Bardzo ciekawy artykuł z sierpniowej „Debaty”. Zapraszam do lektury.
Instytut Globalizacji opublikował raport „Cena Państwa 2013”. Nie jest to jakieś opasłe tomisko, którego nie da się przeczytać. Opracowanie jest raczej zwięzłe i dzięki temu udało się przedstawić na co idą nasze pieniądze. Widać też jak wielkie podatki płacimy naprawdę.
Okazuje się, że te procenty podatku dochodowego, które nam potrącają z pensji, to nie jest nawet połowa obciążeń. I tak przeciętne wynagrodzenie w 2012 roku wyniosło brutto 3 521 zł. Z tego pracownik dostaje do ręki 2 520 zł. Niejako po drodze „gubi” podatek dochodowy – 245 zł, składkę na ubezpieczenie zdrowotne – 273 zł, składkę na ubezpieczenie rentowe – 53 zł, ubezpieczenie chorobowe – 86 zł. To jeszcze widać. Mniej zauważalna jest składka na Fundusz Pracy i Fundusz Świadczeń Pracowniczych – 90 zł oraz dodatkowa składka na ZUS – 641 zł. Po doliczeniu tego okazuje się, że całkowity koszt zatrudnienia pracownika wynosi 4 252 zł. Wynosi tyle, bo przecież jest oczywiste, że ta część składki, którą płaci pracodawca i tak musi być wypracowana przez pracownika. Pracodawca nie ma innych pieniędzy niż te, które wypracowali pracownicy.
Gdy tak policzymy, to okazuje się, że rzeczywista stopa opodatkowania przeciętnej płacy w Polsce to nie żadne 18% tylko 40,7%. Skoro tyle z dochodu jest pobierane w różnej postaci, to zdawałoby się, że państwu wystarczy. Nic bardziej mylnego. Nie wystarczy. Wprawdzie te 2 520 zł pracownik bierze do ręki, ale gdy tylko idzie do sklepu, tankuje samochód czy dzwoni przez telefon, zaczyna znowu płacić podatki pośrednie, takie jak VAT czy akcyza. Polak wydaje 24,3% dochodów na żywność, 6,3% na alkohol i tytoń, 20,8% na mieszkanie i energię. Wszędzie tam ukryte są podatki płacone przez konsumenta. Jak razem policzyć, to dochodzi kolejne 470 zł plus inne opłaty parapodatkowe, jak abonament telewizyjny itp., co wynosi kolejne 50 zł. Po zebraniu tego wszystkiego do kupy okazuje się, że z wypracowanych przez przeciętnego Polaka pozostaje mu 47%, bo pazerne państwo zabiera aż 53%. To też jest najwyraźniej za mało, bo państwo i tak ciągle się zadłuża i co roku podnosi podatki – w ciągu ostatniego roku obciążenie wzrosło o 4 %. Z wyliczeń wynika, że w roku 2013 przeciętnie zarabiający Polak zapłaci o 236 zł podatków pośrednich (głównie VAT i akcyza) więcej niż w roku poprzednim. Łącznie Polak, ten statystyczny, zapłaci w 2013 roku 987 zł podatków więcej niż rok wcześniej.
Ciekawe jest wyliczenie strat i korzyści, jakie pracownik ma z tytułu tak tępionych umów „śmieciowych”. Wystarczy, że pracownik zatrudniony został na umowę zlecenie bez tych składek, a dostałby do ręki o 12 600 zł więcej niż gdyby był zatrudniony na umowę o pracę. Dalej licząc, że opłaca tylko dobrowolną składkę zdrowotną w NFZ, a pozostałą resztę z kwoty wydzieranej na ZUS przez państwo, czyli 713 zł miesięcznie, odłożyłby rozsądnie do banku na 2% powyżej inflacji, to po 44 latach (przeciętny czas pracy Polaka po studiach) miałby odłożone skromne 627 tys. zł. Można wybierać – od tej kwoty miesięczne odsetki (2% inflacja + 2% z lokaty) wynoszą 2 100 zł, czyli całkiem niezła emerytura z nienaruszonym kapitałem! Jak ktoś nie ma zamiaru zostawiać spadku, to zakładając, że optymistycznie spodziewa się żyć 85 lat (statystycznie w Polsce mężczyzna żyje 72,4, a kobieta 81 lat), to jego emerytura wyniosłaby 3 800 zł miesięcznie. Wtedy rzeczywiście można spędzić emeryturę pod palmami.
Oczywiście, że nie są to wszystkie informacje zawarte w raporcie. Ciekawe są wydatki państwa, np. na obronę narodową wydajemy niespełna 23 mld. zł, a składka unijna wynosi ok. 18 mld. Za to obsługa zadłużenia stanowi 43 mld. Obraz dość przygnębiający. Jedyne co wygląda lepiej, to fakt, że już drugi rok z rzędu wydatki państwa rosną wolniej od wzrostu gospodarczego, czyli kończy się okres szaleństwa zadłużania jakie miało miejsce w latach 2008-2011. Ale to już temat na odrębny artykuł.
Adam Kowalczyk