Poniższy tekst jest moją prywatną opinią i nie może być kwalifikowany jako tekst prasowy w rozumieniu prawa.
O wyborach do Europarlamentu powiedziano już chyba wszystko. Media bombardują nas liczbami, słupkami, wykresami – do znudzenia powtarzając to samo. Warto tylko wspomnieć o największym zwycięzcy, czyli o Januszu Korwinie-Mikke. Mimo negatywnej kampanii medialnej, kreowaniu go na osobę niezrównoważoną psychicznie, właśnie to on jest głównym wygranym. Co drugi młody człowiek oddał swój głos właśnie na Korwina. Jest to swojego rodzaju protest przeciwko temu co obecnie dzieje się w kraju i mam nadzieję, iż ten kierunek utrzyma się w wyborach samorządowych i przyszłorocznych do parlamentu. Można zaryzykować twierdzenie, że to schyłek obecnego „betonowego” układu PO-PSL-PIS, który doprowadził nasz kraj do ruiny, a nadchodzi niespokojny czas ruchów narodowych i prawicowych. Biorąc pod uwagę aspekt historyczny, takie zjawisko nie jest czymś nowym. Zawsze tam, gdzie istnieje bieda i wysokie bezrobocie do głosu dochodzi nacjonalizm. Potwierdzają to wyniki wyborów w innych krajach europejskich, gdzie skrajna prawica odniosła niebywały sukces. Narastający w Polakach nacjonalizm połączy ich i po pewnym czasie doprowadzi do potężnych ruchów społecznych podobnych do tych na Ukrainie. Konsekwencjami będzie lejąca się krew na ulicach i zapaść państwa. Można na to czekać, a można też wzorem np. Tajlandii zrobić zamach stanu, odsunąć jednym ruchem wszystkie polityczne pijawki i rozpisać przedterminowe wybory. Oczywiście powyższa czarna wizja, to jeszcze odległy horyzont czasowy.
Polska zawsze stara się wyróżnić pośród krajów należących do Unii Europejskiej. Tym razem osiągnęliśmy prawie najniższą frekwencję wyborczą na poziomie 23,2%. W skali regionu też odnieśliśmy „sukces” – województwo warmińsko-mazurskie może poszczycić się najniższą frekwencją w skali kraju – 12,7%. Bardzo ciekawie wygląda skorelowanie frekwencji wyborczej z mapą biedy i bezrobocia w Polsce. Nasze województwo wg. GUS jest najbiedniejszym regionem kraju o najwyższym stopniu ubóstwa i poziomie bezrobocia, nieco wyżej w zestawieniu znajduje się woj. Podlaskie. Dokładnie taki obraz biedy i nędzy znajduje swoje odbicie w poziomie frekwencji wyborczej. Wobec tego nasuwa się pytanie: Dlaczego najbiedniejsi ludzie nie chodzą na wybory? Czyżby nie chcieli odmienić swego losu poprzez zmianę układu sił na lokalnej scenie „politycznej”?
O problemie ubóstwa i biedy w warmińsko-mazurskim pisałem już wcześniej w artykule „Warunki życia rodzin w Polsce” – raport GUS”
Szukając odpowiedzi na powyższe pytania, m.in. trafiamy na ostatnią sesję Rady Miasta i wypowiedź pana Przewodniczącego Andrzeja Kędzierskiego w sprawie zerowego zainteresowania mieszkańców dyżurami radnych:
„ […] przez 4 lata, można spojrzeć w zeszyt, który mamy z dyżurów radnych – brak interesantów, brak interesantów, od czasu do czasu ktoś wpadnie. Takie jest zainteresowanie mieszkańców […] „ (swoją drogą bardzo przydaje się nagrywanie sesji).
Pan Andrzej poruszył bardzo istotną sprawę, lecz nikt z obecnych na sali nie podjął nawet próby wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Okazałoby się wtedy, że mieszkańcy miasta nie ufają radzie i jej możliwościom wpływania na cokolwiek w Lidzbarku Warmińskim. Rada postrzegana jest, jako „twór” służący li tylko do uchwalania tego, co Burmistrz im każe. Stąd właśnie bierze się zerowe zainteresowanie pracą radnych, którzy przez ostatnie 8 lat ani razu nie sprzeciwili Burmistrzowi. Sami są sobie winni, popadli w pajęczą sieć uzależnień finansowo-personalnych. Czynnikiem zdecydowanie wpływającym na taki stan rzeczy jest właśnie bieda i bezrobocie. Im mniej pracy i trudniej ją dostać, tym większa zależność wobec władzy, która potrafi to doskonale wykorzystać. Niestety taka jest smutna prawda.
Niska frekwencja wyborcza to wyznacznik zaufania obywatela do władzy. Nie chodzimy na dyżury radnych przedstawiać swoje sprawy, bo rada to marionetkowy wytwór. Nie chodzimy na wybory, bo nie ufamy rządzącym. W naszej polityce interes partyjny wygrywa z interesem państwa, a ludzie u władzy zmieniają barwy polityczne w zależności od własnego interesu i możliwości zarobienia większych pieniędzy. Ludzie biedni, żyjący w ubóstwie, czują się wykluczeni społecznie, egzystują w przekonaniu, iż państwo zostawiło ich samym sobie, to rodzi apatię i zniechęcenie. Ogromna rzesza ludności w naszym województwie walczy o przetrwanie, o to co kupią do jedzenia dzieciom, walczą o każdy kolejny dzień aby nie być głodnym. Tacy ludzie nie chodzą na wybory.
Dane o biedzie w warmińsko-mazurskim i ludziach żyjących w skrajnym ubóstwie są porażające. Nasi włodarze jakby nie zauważają problemu, fundują mieszkańcom nową hale sportową z krytym kortem tenisowym, czy też samochód służbowy za ponad 100tys zł, uważają przy tym, że spełniają jakąś swoją wizję (o Termach nie napiszę). Aby zaraz potem narzekać na niską frekwencję. Jednak powoli coś zaczyna się zmieniać, czego dowodem jest zwycięstwo Korwina-Mikke.