystawy, przybyli znakomici goście w tym marszałek (tylko województwa), pan Protas z małżonką. Kilka słów powiedział kierownik Strutyński, ktoś jeszcze kilka słów, po czym mikrofon zaczęła okupować pani Grażyna Prusińska – kustosz wystawy. Nie mogę powiedzieć, że mówiła od rzeczy, wręcz przeciwnie, przekazywała ogrom wiedzy słuchającym. Na początku, słuchałem tej pani z zaciekawieniem, potem już ze zdziwieniem. 40-minutowy monolog, w dodatku z sensem, wymaga oceanu wiedzy. Nie wszyscy zebrani wytrzymali do końca wystąpienia pani Grażyny, po 20 minutach część słuchaczy rozpełzła się oglądać wystawę, ogólny gwar rósł z minuty na minutę. Niektórzy spoglądali w stronę stołu cateringowego, na którym była kawa, herbata i ciasteczka. Dobre wychowanie, lub „kultura” nie pozwalały jednak na konsumpcję w trakcie prelekcji. Jako człowiek pozbawiony obydwu tych cech, nalałem sobie kawy, trochę cukru dodałem. Jakbym otworzył puszkę  Pandory. Nagle zaczęło brakować miejsca przy stole, prawie nikt już nie słuchał pani Prusińskiej. Nawet pan Protas nie wytrzymał i opuścił nielicznych już słuchających. To źle wróży dla pani kustoszJ

Amatorskie zdjęcia jakie udało mi się zrobić umieściłem TUTAJ

 Posted by at 3:46 pm
mar 022013
 

Pożar budynku w Lidzbarku Warmińskim.

Tym razem ogień strawił duży budynek przy ulicy Polnej w Lidzbarku Warmińskim. Za dawnych czasów odbywały się tam zajęcia praktyczne Zespołu Szkół Rolniczych, obecnie budynek wygląda na opuszczony i niezagospodarowany. Widnieje na nim tabliczka o możliwości zawalenia się. Pierwsze jednostki straży pożarnej przybyły na miejsce około godziny 16-tej. Nieco później dołączyły do nich wozy z ochotniczej straży pożarnej (domniemywam po ich stanie technicznym).  W sumie doliczyłem się 6 wozów bojowych, biorących aktywny udział w akcji gaszenia. Dach i konstrukcja drewniana spłonęła prawie w całości. Do późnych godzin wieczornych trwało dogaszania pogorzeliska. Szczęściem nie było nikogo wewnątrz, tuż przy budynku znajduje się duży zbiornik wodny, który stanowił znakomite źródło zaopatrzenia w medium gaśnicze.

Poniżej fragment akcji gaśniczej i kilka zdjęć, które są galerii o TUTAJ

 Posted by at 7:50 pm
lut 132013
 

znak: uwaga pedofil

Mieszkańcy Lidzbarka Warmińskiego z trwogą opowiadają o grasującym w ich mieście pedofilu. Ponoć miał on zbiec ze szpitala psychiatrycznego w Olsztynie, co jeszcze bardziej rozbudza ludzką wyobraźnię. Nie dość że chory umysłowo, to jeszcze pedofil! Taka sensacja wybuchła wśród bogobojnych lidzbarczan, a szybkość rozprzestrzeniania się tej informacji dorównywała prędkości dźwięku w próżni.

W zamieszkujących to miasto obywatelach zauważam głód czarnych wiadomości. Informacja o czymś złym jest lepsza od żadnej, a na pewno ma większą wartość od dobrych nowin. Karmienie się czyimś nieszczęściem jest chlebem powszednim naszego małego społeczeństwa. Pobudza wyobraźnię, zbliża ludzi do siebie. Ileż to osób musi się spotkać, aby porozmawiać o tym pedofilu, w domyśle wyobrażając sobie czyjeś dziecko w jego brudnych łapach. Ludzie wręcz pragną aby dokonał jakiejś zbrodni, jednak w „oficjalnych” wypowiedziach stwierdzą, „jak to dobrze że go złapali”.

Plotka rozgłoszona dzisiejszego poranka, obiegła Lidzbark już kilkakrotnie. Zdążyła dotrzeć do szkoły, gdzie nauczyciele podczas zajęć popołudniowych proponowali rodzicom osobiste odbieranie dzieci. Gdyby był choć cień prawdy w informacji o pedofilu, uznałbym działanie pedagogów za bardzo przemyślane i roztropne.

W tworzeniu plotek i sensacji mieszkańcy Lidzbarka są niezrównanymi mistrzami. Powinno się wprowadzić taką dyscyplinę olimpijską „tworzenie nieistniejących informacji na czas i na dochodzenie”. W mieście rozjaśniałoby wtedy od zdobytych złotych medali. Prawda jest jednak o wiele smutniejsza, głód czyjegoś nieszczęścia świadczy o bardzo niskim poziomie rozwoju cywilizacyjnego naszych obywateli. Ludzie skamlający o pracę, czy też kurczowo trzymający się jej, aby móc zarobić na jedzenie i na nic więcej to większa część mieszkańców Lidzbarka. Zawodzą wtedy odruchy społeczne jak współczucie czy empatia. Strach przed spóźnieniem się do pracy, czy też radość z czyjegoś nieszczęścia nie pozwala na zatrzymanie się i pomoc innemu kierowcy, który rozpaczliwie próbuje uruchomić silnik w samochodzie stojącym na rondzie. To nic, że blokuje ruch na nim, lepiej jakoś objechać po krawężnikach i zapomnieć o tym (sytuacja rzeczywista  sprzed tygodnia na rondzie Olsztyńska/Poniatowskiego). Jakoś nie mogłem obojętnie przejechać obok potrzebującego.

Nie winię tu mieszkańców miasta, są tylko ofiarami systemu, w którym żyjemy. Rząd upodlił swych obywateli na tyle, żeby zabić w nich ludzkie odruchy godne człowieka cywilizowanego. Takich ludzi władza nie potrzebuje, łatwiej utrzymać władzę dzięki strachowi i szykanom. Obawa przed utratą pracy jest doskonałą metodą podporządkowania obywateli. Jednak ci szczęśliwcy, którzy dzięki milczeniu pracują, dostają tylko tyle aby starczyło na jedzenie bez opcji wolnego czasu na myślenie.

Na zakończenie pragnę zdementować informację o groźnym zbiegu ze szpitala psychiatrycznego. To czysta fikcja, którą udostępniły ibuki, sosny i świerki.

 Posted by at 9:26 pm
lut 122013
 

Po raz kolejny żołnierze przyłączyli się do akcji poszukiwania śladów prowadzących do odnalezienia zaginionej Karoliny. Pomimo skrajnie niekorzystnych warunków terenowych, wojacy brnęli brzegiem Łyny, od mostku koło szpitala aż po Koniewo. Na szczęście nie znaleźli niczego co wskazywałoby na to iż dziewczyna jest w wodzie.

 Posted by at 9:10 pm
lut 112013
 

Potyczka pod Heilsbergiem

Stali bywalcy galerii naszlidzbark.pl od razu zauważają tam nowe zdjęcia. Nie potrzeba im linka ze strony, są wyczuleni na nowości. Zdjęcia z potyczki w Heilsbergu zamieściłem wieczorem, a już po kilku minutach pojawili się pierwsi oglądający (jak się domyślam pierwszym gościem była niewiasta, ta co sztandar trzymała). Właśnie o tym wydarzeniu wypada napisać słów kilka, i nie tylko mając wzgląd na dosłowną głośność tego historycznego wydarzenia. Co prawda rozmach przedsięwzięcia jakby zmalał, za to wzrosła jego atrakcyjność ze względu na nową przemyślaną lokalizację. Piętą achillesową poprzednich inscenizacji, był ogólny chaos na polu bitwy co może było bliższe prawdzie  historycznej lecz szkodliwe dla zrozumienia przebiegu potyczki.

Zbrojne starcie jakie mieliśmy okazję oglądać przy LDK-u, organizuje się dla publiczności a nie dla samej idei. Po to ogłasza się datę i miejsce tego wydarzenia, aby przyciągnąć publiczność. Im więcej ludzi będzie podziwiać zmagania żołnierzy, tym chętniej znajdują się sponsorzy aby finansować taką imprezę. Wybór nowego miejsca potyczki jest słuszną decyzją. Widzowie dokładnie wiedzieli gdzie znajdują się wojska francuskie, a gdzie rosyjsko-pruskie. Widać było jedną „linię frontu”, obronę stanowisk armatnich i ich zdobycie. Ludzie lubią klarowne sytuacje, tu nasi a tam wrogowie. Podoba mi się ta nowa koncepcja organizacyjna, podnosi ona atrakcyjność i medialność potyczki. Mam ogromną nadzieję, iż „wielka” bitwa pod Heilsbergiem, która odbędzie się w czerwcu przyniesie podobne zmiany organizacyjne. Podobno ma odbyć się w pobliżu jeziora Wielichowskiego, pirotechnika w wodzie może dać ciekawe efekty wizualne i kulinarne przy okazji.

PS

Wiem, że ten temat nie jest obecnie na topie w lidzbarskiej lidze plotkujących, lecz życie brnie dalej i nie należy stać w miejscu. Szczególną głupotą jest publikowanie „newsów”, które nic nie wnoszą, a mają na celu podnoszenie oglądalności strony żerując na najniższych instynktach ludzkich.

Kilka średnio udanych zdjęć można zobaczyć TUTAJ

 Posted by at 10:15 pm